Ogórki i protesty

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie można się cieszyć spokojnie swoim dostatkiem, siedząc na bombie społecznej. Dostatkiem można się cieszyć tylko w atmosferze społecznego spokoju
Wydaje się, że mamy pełną kanikułę. Z nieba leje się skwar, od którego przegrzewają się ludzkie mózgi i komputerowe procesory. Dzieci już na wakacjach, sezon urlopowy rozpoczęty. Nawet w prasie zaczęły się ukazywać artykuły charakterystyczne dla sezonu ogórkowego. Tu pojawia się krokodyl, którego nikt nie widział. Na Mazurach straszy jakiś inny potwór. W Zalewie Zegrzyńskim pławi się przegrzana ludność, ryzykując utratę zdrowia i choroby skóry. Dzieci na wakacjach, sezon urlopowy rozpoczęty. Wszystko tak, jak być powinno w sezonie ogórkowym.

Tylko polityka nie chce się temu podporządkować. Nie w głowie jej urlopy, bo na ulicy protesty. Najpierw górnicy, potem zbrojeniówka (o strzelaniu do demonstrantów z Łucznika wypowiadałem się obszernie). Dalej pielęgniarki, które próżno szukają właściwego rozmówcy. Instytut Lecha Wałęsy próbuje im pomóc jak może, ale jego możliwości są ograniczone. A trzeba sobie zdawać sprawę, że protestują tylko ci zorganizowani. To jedynie wierzchołek góry lodowej. Poza tym istnieją rzesze pozostające w rozproszeniu, którym nawet protestować się nie chce. Na nich i ich problemy zamknęliśmy oczy - czas najwyższy je otworzyć. Dlatego skierowałem list do polityków z prawej i lewej strony, by się zająć tymi ludźmi, ich problemami. W liście tym pisałem między innymi: Jestem szczerze zaniepokojony rozwojem sytuacji społecznej w kraju. Z jednej strony, widoczny jest ogrom zmian, z drugiej, poszerza się liczba ludzi, którym przychodzi ponosić ich koszty. To na nich, ich troski, kłopoty i potrzeby musimy się otworzyć, bo nikt nie zdjął z nas obowiązku opieki nad bliźnimi. Narastająca fala protestów to przecież wynik znacznego marginesu ubóstwa, a nędzę niejednokrotnie dziedziczy się, tak jak bogaci dziedziczą pieniądze. Polsce potrzebna jest zgoda ponad politycznymi podziałami, by ten wielki problem społeczny rozwiązać. To ogromne i trudne, ale niezbędne do podjęcia wyzwanie. Postanowiłem więc zaprosić [...] polityków różnych orientacji na spotkanie poświęcone programowi walki z ubóstwem. Postarajmy się na nim uzyskać polityczny konsensus dla tego wielkiego zadania, powierzając następnie tok spraw ekspertom. Wierzę, że sprawy Rzeczypospolitej leżą Panu głęboko na sercu, stąd też bardzo zależy mi na Pańskiej obecności i radzie. Zobaczymy, może to coś da. Pragnę przypomnieć, że walka z ubóstwem to nie był i nie jest monopol lewicy. Dowiedli tego przez lat pięćdziesiąt. Przypomnę, że związek zawodowy "Solidarność" walczył nie tylko przeciw ustrojowi, ale i o godne warunki płacy i pracy. Pośród 21 postulatów z sierpnia 1980 r. tylko kilka miało zabarwienie polityczne, reszta zaś dotyczyła obrony praw pracowniczych. Dziś związek odszedł nieco od zadań związkowych. Coraz więcej ludzi przychodzi do mnie, mówiąc, że nie ma ich kto bronić. To smutna sytuacja. Niewidzialna ręka wolnego rynku dawała jednym wspaniałą szansę, z której nie omieszkali skorzystać. Innych zaś pozbawiła nieomal wszystkiego. Kryzys państwa opiekuńczego nie zwalnia nas od obowiązku opieki nad bliźnim. Beneficjentów zmian były setki; tych, którzy ponoszą ich koszty - tysiące. Obowiązkiem tych setek jest zajęcie się losem tych tysięcy. To nie tylko obowiązek natury moralnej, ale i własny, dobrze pojęty interes. Nie można się cieszyć spokojnie swoim dostatkiem, siedząc na bombie społecznej. Dostatkiem można się cieszyć tylko w atmosferze społecznego spokoju. Dlatego też we własnym interesie bogaci powinni pomagać biednym, likwidować potencjalne zarzewia konfliktów. Głosiłem tę prawdę nieomal od początku reform. Pamiętacie, jak domagałem się "bliźniaka dla Balcerowicza"? Nie znaczy to oczywiście, że chciałem wicepremiera i ministra finansów sklonować (jestem przeciwny klonowaniu zwierząt i ludzi). Ten "bliźniak" to miał być zespół ludzi zastanawiających się, co robić z zakładami, z pegeerami, które upadły - a upaść musiały. Jak wykorzystać ich potencjał produkcyjny, jak zagospodarować pracowników. Gdybyśmy się tym zajmowali od początku lat 90., bylibyśmy w innym, lepszym miejscu. Teraz możemy sobie posmakować ogórków i pooglądać protesty.
Więcej możesz przeczytać w 29/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.