Atomowy wieniec

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Polsce nie ma ani jednej elektrowni atomowej, ale wokół naszego kraju działa ich aż 26
Na początku września ma zostać uruchomiona 27. - w czeskim Temelinie. Czy nie planując rozwoju własnej energetyki jądrowej, możemy się czuć bezpiecznie? Dlaczego w zachodniej Europie rezygnuje się z siłowni atomowych?
Budowa obiektu w Temelinie trwała ponad piętnaście lat i kosztowała niemal trzy miliardy dolarów. Jest to największa inwestycja w historii Czech i jedna z największych w naszej części Europy. Mimo że elektrownia jest już ukończona, w Czechach wciąż trwa dyskusja, czy oddać ją do użytku. Przeciwko jej uruchomieniu protestowali także Austriacy, grożąc nawet zablokowaniem wejścia Czech do unii. Wcześniej równie zdecydowanie występowali przeciwko budowie elektrowni w Mochovcach na Słowacji. W Europie obserwuje się bowiem odchodzenie od energetyki jądrowej.
W Niemczech walka o wyłączenie reaktorów przybrała rozmiary niespotykane w żadnym kraju. W jej ostatniej fazie każdy transport promieniotwórczych śmieci z elektrowni musiały osłaniać helikoptery, wozy opancerzone i 40 tys. policjantów. Pierwszy konwój castorów (cask for storage and transport of radioactive material - pojemniki do przechowywania i przewozu materiałów radioaktywnych) przetoczył się z francuskiej miejscowości La Hague do składowiska w dawnej kopalni soli w Gorleben na początku lat 90. W akcjach protestacyjnych wzięło wtedy udział zaledwie dwa tysiące osób. Wkrótce do ochrony promieniotwórczego ładunku rząd Niemiec musiał wysłać 20 tys. policjantów. Z czasem ich liczba się podwoiła, a bilans strat mierzony był setkami rannych, aresztowanych i setkami milionów marek wydawanymi na osłonę transportów i naprawę szkód. Jak na ironię losu protesty nie dotyczą funkcjonowania samych elektrowni, których bezpieczeństwa nikt już tak naprawdę nie kwestionuje, ale składowania promieniotwórczych odpadów.
Kanclerz Gerhard Schröder zebrał ostatnio pochwały ekologów. Przed kilkoma tygodniami wynegocjował zasady rezygnacji z tego sposobu pozyskiwania energii i zamknięcie dziewiętnastu niemieckich elektrowni. Niemniej jednak ostatnie reaktory mają być wyłączone dopiero za trzydzieści lat, a chadecka opozycja zapowiedziała, że z chwilą przejęcia rządów cofnie ustalenia gabinetu SPD/Zielonych. Niemieckie za i przeciw siłowniom nuklearnym odzwierciedla tendencje światowe. Gdy w uprzemysłowionych krajach Europy i Ameryki Północnej programy rozwoju energetyki jądrowej zostają zahamowane, w Ameryce Południowej, Afryce i Azji realizowane są pełną parą. W UE (z wyjątkiem Finlandii) i niektórych państwach kandydackich zwyciężają ich przeciwnicy, u stóp Europy zaś promieniotwórcze śmieci chciałby produkować Egipt oraz unijny aspirant - Turcja.
Niemiecki program wyłączania reaktorów czy podobne propozycje zgłaszane w Wielkiej Brytanii, Francji, Holandii, Belgii, Szwecji, Hiszpanii, USA, Kanadzie i Meksyku mogą oznaczać początek końca energetyki jądrowej albo przynajmniej znaczne ograniczenie jej roli. Nie nastąpi to jednak z dnia na dzień. Budowa elektrowni kosztuje do 5 mld USD, a obiekt zaczyna przynosić zyski dopiero po dwudziestu latach eksploatacji. Ze względów technologicznych i ekonomicznych pożegnanie z energetyką atomową będzie musiało trwać bardzo długo (zakładając, że nie zmieni się nastawienie społeczeństw). W Niemczech pierwsze wyłączone zostaną stare obiekty w Stade i Obrigheim, które i tak musiałyby być zamknięte ze względów bezpieczeństwa. Pozostałe elektrownie będą likwidowane stopniowo, choć nawet gdyby odciąć od sieci wszystkie reaktory od razu, w RFN nie zgasłaby żadna żarówka (siłownie atomowe pokrywają niespełna jedną trzecią zapotrzebowania na prąd). Straty z powodu zbyt szybkiej rezygnacji z ich eksploatacji byłyby jednak ogromne. Nawet przy rozłożeniu tego procesu na 30 lat przemysł energetyczny domaga się stu miliardów marek odszkodowania. Koszt tej operacji dodatkowo zwiększa utrata zysków z eksportu energii, sprzedaży technologii, budowy obiektów oraz straty wynikłe z redukcji miejsc pracy w elektrowniach i firmach kooperujących.
Przeciwnicy siłowni atomowych są także w Skandynawii. Niedługo (być może pod koniec 2001 r.) zostanie wyłączony drugi blok w szwedzkiej elektrowni Barsebeck (pierwszy zamknięto w listopadzie ubiegłego roku). Jedynie Finowie nie widzą potrzeby likwidowania swoich obiektów. Siłownię Loviisa uważają wręcz za wzorcową pod względem bezpieczeństwa eksploatacji.
W planach dotyczących zamykania elektrowni nie wzięto pod uwagę Rosji. Ogłoszone niedawno zamiary ministra ds. energii atomowej Jewgienija Adamowa nie pozostawiają złudzeń: w najbliższym dwudziestoleciu mają zostać uruchomione 24 reaktory, które podwoją krajową produkcję energii jądrowej. Co więcej, Rosjanie zgłaszają chęć składowania niemieckich promieniotwórczych odpadów. Moskiewskim tropem podążają Kazachstan, Białoruś i Ukraina oraz byłe państwa socjalistyczne (Rumunia, Bułgaria i Słowacja).
Maciej Jurkowski, dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Jądrowego w Państwowej Agencji Atomistyki, uważa, że tendencja do zamykania siłowni jądrowych na zachodzie Europy nie wynika ze względów bezpieczeństwa, lecz z panującej atmosfery politycznej. Poza tym kraje te mają nadwyżkę energii. Na świecie pracuje 440 reaktorów, w 1999 r. w Europie działało ich 220, z czego około piętnastu stanowią kanałowe, chłodzone wodą z moderatorem grafitowym (typu RBMK), budowane tylko w byłym ZSRR (obecnie eksploatowane w Sosnowym Borze, Smoleńsku i Kursku, a także w Ignalinie i Czarnobylu). W obrębie
500 km od granic Polski pracuje 26 elektrowni jądrowych (z Temelinem będzie ich 27). Większość z nich to nowoczesne siłownie o wysokich standardach bezpieczeństwa. Niepokój jednak wciąż budzą dwa obiekty poradzieckie - Ignalina i Czarnobyl. Mimo wprowadzenia od czasu awarii czarnobylskiej wielu usprawnień w reaktorach RBMK ich poziom bezpieczeństwa wciąż pozostawia wiele do życzenia. Zarówno Litwa, jak i Ukraina starają się go poprawić.
Najwięcej usprawnień - według PAA - wprowadzono dotychczas w elektrowni ignalińskiej, gdyż Litwa korzysta z pomocy krajów Unii Europejskiej. Jak zauważa dyrektor Jurkowski, choć zrobiono bardzo dużo, to ze względu na typ reaktora nie można tam całkowicie wykluczyć awarii podobnej do czarnobylskiej. Nie jest również możliwe jej natychmiastowe zamknięcie, ponieważ Ignalina dostarcza Litwie ok. 80 proc. energii. Gdy zgodnie z zapowiedzią do listopada tego roku zamknięty zostanie ostatni reaktor w Czarnobylu, polscy eksperci skupią się na sytuacji w Ignalinie. Standardów nie spełniają też pozbawione obudowy bezpieczeństwa reaktory wodnociśnieniowe typu WWER starej generacji, działające w słowackich Bohunicach, bułgarskim Kozłoduju oraz rosyjskim Woroneżu i na półwyspie Kola. Awaria w ich wypadku może spowodować tylko lokalne skażenie środowiska.
Negocjacje dotyczące wyłączenia bloków o niższych standardach bezpieczeństwa prowadzone są od dłuższego czasu. Jak zauważa doc. Edward T. Józefowicz z PAA, ostatnio osiągnięto istotny postęp. Ma to związek z kandydowaniem Litwy, Słowacji i Bułgarii do UE. Kraje te oficjalnie zadeklarowały gotowość zamknięcia swych elektrowni w zamian za różnego rodzaju pomoc. Litwa wyłączy pierwszy blok w Ignalinie w roku 2005, a datę unieruchomienia drugiego określi w 2004 r. (nie ma to być termin odległy). Słowacja zamknie dwa stare reaktory w Bohunicach w roku 2006 i 2008. Prawdopodobnie będzie to czasowo powiązane z otwarciem nowocześniejszej elektrowni Mochovce. Podobne zobowiązania złożyła też Bułgaria co do czterech bloków starego typu w Kozłoduju. Czwarty, zniszczony w wyniku awarii blok w Czarnobylu jest obudowany "sarkofagiem", którego stan wciąż jest niezadowalający. W 1999 r. zaczęto go wzmacniać i uszczelniać. Na szczęście - jak zauważa doc. Józefowicz - nawet zawalenie się tej konstrukcji grozi jedynie lokalnym wzrostem emisji pyłów.
Analizując rachunek zysków i strat, atomiści nadal argumentują, że energetyka jądrowa ma przed sobą przyszłość. Innego zdania są politycy, którzy muszą brać pod uwagę nastawienie społeczne. Coraz częściej dochodzą do wniosku, że niezależnie od osiągnięć nauki i najnowszych systemów zabezpieczeń inwestycje w elektrownie atomowe to za duże dziś ryzyko polityczne. 

Więcej możesz przeczytać w 34/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.