Mafia zbożowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Komu zawdzięczamy podwyżki cen żywności
W lipcu ceny wzrosły o 11 proc. w porównaniu z zeszłym rokiem. To największy skok inflacyjny od lat, ale wbrew pozorom nie jest to objaw zapaści gospodarczej kraju, lecz rezultat działania grupy kilkudziesięciu firm handlujących zbożem, które spekulując na rynku, wywołały panikę. Wystarczyła jedna informacja o konieczności sprowadzenia pół miliona ton zbóż, żeby pszenica zdrożała o 32 proc. - z 550 zł do 730 zł. Wzrost cen zbóż pociągnął za sobą podwyżki cen innych artykułów spożywczych - zwłaszcza cukru (w pewnym momencie o 40 proc.) i pieczywa (ok. 30 proc.). W sumie żywność zdrożała w czerwcu o 0,8 proc., a w lipcu prawie o 1 proc.
Mechanizm spekulacji zbożem jest prosty. Firmy, które mają zapasy ziarna (skupionego w poprzednich latach), naciskają na rząd, żeby wprowadził ceny minimalne oraz dopłaty za magazynowanie, aby - jak twierdzą - chronić dochody rolników. Kiedy ceny minimalne i dopłaty gwarantują im dostateczne zyski, sprzedają zboże. Gdy ziarna jest na rynku za mało - na przykład wskutek nieurodzaju - ukrywają posiadane nadwyżki, aby zmusić rząd do zgody na bezcłowy import. Ceny importowanego zboża są zwykle o kilkadziesiąt złotych niższe od gwarantowanych cen minimalnych w Polsce i aż o 100-200 zł niższe od cen rynkowych. Importerzy sprowadzają tanie ziarno, lecz nie sprzedają od razu, dopiero wtedy, gdy cena rynkowa gwarantuje im zysk.


Obecnie tona pszenicy kosztuje na giełdach europejskich ok. 430 zł, czyli o 50 zł mniej niż wynosi cena minimalna w Polsce. Kupując pszenicę po 430 zł, a sprzedając w Polsce po 650 zł - jeśli cena jeszcze nie wzrośnie - można na tonie zarobić aż 220 zł. Czy może być bardziej intratny interes?
Cały ten proceder spekulacyjny zawdzięczamy Agencji Rynku Rolnego, która kontroluje 90 proc. hurtowego handlu zbożem. Agencja przyznaje koncesje na gwarantowane ceny skupu i sprzedaży konkretnym firmom, a te decydują o warunkach i cenach skupu. Nie ma jasno określonej zasady przyznawania koncesji, jednak od połowy lat 90. przydzielano je wedle politycznych sympatii zaprzyjaźnionym firmom. Dziwnym zbiegiem okoliczności najwięcej korzystały na tym osoby powiązane z PSL. 

Handel zbożem stał się żyłą złota, gdy w 1995 r. GUS o kilka milionów ton przeszacował zbiory. Rząd nie potrafił ocenić zapasów, więc postanowiono brakujące ziarno kupić za granicą. Wówczas do gry weszły spółki, którym udzielono koncesji na import. Od tego czasu mamy do czynienia z permanentnym manipulowaniem rynkiem zbożowym. Obecnie rynek ten jest pozornie w pełni zdywersyfikowany - ARR współpracuje z ponad ośmiuset firmami. Z giełd zniknęły poza tym giganty, które wcześniej monopolizowały skup i sprzedaż, współpracując z wąską grupą wybranych firm. Rolimpex został wykupiony przez amerykańską firmę Centralsoya, Elektrim oraz Exbud zrezygnowały z handlu zbożem.
Kiedy jednak zwróciliśmy się do ARR i Ministerstwa Rolnictwa o udostępnienie listy firm, które mają największy udział w rynku i najdłużej na nim działają, usłyszeliśmy, że są to informacje poufne. - To jasne, że niewygodne jest ujawnienie tych danych. Wyszłyby wówczas na jaw polityczne koneksje. Przecież liczy się nie osiemset firm, które uczestniczą w przetargach, lecz kilkanaście osób stojących za spółkami zawsze otrzymującymi koncesje. Ludzie są ci sami, zmieniają się tylko nazwy firm - opowiada importer, który przez trzy lata próbował wejść na rynek. Bez powodzenia. Udało się za czwartym razem, gdy zapłacił 50 tys. zł łapówki.
Na początku lat 90. na rynku rolnym dominowały centrale handlu zagranicznego - Rolimpex (oraz ok. 50 powiązanych z nim podmiotów), Agros, Anko. W latach 1991-1996 pośrednictwo stało się na tyle intratnym biznesem, że płodami rolnymi zaczęły handlować tak egzotyczne w tej branży firmy, jak Elektrim, Exbud czy Universal. To wtedy powstała sieć powiązań między firmami, urzędnikami Ministerstwa Rolnictwa oraz rządowych agencji. Karty rozdaje jednak od lat na tym rynku Agencja Rynku Rolnego. - Jest zaskakujące, że bliźniacze agencje na Zachodzie skupują w ramach interwencji we wszystkich krajach Unii Europejskiej zaledwie 6-7 mln ton zbóż. ARR ma tymczasem kupić w tym roku aż 4,2 mln ton - mówi dr Michał Kisiel z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. - Zboże kupowane jest za kredyty uzyskane na preferencyjnych warunkach. Budzi to poważne obawy polityków unijnych, którzy twierdzą, że nie ma u nas jeszcze wolnego rynku rolnego.
Spekulacyjna gra na rynku zbożowym szczególnie dobrze widoczna była w 1997 r., gdy pod naciskiem PSL wprowadzono dziesięcioprocentowe cło na import zboża. Skorzystali na tym przede wszystkim ci pośrednicy, którzy rok wcześniej - także dzięki naciskom PSL - sprowadzili do kraju ponad 3 mln ton ziarna, mimo że zbiory były wysokie (ok. 25,3 mln ton). W ten sposób w 1997 r. zapasy ziarna sięgnęły 4,5 mln ton.
W tym czasie za żyto czy pszenicę na zachodnich giełdach płacono nawet o połowę mniej niż w Polsce. Nadwyżki w końcu udało się sprzedać na rynku wewnętrznym, więc ARR mogła od nowa rozpocząć działania interwencyjne.
W latach 1997-1998 koszty tego rodzaju "regulacji rynkowych" wyniosły co najmniej 1,6 mld zł. - Stosowane w Polsce interwencje na rynku rolnym - zarówno skup, jak i sprzedaż - powodują, że każdorazowe załamanie produkcji skutkuje wzrostem inflacji - uważa Bogusław Grabowski, członek Rady Polityki Pieniężnej.


- Sytuację można by poprawić, gdyby od lipca do listopada w handlu zbożem w pełni obowiązywały zasady wolnego rynku - proponuje dr Michał Kisiel. Niestety, nikt nie jest zainteresowany tymi zmianami. Obecnie rynkowa cena pszenicy wynosi ok. 650 zł, cenę minimalną ustalono natomiast na 480 zł. Łatwo obliczyć, że firmy skupujące ziarno nie są zainteresowane liberalizacją rynku: otrzymają bowiem 80 zł dopłaty do każdej tony ziarna (gwarantuje im to ustawa), a dodatkowo zarobią 90 zł (tyle wynosi różnica między ceną minimalną i dopłatą a ceną rynkową).
Choć na działaniach zbożowej mafii tracą wszyscy konsumenci, nie zrobiono nic, by je ukrócić. A przecież wystarczy odebrać państwu i jego agendom wpływ na ten segment rynku. W przeciwnym razie ceny będą nadal rosły i kwitła będzie korupcja. Nie zmieni się też niekorzystna struktura wydatków społeczeństwa. Obecnie przeciętne polskie gospodarstwo domowe wydaje na żywność aż 35 proc. swoich dochodów, podczas gdy w krajach Unii Europejskiej - 8-11 proc., czyli czterokrotnie mniej.

Więcej możesz przeczytać w 34/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.