DOWÓD PRAWDY

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy Cetniewo leży w Irlandii?
"Prezydent tam był" (w Cetniewie, gdzie w tym samym czasie przebywał Władimir Ałganow, pułkownik wywiadu Rosji) - twierdzą kolejni świadkowie "Życia", pozwanego przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Szala zwycięstwa w tym najgłośniejszym polskim procesie zaczyna się powoli przechylać nie tylko na stronę gazety Tomasza Wołka, ale i fundamentalnej zasady wolności prasy.

W sierpniu ubiegłego roku "Życie" ujawniło, że agent rosyjskiego wywiadu i Aleksander Kwaśniewski spędzili wakacje w tym samym pensjonacie w Cetniewie. Prezydent uznał, że artykuł "Wakacje z agentem" naruszył jego dobra osobiste i zażądał 2,5 mln zł zadośćuczynienia. Aleksander Kwaśniewski przebił więc byłego komendanta policji Zenona Smolarka, który domagał się 2 mln zł od "Gazety Wyborczej" po publikacji "Korupcja w policji poznańskiej". Zdaniem prof. Bogudara Kordasiewicza, eksperta Centrum Monitoringu Wolności Prasy, "sumy przyznawane tytułem zadośćuczynienia osobistościom życia publicznego powinny pozostawać w stosownej proporcji do przyznawanych zwyczajnym obywatelom". Tymczasem kwota, jakiej żąda prezydent, pięćsetkrotnie przekracza przeciętne zadośćuczynienie zasądzane w naszym kraju.
Pozwana redakcja "Życia" przedstawiła już kilku świadków, którzy potwierdzili, że prezydent spędzał w sierpniu 1994 r. urlop w Cetniewie. Z kolei powodowie przedłożyli dowody, iż Aleksander Kwaśniewski przebywał od 1 do 7 sierpnia w Irlandii (paszport, kopię listy pasażerów oraz potwierdzenie płatności kartą Visa).
"Czy to oznacza, że Cetniewo leży w Irlandii?" - ironicznie pytał pełnomocnik prezydenta, mecenas Andrzej Sandomierski. Dotarcie do prawdy nie jest jednak w tym procesie najważniejsze. Jeżeli "Życie" udowodni, że dochowało należytej staranności w zbieraniu materiałów, a dziennikarze - działający w obronie interesu publicznego - byli przeświadczeni o prawdziwości swoich ustaleń, proces zakończy się sukcesem pozwanych. Na ich korzyść przemawia także fakt, że mimo wielu starań, nie udało się im skontaktować z prezydentem i poprosić go o ustosunkowanie się do formułowanych zarzutów. Aleksander Kwaśniewski, nie decydując się na spotkanie, pozbawił się szansy obrony swoich racji.
Za korzystnym dla "Życia" rozwojem wypadków przemawia też orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka zgodne z Europejską Konwencją Praw Człowieka. Obecnie jest ono częścią naszego systemu prawnego. "Granice dopuszczalnej krytyki są szersze w stosunku do polityków i ich działań publicznych niż wobec osób prywatnych. Politycy świadomie i w nieunikniony sposób wystawiają się na ścisłą kontrolę i reakcję na każde ich słowo i wszystko, co robią dziś i co czynili w przeszłości" - stwierdził trybunał w 1986 r. w sprawie Lingens przeciwko Austrii. Podobne stanowisko prezentuje Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych. W USA obowiązuje zasada, że to właśnie urażona osoba publiczna - prezydent, senator czy zwykły urzędnik administracji rządowej - musi udowodnić prawdziwość swoich twierdzeń. W Polsce istnieją inne reguły - w procesie o ochronę dóbr osobistych ciężar przeprowadzenia dowodu prawdy spoczywa na pozwanym. Nic nie wskazuje na to, by ta zasada miała się zmienić. Tak samo ważne jak prawne normy są orzeczenia sądów. To one mogą zdecydować o tym, że nie będzie już odwrotu od sytuacji, w której dziennikarze - działając w interesie demokracji - patrzą na ręce wszystkim politykom bez wyjątku.
Więcej możesz przeczytać w 27/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.