Eurozwiązek z Rosją

Eurozwiązek z Rosją

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z NIKOŁAJEM IWANOWICZEM CZERGIŃCEM, przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych i Bezpieczeństwa Narodowego Rady Republiki Zgromadzenia Narodowego Republiki Białorusi
Jacek Potocki: - Nie wydaje się panu, że stosunki między naszymi państwami nie są takie, jakie powinny być między sąsiadami?
Nikołaj Iwanowicz Czerginiec: - Mnie się nie tylko tak wydaje, ale jestem wręcz przekonany o tym. Moglibyśmy zrobić wielki krok w kierunku poprawy stosunków z Polską. Może w waszym kraju było zbyt mało informacji od oficjalnych władz - niewykluczone, że stało się tak dlatego, iż ci, którzy stali wcześniej u steru nawy państwowej Białorusi, byli bliżsi przywódcom Polski, bo zbyt wiele obiecywali. Wasi przywódcy wybaczyli na przykład panu Szareckiemu to, że oficjalnie występując na forum Rady Najwyższej, obrzucał Polskę błotem. Nie wiadomo, dlaczego nie zwrócili uwagi na to, że ani jeden przedstawiciel władz Białorusi nigdy nie wystąpił z roszczeniami terytorialnymi wobec Polski, a pan Paźniak przedstawił je oficjalnie. Mamy więc do czynienia z podwójną normą: jako parlament ratyfikujemy układ o stosunkach z Rzeczpospolitą Polską, a z drugiej strony oświadcza się nam: "My was nie uznajemy". Kolejną przyczyną niewłaściwych stosunków między naszymi krajami może być zbliżenie Biało- rusi do Rosji i decyzja Polski o wstąpieniu do NATO.
- Jakie pretensje mają wobec siebie Polska i Białoruś?
- Główne zastrzeżenia Polski pod adresem władz białoruskich wywołały decyzje z listopada 1996 r. Dlatego wasz kraj nie uznaje białoruskiego parlamentu. Jest to nie do przyjęcia w stosunkach między suwerennymi państwami, członkami ONZ. Nasze społeczeństwo zgodnie z konstytucją z 1994 r. jest jedynym źródłem władzy i prezydent kraju, organizując referendum, skorzystał z prawa przyznanego mu przez konstytucję. Dyktatorzy sięgają po pomoc czołgów i dział, a tymczasem on uzyskał poparcie 86 proc. głosujących. Zwracaliśmy się do polskiego parlamentu: "Przyjedziemy do was z dokumentami, opowiemy, posprzeczamy się...". Nie chciał on jednak nas słuchać. Rozumiemy, że nie wszystkim w Polsce podobają się nasze stosunki z Rosją. Chcielibyśmy jednak, aby mieszkańcy waszego kraju zrozumieli, że Białoruś jest jedną z niewielu byłych republik ZSRR, gdzie nie przelano ani jednej kropli krwi. Uchroniliśmy swój potencjał przemysłowy, ponieważ nie zerwaliśmy z Rosją, zagwarantowaliśmy pracę swoim ludziom, a Rosji - dostawy maszyn i urządzeń. Dzięki temu udało nam się przetrwać. Był to życiowy wymóg, bo naszej produkcji nikt na Zachodzie nie chce kupić. Co nie podoba się stronie białoruskiej? Polska prasa nie zostawia na prezydencie Łukaszence suchej nitki, choć nasze państwowe środki masowego przekazu nigdy nie opublikowały żadnej krytyki pod adresem polskich władz.
- Dlaczego stosunek Białorusi do członkostwa Polski w NATO jest szczególnie negatywny?
- Nie wierzymy NATO i mamy rację. Kiedy pojawił się problem rozbrojenia armii białoruskiej, zredukowaliśmy nasze siły zbrojne o 75 proc. i usunęliśmy 80 międzykontynentalnych rakiet atomowych. W zamian obiecano nam pomoc w zniszczeniu między innymi wyrzutni. Nie otrzymaliśmy ani centa, po prostu zostaliśmy oszukani. A co mówili przywódcy NATO, gdy wyprowadzono wojska radzieckie, a następnie już rosyjskie z terenu Niemiec? Jednogłośnie wołali, że kiedy Niemcy się zjednoczą, pakt nie przesunie się na Wschód ani o cal. Dziś jednak mówią: "Do zobaczenia w Brześciu!". Jesteśmy zaniepokojeni, gdyż nie widzimy, by sojusz podejmował działania, które by potwierdzały jego dobre zamiary. Dowodzi tego przykład Jugosławii.
- Co dla Białorusi oznacza unia z Rosją?
- Nasze zbliżenie z Rosją rozpatrujemy w kategoriach ekonomicznych, dążąc do tego, aby Białorusini otrzymywali przynajmniej takie wynagrodzenie jak w Rosji, w niej zaś - by wypłacano je tak regularnie jak w moim kraju.
- Czy na Białorusi myśli się o państwie unitarnym?
- Nie. W żadnym wypadku nie zrezygnujemy z suwerenności. Możemy mówić o związku państw, o typie eurozwiązku.


Nikołaj Iwanowicz Czerginiec (lat 62) - doktor nauk prawnych, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych i Bezpieczeństwa Narodowego Rady Republiki (izby wyższej parlamentu), generał-porucznik milicji w stanie spoczynku, od 1996 r. sekretarz prezydenta Łukaszenki. Jest autorem ponad 20 książek, członkiem Związku Literatów Białorusi, przewodniczącym Komisji Polityki Zagranicznej i Informacji Zgromadzenia Parlamentarnego Białorusi i Rosji.

- Pana kraj jest zaniepokojony sytuacją w Rosji.
- To prawda. Zarówno jeśli chodzi o sprawy polityczne, jak i ekonomiczne. 87 proc. surowców energetycznych i 83 proc. metali otrzymujemy z Rosji. Nasza gospodarka zależy przede wszystkim od tego państwa.
- Jak zrodziła się idea przyłączenia się Jugosławii do unii Rosji i Białorusi?
- Byłem w Jugosławii jesienią ubiegłego roku. Spotkałem się z prezydentem Milos?eviciem i innymi przywódcami. Narody Jugosławii z naturalnych przyczyn chcą być bliżej Słowian, ale takie dążenia nasiliły się wskutek agresji NATO. Osobiście popierałem inicjatywę przyznania Jugosławii w ubiegłym roku statusu obserwatora i tak się stało.
- Jak pan ocenia wybory prezydenckie, które odbyły się 16 maja?
- Wszyscy przekonali się, że to jest dziecięca zabawa. Przewodniczących komisji wyborczych powoływano już w trakcie wyborów. Zakończyło się to tym, że Paźniak po trzech dniach wycofał się z kandydowania i zastąpił go Gonczar. Jeśli zaś chodzi o opozycję, wszyscy wyszli z jednego gniazda. Powiedzieliśmy w Strasburgu, że to są nasi ludzie i nasi obywatele. Jeśli chcą pracować w interesie narodu i państwa, proszę bardzo, ale nie po to, żeby się wzajemnie zwalczać.
- Co wywołuje napięcie między Związkiem Polaków na Białorusi a władzami?
- Nie rozumiemy, dlaczego w tej sprawie jest tyle wrogości w Polsce. W zeszłym roku w Strasburgu Marian Krzaklewski skarżył się, że wydalono go z Białorusi za to, iż uczestniczył w spotkaniach Związku Polaków na Białorusi. Gdy ostatni raz byłem w waszym kraju, zatrzymała mnie policja drogowa, a kiedy pokazałem paszport dyplomatyczny, usłyszałem, że może on być ważny wyłącznie u nas, na Białorusi. Przenoszenie pojedynczych wypadków na całą sferę stosunków polsko-białoruskich jest niebezpieczne. Nieprawdą jest, że nasze władze nie interesują się problemami polskiej mniejszości. W 1991 r. w polskich szkołach na Białorusi uczyło się zaledwie 415 dzieci, a w ubiegłym roku - ponad cztery tysiące.
- Na Białorusi Polacy nie są więc dyskryminowani?
- Nie ma żadnej dyskryminacji. Mogą występować sporadyczne wypadki wynikające z błędów, a nawet ze złej woli urzędników, nie zaś z polityki państwa. Dobre stosunki z waszym krajem należą do głównych priorytetów naszej polityki. Jestem za omówieniem tych spraw z polskim parlamentem.

Więcej możesz przeczytać w 25/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.