Biopaliwa wydawały się idealnym rozwiązaniem. Złoża ropy, które są ograniczone i znajdują się często w niestabilnych rejonach świata, nie zagwarantują bezpieczeństwa energetycznego. W dodatku żeby przeciwdziałać globalnemu ociepleniu, kraje ONZ zobowiązały się w Protokole z Kioto do redukcji emisji gazów cieplarnianych. Potrzebny był więc „bardziej przyjazny dla środowiska” zamiennik dla ropy i jej pochodnych. Biopaliwa ze zbóż i rzepaku załatwiały te problemy, w dodatku były szansą rozwoju dla krajów biedniejszych. Kraje rozwinięte, które mają ograniczone zasoby ziemi uprawnej i wyższe koszty produkcji rolnej, część popytu na biopaliwa zaspokajałyby importem z krajów rozwiniętych, co wsparłoby tamte gospodarki.
Dlatego też na początku XXI w. Unia Europejska postawiła na biopaliwa. Najpierw ustalono, że poziom udziału biopaliwa w mieszance paliwowej będzie wynosił przynajmniej 5,75 proc., a w 2009 r. przyjęto plan, zgodnie z którym w 2020 r. w krajach UE 10 proc. paliw w transporcie będą stanowiły biopaliwa. Teraz jednak Komisja Europejska zmienia zdanie, twierdząc, że biopaliwa ze zbóż i rzepaku wcale nie są takie ekologiczne, a ich uprawa prowadzi do pogłębiania nierówności. Proponuje więc, by do paliw dodawać tzw. biopaliwa drugiej generacji, czyli wytwarzane z alg i łupin. Tyle tylko, że taka decyzja to wyrok na producentów biopaliw ze zbóż i rzepaku.
Polska w ogonie
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.