Klaps

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polak czytane słowo niby rozumie, ale ogólnego sensu tych wszystkich słów razem wziętych pojąć nie jest w stanie. Tu już mu się łeb gotuje i zwoje przestają pracować
Nie tak dawno temu podano w prasie rezultaty badań. Przedmiotem - a właściwie podmiotem - tych badań był statystyczny Polak. Ponieważ jestem samozwańczym rzecznikiem prasowym Statystycznego Polaka-Szaraka, więc jest oczywiste, że badania te oraz ich wyniki bardzo mnie interesowały.

W badaniach, o których tu wspominam, chodziło o ustalenie, jak wielu Polaków rozumie, co się do nich mówi lub co się do nich pisze. Co Polak rozumie z gazety, którą przeczytał, i co zrozumiał z wiadomości w telewizorze. Okazało się, że 70 proc. dorosłego społeczeństwa nie rozumie, co czyta! To znaczy - on, Polak, czytane słowo niby rozumie, ale ogólnego sensu tych wszystkich słów razem wziętych pojąć nie jest w stanie. Tu już mu się łeb gotuje i zwoje przestają pracować. Wojna w Jugosławii? - Tam, panie, to ciągle coś... pisali, czytałem... NATO bombarduje, panie, niewinnych ludzi i tam jeszcze inni też... Albańczycy chcą wypędzić tych z NATO, a oni nie dają... ach, panie, strzelanina... ludzi nie wolno zabijać, panie... a tam pozabijani! 70 proc. Polaków tak mniej więcej widzi świat i tak ten świat ocenia - ktoś tam komuś coś... Ponieważ badania te, jak każde badania, obarczone są błędem statystycznym, niewiele zatem odbiegnę chyba od prawdy, gdy napiszę, że trzy czwarte dorosłych Polaków nic nie rozumie. Pytanie zatem wciąż się pojawia: czy warto im tłumaczyć i czy warto pisać? I odpowiedź: oczywiście, że nie warto. Ale trzeba! Trzeba im to wciąż tłumaczyć, codziennie, cierpliwie i - nie oszukujmy się - bez skutku. To przecież w końcu w tym kraju codziennie każdy (poza nielicznymi wyjątkami) powtarza słowa: "i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom", nic z tych słów w praktyce nie rozumiejąc. Pan Piotr Ikonowicz przeczytał mój zeszłotygodniowy felieton "Bibuła" i odpowiedział (patrz "Poczta", str. 11). Pisze o mnie: "autor twierdzi, że mój wyjazd do Jugosławii był wyrazem poparcia dla zbrodni popełnionych na kosowskich Albańczykach. To nieprawda". Ze zdziwieniem muszę stwierdzić, że zgadzam się z Ikonowiczem. Tak, to nieprawda. Oczywiście, że nieprawda, bo ja twierdziłem, że Ikonowicz nie widzi tego, co widzą ludzie, i nie rozumie tego, co - bądź co bądź uważa się za polityka - polityk powinien rozumieć. Co? A to, że Milo?sević ma krew niewinnych na swych rękach. Gdyby Ikonowicz tę krew widział i tłumaczył, że Milo?sević zaciął się w palec, strugając laskę dla kulawego Albańczyka - wtedy można by uznać, że odwraca kota ogonem i wybiela zbrodniarza. Ale Ikonowicz mówi co innego. Powtarza raz jeszcze: "nie spotkaliśmy się z osobami pokrzywdzonymi przez Serbów. (...) Nie ma świadków domniemanych zbrodni". Ikonowicz nie widzi tego, co widzi cały świat i nawet Rosjanie to widzą. Gdy Ikonowicz pojedzie na wieś na wakacje i będzie patrzył na gospodarza, który pijany zabija psa sztachetą, to powie, że wesoły wieśniak głaszcze patyczkiem swego pupilka. Albo w ogóle tego nie zauważy, bo w tym czasie, patrząc w drugą stronę, zobaczy idącego drogą młodzieńca, który prowadzi szczeniaczka na smyczy. Ikonowicz będzie się oburzał, że smycz jest zbyt krótka i szczeniaczek się poddusza. Ja nie oskarżam Ikonowicza o "wyraz poparcia dla zbrodni". Ja go upominam, żeby wyjął głowę z ciemnego worka i zobaczył słońce w jasny dzień. To wszystko. Uczestnicy wycieczki do Jugosławii sami zresztą stwierdzili, że do Kosowa nie pojechali, bo nikt z gospodarzy nie chciał wziąć odpowiedzialności za taką podróż. Cóż zatem można było powiedzieć o sytuacji w Kosowie, gdy się tam nie było? "Bardzo żałuję, że nie było ze mną pana Tyma" - pisze Ikonowicz. A ja bardzo się cieszę, Panie Piotrusiu, że mnie z Panem nie było. "Domniemanie niewinności". Bardzo to szlachetne. Jak czytałem, to aż płakałem. Jaką to trzeba mieć w sobie dobroć, mądrość i odwagę, żeby coś takiego zaproponować w obronie zaszczutego przez ten zły świat człowieka, czyli Slobodana M. I tylko nie rozumiem, dlaczego Ikonowicz walczył w stanie wojennym z gen. Jaruzelskim? Jaruzelski był oficjalną władzą konstytucyjną, żadnym wyrokiem nie był skazany za cokolwiek. Zamiast "domniemywać niewinność", Ikonowicz z nim walczył! Dziś walczy z Balcerowiczem, "który wysyła policję przeciw bezbronnym pielęgniarkom". Widział Pan, Panie Ikônović, jak Balc×rović wydaje rozkaz szwadronowi: "spałować pielęgniarki!!!"? A od czego jest, przepraszam, że pytam, wicepremier Tomaszewski, hę? Walka z Balcerowiczem. Za czasów rządów dzisiejszych kolegów Ikonowicza z SLD, za czasów gdy KC PZPR ustalał ceny koperku, za czasów Millera, Sierakowskiej i Oleksego (nie chodzi zresztą o nazwiska, chodzi o czasy) - otóż za tamtych czasów ludzie stali w kolejkach społecznych, aby się zapisać na... przedpłaty! Tak! Przedpłaty na lodówkę, na radio, na cokolwiek. Zamiast towarów w sklepach były przedpłaty na towar. I ludzie byli tak ogłupieni, że płacili za to, że nie mieli tego, co chcieli mieć. Z góry płacili za nic! Buty były tylko na kartki, cukier, masło, mięso, mąka, makaron... Wszystko było racjonowane, jak żywność w obozie koncentracyjnym. Jadłeś tyle, ile ci partia pozwoliła. Ludzie o tym zapominają, że huty i fabryki, i kopalnie, i stocznie, zamiast skupiać się na robocie, prowadziły przyzakładowe hodowle trzody chlewnej, aby klasa robotnicza miała co zjeść na obiad w stołówce. A PZPR się cieszyła, że "Polak potrafi" hodować świnię w stalowni! Pół wieku żyliśmy w gnoju, wdeptywani w ziemię, a teraz odważni i bezkompromisowi obrońcy uciśnionych pielęgniarek powiewają chorągiewkami i dmą w piszczałki, prowadząc do boju z Balcerowiczem - gigantem, który kraj z tego gnoju wyciąga! Oczywiście, że jest rozpaczą żyć za siedemset złotych miesięcznie. Tylko że to nie Balcerowicz jest winien, iż pół wieku żyliśmy w obozie socjalistycznym. To PZPR jest odpowiedzialna, która rozpuściła się w limoniadowym SLD i podpuszcza chłopca-adiutanta Piotra Ikonowicza do walki na czele 70 proc. narodu. Ludzie nie pamiętają, że nie było paszportów, że nie było telefonów, że był zakaz anten satelitarnych, że nie było wymiany pieniędzy, wymiany poglądów i że była cenzura i nie było wolnej prasy. Dziś jest, na szczęście, wolna prasa i można o polityku, który pisze i mówi bzdury, napisać: bzdury pan piszesz, dziecinko.
Więcej możesz przeczytać w 25/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: