W stronę anarchii?

W stronę anarchii?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Cóż to byłby za parlament, w którym część koalicji uzurpowałaby sobie prawo do postępowania wobec własnego rządu jak opozycja!
W Sejmie odbyło się pierwsze czytanie rządowych ustaw podatkowych. Część wystąpień w debacie była zgodna z oczekiwaniami, a niektóre je nawet przewyższyły. Do owej debaty miałem okazję odnieść się w końcowym sejmowym wystąpieniu, tutaj chciałbym czytelnikom przedstawić niektóre jego wątki. Najważniejszy z nich odnosi się do niektórych wystąpień ze strony AWS - ugrupowania, które formalnie współtworzy rządzącą koalicję. Na tym tle powstaje fundamentalna kwestia wykraczająca poza problem podatków i poza istnienie obecnej koalicji. Dotyczy ona obyczaju politycznego i sposobu funkcjonowania państwa. Ustrój kraju składa się nie tylko z praw, ale i z obyczajów. Zły obyczaj polityczny psuje państwo, nie pozwala na dobre, stabilne w nim rządzenie. W związku z niektórymi wystąpieniami ze strony AWS, brzmiącymi jak opozycyjne i oklaskiwanymi przez opozycję, trzeba przypomnieć rzecz elementarną: koalicja żyje wtedy, gdy wspólnie działa w sprawach podstawowych, w przeciwnym razie jest fikcją. A wspólne działanie oznacza zawieranie i dotrzymywanie porozumień, szczególnie tych dotyczących zasadniczych kwestii. Odnosi się to nie tylko do rządu, ale i do parlamentu. Autorem projektów ustaw podatkowych jest rząd RP, współtworzony przez AWS i UW. Cóż oznaczałoby uznanie doktryny, że porozumienie koalicyjne, które znajduje swój wyraz w ustawach rządowych, nie dotyczy koalicjantów w parlamencie? Taką doktrynę usiłuje się przemycić pod hasłem "suwerenności" parlamentu, wobec rządu podkreślając, że na tym właśnie polega różnica między obecną demokracją w Polsce a systemem PRL, kiedy Sejm był zazwyczaj maszynką do głosowania. Mówiąc najdelikatniej - jest to grube nieporozumienie. Uznanie doktryny, że porozumienia koalicyjne nie dotyczą parlamentu, oznaczałoby prawo koalicjantów do zachowywania się w Sejmie tak jak opozycja. W myśl doktryny "suwerenności" parlamentu wobec rządu AWS przyznawałaby sobie prawo do zachowywania się w wybranych przez siebie sprawach tak jak SLD, krytykując projekty koalicyjnego rządu... AWS-UW. Uznanie takiej doktryny prowadziłoby prostą drogą do upadku obyczaju politycznego w Polsce i do podważenia możliwości stabilnego rządzenia w polskim państwie. Cóż to bowiem byłaby za koalicja, której część zachowywałaby się - wtedy, gdy jej wygodnie - tak jak opozycja? Taka koalicja jako wspólne działanie praktycznie by nie istniała, a zawieranie porozumień straciłoby sens, skoro i tak nie musiałyby one obowiązywać w parlamencie. W polskim życiu społecznym utrwaliłoby się patologiczne zjawisko "porozumień chwilowych" albo "porozumień na niby". Zanikłoby zaufanie - niezbędne spoiwo wszelkiego wspólnego długofalowego działania. A cóż to byłby za parlament, w którym część koalicji uzurpowałaby sobie prawo do postępowania wobec własnego rządu jak opozycja! Taki parlament w najistotniejszych momentach składałby się głównie z opozycji wobec rządu, paraliżując działalność państwa. Mielibyśmy podwójną opozycję: normalną i "koalicyjną". Przypominałoby to nie tylko szlacheckie sejmiki w dawnej Polsce, ale i współczesną sytuację w rosyjskiej i ukraińskiej Dumie. Dobre rządzenie nie może się tam przebić, bo nie ma bazy parlamentarnej dla rządu. Demokracja nie różni się od dyktatury tym, że w tej pierwszej parlament jest "suwerenny" wobec rządu, a w drugiej - podporządkowany. W demokracji władze państwowe pochodzą z wolnych wyborów, a w dyktaturze nie są powoływane i odwoływane w ten sposób, lecz są społeczeństwu narzucone. Istota PRL polegała na braku wolnych wyborów, a nie na tym, że Sejm był podporządkowany rządowi. Obydwie instytucje - rząd i Sejm - były emanacją jedynej rządzącej partii. W stabilnej demokracji w każdym okresie mamy klarowny podział na rządzącą większość i opozycję. Ale opozycja nie musi kontestować wszelkich poczynań tych, którzy aktualnie rządzą, tylko dlatego, że się tak nazywa. W krajach od nas bardziej rozwiniętych dochodzi w ważnych dla państwa sprawach do współpracy ponad podziałami. Polska potrzebuje jeszcze szerszej sfery takiego porozumienia, bo musimy szybko nadrabiać stracony czas. Polska szansa na rozwój leży m.in. w wykazywaniu takiej postawy przynajmniej przez część opozycji. Szansie tej i budowie dobrego państwa zagrażałoby natomiast nierespektowanie zasadniczych koalicyjnych porozumień i usankcjonowanie reguły, w myśl której ugrupowanie koalicyjne może się zachowywać w Sejmie wobec własnego rządu tak jak opozycja.
Więcej możesz przeczytać w 29/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.