Wejście w nowe tysiąclecie oznacza nie tylko zmiany w kalendarzu, lecz przede wszystkim w systemie wartości
Wszyscy obawiamy się roku 2000. Swoje obawy adresujemy do komputerów. Ma się okazać, jaką mają nad nami władzę, jak się od nich uzależniliśmy. Mają zagrabić nasze pieniądze, powodować katastrofy lotnicze i kolejowe, słowem, przerodzić sylwestra 1999/2000 w jakąś apokalipsę. Wszystko to dlatego, że ta - użyteczna skądinąd - maszynka nie potrafi zmienić trzech dziewiątek w trzy zera. Ten scenariusz - jakkolwiek mógłby posłużyć do nakręcenia filmu grozy - mnie nie napawa niepokojem. Ja dostrzegam problem 2000 zupełnie gdzie indziej. Widzę go w nas samych. Problem jest w nas. Powstaje pytanie, czy jesteśmy gotowi na nadejście tego roku. I jest to pytanie nie o to, czy mamy sprawne komputery, ale o to, czy mamy właściwy system wartości. Czy sprostamy wyzwaniom nadchodzącego wieku i tysiąclecia? Czy potrafimy czytać swój czas? Mijający wiek XX był czasem nienawiści. I ta nienawiść miała swoje ekonomiczne podstawy. Opłacała się polityka podbojów, ciemiężenia sąsiadów - nawet polityka eksterminacji. Ta opłacalność zaowocowała największymi zbrodniami naszego stulecia - faszyzmem i komunizmem. Wiek, który nadchodzi, będzie wiekiem solidarności. Człowiek będzie zyskiwał nie kosztem drugiego człowieka, ale dzięki niemu. Dokonywanie zawłaszczeń, zaborów i eksterminacji przestało się opłacać. Wchodzimy w nowe tysiąclecie, co nie tylko oznacza zmiany w kalendarzu, lecz także, a może przede wszystkim, zmiany w systemie wartości. To nie wprowadzenie nowych danych do komputera, to przyswojenie sobie nowych wartości, nowej filozofii, odmiennej antropologii. Czy jesteśmy na to gotowi?
Wydaje mi się, że nie. Jesteśmy jeszcze zbyt mocno i zbyt głęboko zanurzeni w dawnym sposobie myślenia. Postrzegamy świat jako grę o sumie zerowej i aby ktoś coś zyskał, musi koniecznie wyrwać to komuś innemu, bogacić się czyimś kosztem, zyskiwać wartość poprzez cudze poniżenie. Politycy - podejrzewam - jeszcze nie w pełni uświadomili sobie istotę "problemu 2000". Byłem ostatnio na obchodach dziesięciolecia "aksamitnej rewolucji" w Czechach. Widziałem, jak politycy przykrawają fakty do własnych wersji wydarzeń. Widziałem, jak historia nie służy refleksji nad przeszłością, ale gromadzeniu kapitału na przyszłość. Polityka kładzie się cieniem na historii jak za najlepszych socrealistycznych czasów. Pragnę z tego miejsca powiedzieć, jakie trzy momenty - według mnie - są najważniejsze dla naszej historii u schyłku XX wieku.
1) Wybór Polaka na tron Piotrowy. To był dla nas dar niebios, to było wydarzenie, które zapoczątkowało cały ciąg następstw.
2) Wydarzeniem pochodnym, ale równie ważnym, było powstanie dziesięciomilionowego związku zawodowego "Solidarność". To było zakwestionowanie ideologicznego dogmatu o rządach w imieniu klasy robotniczej. To było zostawienie komunistów bez ideologicznych spodni.
3) I trzecim elementem, który był zwieńczeniem i przypieczętowaniem całego procesu, było wycofanie się Rosji ze Związku Sowieckiego i rozwiązanie tego ostatniego. To oczywiście były ogniwa pewnego łańcucha, a łańcuch ma to do siebie, że każde jego ogniwo jest ważne - jeżeli jedno pęknie, nie będzie spójnego łańcucha. Konklawe, Sierpień ?80, stan wojenny, "okrągły stół", niekomunistyczny rząd w Polsce, upadek muru berlińskiego, "aksamitna rewolucja", strzały w Bukareszcie i przed stacją telewizyjną w Wilnie oraz rozwiązanie Związku Sowieckiego - to ciąg nawzajem powodujących się wydarzeń. Trzeba jednak pamiętać, że to Polska uruchomiła tę reakcję domina. Wygraliśmy zimną wojnę, ale nie wygraliśmy pokoju. Zmieniliśmy oblicze Ziemi, ale nie odmieniliśmy sposobów myślenia ludzi. Wiele pracy przed nami. Teraz, na gruzach faszyzmu i komunizmu, przed białą - nie zapisaną jeszcze - kartą historii musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: "Czy jesteśmy gotowi zmierzyć się z prawdziwym problemem 2000?". Nie jest to łatwe zadanie, a zegarki już tykają.
Wydaje mi się, że nie. Jesteśmy jeszcze zbyt mocno i zbyt głęboko zanurzeni w dawnym sposobie myślenia. Postrzegamy świat jako grę o sumie zerowej i aby ktoś coś zyskał, musi koniecznie wyrwać to komuś innemu, bogacić się czyimś kosztem, zyskiwać wartość poprzez cudze poniżenie. Politycy - podejrzewam - jeszcze nie w pełni uświadomili sobie istotę "problemu 2000". Byłem ostatnio na obchodach dziesięciolecia "aksamitnej rewolucji" w Czechach. Widziałem, jak politycy przykrawają fakty do własnych wersji wydarzeń. Widziałem, jak historia nie służy refleksji nad przeszłością, ale gromadzeniu kapitału na przyszłość. Polityka kładzie się cieniem na historii jak za najlepszych socrealistycznych czasów. Pragnę z tego miejsca powiedzieć, jakie trzy momenty - według mnie - są najważniejsze dla naszej historii u schyłku XX wieku.
1) Wybór Polaka na tron Piotrowy. To był dla nas dar niebios, to było wydarzenie, które zapoczątkowało cały ciąg następstw.
2) Wydarzeniem pochodnym, ale równie ważnym, było powstanie dziesięciomilionowego związku zawodowego "Solidarność". To było zakwestionowanie ideologicznego dogmatu o rządach w imieniu klasy robotniczej. To było zostawienie komunistów bez ideologicznych spodni.
3) I trzecim elementem, który był zwieńczeniem i przypieczętowaniem całego procesu, było wycofanie się Rosji ze Związku Sowieckiego i rozwiązanie tego ostatniego. To oczywiście były ogniwa pewnego łańcucha, a łańcuch ma to do siebie, że każde jego ogniwo jest ważne - jeżeli jedno pęknie, nie będzie spójnego łańcucha. Konklawe, Sierpień ?80, stan wojenny, "okrągły stół", niekomunistyczny rząd w Polsce, upadek muru berlińskiego, "aksamitna rewolucja", strzały w Bukareszcie i przed stacją telewizyjną w Wilnie oraz rozwiązanie Związku Sowieckiego - to ciąg nawzajem powodujących się wydarzeń. Trzeba jednak pamiętać, że to Polska uruchomiła tę reakcję domina. Wygraliśmy zimną wojnę, ale nie wygraliśmy pokoju. Zmieniliśmy oblicze Ziemi, ale nie odmieniliśmy sposobów myślenia ludzi. Wiele pracy przed nami. Teraz, na gruzach faszyzmu i komunizmu, przed białą - nie zapisaną jeszcze - kartą historii musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: "Czy jesteśmy gotowi zmierzyć się z prawdziwym problemem 2000?". Nie jest to łatwe zadanie, a zegarki już tykają.
Więcej możesz przeczytać w 49/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.