Trochę o małżach

Trochę o małżach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdyby PZPR nie była tak rozpaczliwie głupia i dwadzieścia lat temu wprowadziła nie stan wojenny, ale piwo ogólnie dostępne i telewizję Polsat, wciąż by urządziła i nie byłoby takiej siły, która by obaliła socjalizm
Zapowiadałem dalszy ciąg o skutkach odkrycia prof. Aleksandra Wolszczana, a zatem - dalszy ciąg. Pisałem tydzień temu, lekko sobie kpiąc z naszej macoszki PZPR i z jej wyrosłego synalka SLD. Swoją drogą, to się wydaje aż nieprawdopodobne, że człowiek doczekał dzisiejszych czasów. Przecież kilkanaście lat temu wydrukowanie najlżejszej kpiny z partii czy z rządu w ogóle nie wchodziło w rachubę... Żartując zatem tydzień temu, uznałem, że uczciwiej byłoby wspomnieć, że to właśnie PZPR, partii marksistowsko-leninowskiej, zawdzięcza prof. Wolszczan swoje epokowe odkrycie. Tak! Tym razem to nie żarty. Oczywiście PZPR zrobiła to niechcący, bo wcale nie miała zamiaru pomagać jakiemuś tam astronomowi. Jeśli już, to raczej przeszkadzać, co zresztą robiła nadzwyczaj skutecznie, nie tylko w wypadku astronomów. Stara, zaczadziała sklerotyczka, macocha PZPR, zarządzając wszystkim absolutnie, wprowadziła stan takiej martwicy, że uczeni wiali stąd tabunami.

I tak właśnie w 1982 r., po stanie wojennym, Aleksander Wolszczan znalazł się w USA. Co było dalej - już wiemy. Potwierdza się w pełni perłopław, że gdy go uwiera, to mu się perłą przepiękną to uwieranie odciska. Tylko perłopławowi jednak tak się odciska. Małżowi naszemu gnuśnemu niczym się nie odciska. Wię- cej - małż nawet tego uwierania nie zauważa, a jeśli już, to jest mu ono miłe. To się nazywa masochizm albo głupota. Tak to się nazywa. Nie jest zresztą ważne, jak to się nazywa. Ważne, że wiele małży tęskni za czasami pezetpeerowskimi i za realnym socjalizmem. Wydaje mi się, że ogromne poparcie, jakiego doświadcza dziś SLD, bierze się głównie z tęsknoty naszych małży do bycia gniecionym i uwieranym. Gdyby PZPR nie była tak rozpaczliwie głupia i gdyby dwadzieścia lat temu wprowadziła nie stan wojenny, ale piwo ogólnie dostępne i telewizję Polsat, wciąż by rządziła i nie byłoby takiej siły, która by obaliła socjalizm. Realny socjalizm, tak czy owak, w końcu kiedyś musiał runąć, bo gwałty nie trwają wiecznie, co już zauważyli w starożytności Rzymianie. Nic zresztą nie trwa wiecznie i właśnie w poniedziałek o 9.41 czasu zachodnioeuropejskiego miał nastąpić koniec świata. Ale coś im widocznie nie wyszło i nie nastąpił. Nie nastąpił, choć w głównym wydaniu Wiadomości w przeddzień wyjaśniono nam naukowo, że "pola grawitacyjne planet będą się dodawać" i to może mieć dla nas skutki fatalne. Gdyby redaktor piszący ten "naukowy" komentarz wiedział, że grawitacyjne działanie masy na masę maleje z kwadratem odległości, to by nam takich banialuk nie serwował. Łaskawco! Obawiam się, że szklanka piwa w pańskiej ręce ma większe na pana oddziaływanie grawitacyjne niż Neptun i Pluton razem wzięte. Odkrycie innych układów przez prof. Wolszczana, do którego to odkrycia przyczyniła się PZPR... Dobrze, proszę bardzo! Już! Koniec żartów! Ale przecież to nie jest już żart, a brzmi jak żart i to jaki jeszcze: 12 lipca Siergiej Nikitowicz Chruszczow, syn sowieckiego przywódcy, otrzymał obywatelstwo USA. Następny, który wyjechał i tam został. Tak! Syn tegoż Chruszczowa, który walił butem w mównicę na forum ONZ i krzyczał na cały świat, że komunizm zwycięży i kapitalizm będzie pogrzebany. Przed Chruszczowem zresztą wszyscy inni gensekowie też grzebali kapitalizm, a Lenin przepowiadał nawet, że kapitaliści sami dostarczą sznur, na którym zawisną. Co się zatem dziwić Nostradamusowi, że się rąbnął w przepowiedni, skoro sam wiecznie żywy Lenin też się rąbnął. Prof. Wolszczan nie musi już dziś uciekać z Polski. Może pracować i w Polsce, i w USA. Ale tendencja małży, żeby wypychać z Polski każdego perłopława, ta tendencja utrzymuje się bez zmian. Oto, kolejny raz, wbrew obietnicom, umowom i ustaleniom, a także wbrew dobrym obyczajom, dyrektor warszawskiego Teatru Rozmaitości Bogdan Słoński zwolnił swego zastępcę, reżysera Grzegorza Jarzynę. Mało piszę w moich felietonach o teatrze, mało piszę o aktorach, ponieważ jestem z teatralnej branży i wolałbym nie nadużywać możliwości, jakie daje mi ta stroniczka w poczytnym tygodniku. Ale Teatr Rozmaitości jest mi szczególnie bliski, bo spędziłem w nim kilka lat i to z ludźmi tej miary i talentu, co Andrzej Jarecki i Jerzy Dobrowolski. Jest mi więc przykro, że reżyser musi uchodzić z tego teatru, z Teatru Rozmaitości, który ostatnio znany jest w Polsce przede wszystkim z jego prac. Nagradzany ostatnio (i słusznie!) Jarzyna może oczywiście wyjechać za granicę, szczególnie że ma liczne stamtąd oferty. Nie zdziwię się, że będzie miał dość użerania się z urzędnikami i małżami różnych szczebli i za rok dowiemy się o wspaniałym przedstawieniu Jarzyny w Tokio albo w Melbourne, albo w Rzymie. Radni miasta stołecznego Warszawy wyjechali na zasłużone odpoczynki i co ich tam teraz obchodzi, że ich nic nie obchodzi. Ich obchodzi teatr głównie wtedy, gdy się dowiadują, że gra "Shoping and Fucking". Wtedy, choć nie widzieli (bo żeby zobaczyć przedstawienie trzeba pójść do teatru) - nie widzieli zatem, ale słyszeli od kolegi syna, więc mają pogląd. Spektakl "obraża wartości" i trzeba go zdjąć. Słoński najbardziej zaimponował mi tym, że swemu - bądź co bądź zastępcy - dyrektorowi ds. artystycznych - wysłał zwolnienie listem poleconym. Jak powiedział: "Nie miałem możliwości osobiście wręczyć mu wymówienia, ponieważ od dłuższego czasu dyr. Jarzyna nie pojawia się w teatrze". Cała Polska wie, że Jarzyna właśnie siedzi we Wrocławiu, gdzie reżyseruje "Fausta". Słoński zatem chciał, ale nie mógł. Na szczęście miał pocztę i skorzystał z jej pomocy. Ale co ma zrobić Violetta Villas, która na pielgrzymce Radia Maryja powiedziała: "Najchętniej bym poszła na katorgi za Radio Maryja, gdybym tylko mogła". Pięknie powiedziane. Ja już dziś pisałem, jak to się nazywa. Czytam o kolejnych masowych grobach w Kosowie, o ludziach zabijanych tam nadal, o podpalanych wciąż domach. Czytam o Tybecie. Dowiaduję się, że w Polsce co piąta dziewczynka jest seksualnie maltretowana w domu przez najbliższą rodzinę i tak sobie myślę, że ten koniec naszego świata byłby całkiem niezłym wynalazkiem. Mam nadzieję, że gdzieś tam, daleko nad nami i daleko pod nami, na planetach odkrytych przez prof. Wolszczana, żyją istoty, które szczęście i satysfakcję czerpią z codziennego, właściwego wszystkim istotom przemijania. Z własnego przemijania, a nie z przemijania innych, do którego czynnie się przykładają małże na planecie zwanej Ziemią.

Więcej możesz przeczytać w 29/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: