Edukacja przyszłości

Edukacja przyszłości

Dodano:   /  Zmieniono: 
W antropologii jedna generacja gatunku Homo sapiens to w przybliżeniu 25-30 lat

W dotychczasowej historii gatunku w tym czasie następowała zazwyczaj wymiana pokoleń. Ponieważ w ostatnim okresie historycznym osobniczy czas życia znacznie się wydłużył, naukowcy przyjęli jako jednostkę miary czasu dla zmian cywilizacyjnych czas życia współczesnej generacji. Przy takiej jednostce każde następne pokolenie doświadcza wielokrotnie więcej zmian cywilizacyjnych niż poprzednie.
Dlaczego dopiero teraz ludzie zaczynają zdawać sobie sprawę z przyspieszenia cywilizacyjnego? Wynika to z istoty procesów o charakterze lawinowym, które obce są naszej intuicji. Jeżeli staw zarasta rzęsą, to zanim cały zarośnie, w roku poprzednim zarośnięte jest jedynie pół stawu; dwa lata wcześniej - jedna czwarta; dziesięć lat wcześniej - około jednej tysięcznej, mimo że proces zarastania trwać może od bardzo wielu lat i mieć ten sam lawinowy charakter. Tak samo ze zmianami cywilizacyjnymi.

Podczas gdy zmiany cywilizacyjne narastają, fazy rozwoju człowieka jako istoty biologicznej nie ulegają większym zmianom. Jedynie w fazie rozwoju zwanej młodością człowiek przyswaja i akceptuje otaczający go świat jako własny. Prawda ta znalazła wyraz w pracach polskiego antropologa, prof. Tadeusza Bielickiego. Konsekwencją tej prawidłowości biologicznej jest fakt kształtowania się bazy percepcji świata do czasu, gdy kończy się młodość. Potem - mimo że człowiek jest istotą plastyczną - z trudnością udaje mu się nowe, dalsze zmiany uznać za "swoje" i w pełni je zaakceptować. Usiłuje się tylko do nich dostosowywać.
W wolno zmieniającym się świecie poprzednich pokoleń otoczenie pod koniec życia człowieka nie różniło się znacznie od tego z czasów jego młodości. Stąd uszanowanie dla wiedzy starców, co w zmieniającym się świecie jest anachronizmem. Generalnie sytuacja seniorów jest nie do pozazdroszczenia, bowiem na starość żyją w świecie sobie obcym, którego nie są w stanie zaakceptować. Stan ten jest po raz pierwszy odczuwany tak intensywnie w naszym stuleciu. Konflikt będzie narastał w przyszłych pokoleniach, dopóki cywilizacja będzie się rozwijać w sposób lawinowy, a nauka nie dostarczy takich środków ingerencji w pamięć człowieka, by stała się ona wybiórczo wymazywalna, podobnie jak pamięć komputera. Ta druga możliwość - moim zdaniem, które opieram na badaniach konceptora jako modelu świadomości - nie istnieje, chyba że człowiek, który powstanie w wyniku takich zmian, jedynie z nazwy będzie istotą ludzką.
W dotychczasowym świecie na ogół zawód wyuczony w młodości wystarczał na całe życie. Wyjątkiem były takie zawody jak informatyka. Ja sam, należąc do jednego z pierwszych roczników wykształconych już jako inżynierowie maszyn matematycznych i pracujący z tymi maszynami od końca lat pięćdziesiątych, uczyłem się mego zawodu wielokrotnie, a z tego, co wyniosłem z uczelni, jedynie podstawy teoretyczne pozostały aktualne. Był to jednak zawód, którego obiekt zmieniał się niezwykle szybko. Z porównania podanego już kilka lat temu przez prof. Amara Guptę z MIT wynika, że gdyby w ciągu ostatnich 25 lat samoloty rozwijały się równie dynamicznie jak komputery, to boeing 727 kosztowałby 500 USD i w dwadzieścia minut okrążałby Ziemię, zużywając przy tym pięć galonów paliwa.

Gdyby w ciągu ostatnich 25 lat samoloty rozwijały się równie dynamicznie
jak komputery, to boeing 727 kosztowałby 500 USD


Dzisiaj - między innymi wskutek powszechnego użytkowania komputerów - problem utrzymywania wysokiego stopnia profesjonalizmu tylko przez kilka lat po zdobyciu zawodu stał się faktem. Jedną z konkretnych konsekwencji omawianej rzeczywistości zawodowej jest brak ustabilizowanej pozycji zawodowej i to w dwóch płaszczyznach: własnej jakości profesjonalnej i pozycji w strukturze instytucjonalnej.
Proces kształcenia powinien zapewnić jego uczestnikowi wysoką jakość profesjonalną w możliwie najdłuższym okresie jego życia. Wydaje się, że jest to podstawowe kryterium oceny tego procesu. W poprzednich pokoleniach kryterium to spełniało na ogół kształcenie dostosowujące umiejętności kształconych do dobrze i konkretnie określonych warunków pracy, tak zwane kształcenie praktyczne. Dzisiaj w warunkach przyspieszonych zmian cywilizacyjnych spełnienie tego kryterium musi być dwuskładnikowe: kształcenie musi zapewniać umiejętności praktyczne, bowiem te umiejętności decydują o sukcesie w krótkiej, kilkuletniej perspektywie, a także umiejętność przyswajania sobie umiejętności praktycznych, bowiem ona decyduje o utrzymywaniu wysokiej jakości profesjonalnej (a więc i o sukcesie) w perspektywie dłuższej.
Dotychczas składniki te były traktowane jako przeciwstawne. Pamiętam dyskusje na Politechnice Warszawskiej w latach siedemdziesiątych, gdy nadmierne rzekomo teoretyczne przygotowanie ówczesnych absolwentów, towarzyszące pewnemu brakowi ich przygotowania do natychmiastowego uczestnictwa w procesie produkcyjnym, przeciwstawiano systemowi amerykańskiemu, kształcącemu w krótszym czasie w pełni sprawnych produkcyjnie inżynierów. Niespodziewane podsumowanie tej dyskusji ćwierć wieku później przeczytałem w artykule prof. Andrzeja Koźmińskiego. Fragment ten przytaczam w całości: "Jeden z szefów kalifornijskich firm zbrojeniowych najwyższej techniki tak skomentował w rozmowie ze mną kryteria redukcji personelu inżynierskiego, wynikającej z końca zimnej wojny: "inżynierów wykształconych w Polsce, w Rosji i w innych krajach komunistycznych zwalniamy w ostatniej kolejności, bo oni co prawda nie znają wielu konkretnych, nowych technik, ale za to mają solidne podstawy teoretyczne i dlatego można ich szybko wszystkiego nauczyć"" ("Master of Business Administration", nr 5, 1997 r., str. 14). Z cytatu wynika wyraźnie, że pracodawca preferuje drugi z omawianych składników, a więc umiejętność przyswajania umiejętności.
Strukturalnie składniki te pochodzą z różnych poziomów hierarchicznych; pierwszy - praktyczne umiejętności (aktualnie użyteczne) - jest konkretnym, ale jednym z wielu możliwych efektów wykorzystania drugiego składnika: umiejętności nabywania umiejętności. Sądzę, że harmonijny splot obu składników można uzyskać w procesie kształcenia, odmiennie jednakże niż w przeszłości. Dzisiaj kształcenie nabywania umiejętności w nabywaniu umiejętności winno być trzonem kształcenia, a konkretne, aktualnie potrzebne umiejętności - pierwszym trzonu tego zastosowaniem, realizowanym pod okiem nauczających. Tej nauce winna towarzyszyć ze strony kształconego pełna świadomość, że proces taki wielokrotnie będzie powtarzać samodzielnie w czasie trwania swego życia.

Doświadczeni są niekoniecznie potrzebni, a jesień zawodowa zaczyna się w trzydziestym piątym roku życia

Tak więc nauczanie praktycznych, potrzebnych dziś umiejętności mogłoby stanowić propozycję dostosowania metodologii kształcenia do przyspieszonych zmian cywilizacyjnych. Takie dostosowanie, aczkolwiek istotne, nie zapewnia jeszcze jednostce sukcesu zawodowego. Nie mniejszym wyzwaniem przyspieszającej cywilizacji jest potrzeba dostosowania się do zaniku stabilności pozycji jednostki w strukturze instytucjonalnej. Przyczyn braku takiej stabilności jest wiele: konkurencja, technologia i samoistna degradacja jakości zawodowej jednostki, już tutaj przedstawiona.
Degradacja jakości zawodowej sprzyja nasileniu konkurencji. W warunkach, w których doświadczenie przestaje stanowić najcenniejszą wartość zawodową, a niekiedy poprzez swe zachowawcze trendy stanowić może barierę w rozwoju, społeczna alienacja seniorów powtórzona zostaje w mniejszej zawodowej skali. Doświadczeni są niekoniecznie potrzebni, a jesień zawodowa zaczyna się w trzydziestym piątym roku życia.
Wreszcie infotechnologie - likwidując barierę przestrzeni w wymianie informacji, powodują przestrzenną eksplozję struktur organizacyjnych. Jeśli odległość przestaje stanowić barierę w sprawnym funkcjonowaniu struktur organizacyjnych, inne kryteria (na przykład koszty) decydują o tym, czy stałe miejsce wymiany informacji zawodowej między pracownikami (zwane na przykład biurem) można ograniczyć lub nawet zlikwidować. Niech pracownicy przebywają fizycznie w swoich domach, a jednocześnie wirtualnie w biurze, pracując w domu przy swoim komputerze. Oszczędności dla pracodawcy są znaczne, zaś ubytek efektywności znikomy, jeśli w ogóle zauważalny. Najważniejsze staje się wykonywanie pracy, a nie manifestowanie fizycznej obecności pracownika.

Dla pracownika konsekwencje pracy wirtualnej są dużo poważniejsze niż dla pracodawcy. Pracownik zakorzeniony w przedwirtualnych czasach traci znaczną część swej przestrzeni socjalnej, zwanej niegdyś "środowiskiem pracy". Zyskuje za to nie uregulowany czas pracy i może pracować bez ograniczeń, również dla wielu pracodawców. Jego sytuacja zawodowa staje się podobna do takiej, jaka dotychczas zarezerwowana była dla nielicznych zawodów, na przykład dla kompozytora czy pisarza. Wynagradzany jest za "dzieło", nie zaś za czas, który dziełu poświęca. W wymienionych zawodach zróżnicowanie prestiżowe i płacowe jest dużo większe niż w innych grupach pracowniczych związanych z tradycyjnymi strukturami organizacyjnymi. Wraz z profesjami aktora czy sportowca należą one do "pucharowych zawodów", w których uznawani za najlepszych uzyskują nieporównywalnie większe korzyści niż pozostali. Powstają i powstaną nowe zawody związane z obróbką informacji. Profesjonalista, który będzie stroicielem informacji, stanie się zapewne jednym z ważniejszych specjalistów w wirtualnej sferze cywilizacji. Wszechstronne kształcenie w tym zakresie będzie jednym z priorytetów edukacyjnych. W żadnej innej dziedzinie patrzenie w przyszłość, śledzenie szybkich technologicznych i socjalnych zmian, nie jest tak istotne jak w kształceniu tych, których zawodem będzie operowanie informacją.
 

Tekst jest fragmentem referatu wygłoszonego na konferencji "Information Science and Education" w ramach programu Tempus Phare.

Więcej możesz przeczytać w 28/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.