PIŁKA POLITYCZNA

Dodano:   /  Zmieniono: 
Futbol stał się najpowszechniejszym rytuałem współczesnej kultury masowej
Fety, jaką Francuzi zgotowali swoim piłkarzom po zwycięstwie w mundialu, nie oglądano nad Sekwaną od lat. Ktoś nie zdający sobie sprawy z przyczyn ogólnonarodowej euforii (jeśli ktokolwiek taki mógł się w ogóle w tych dniach znaleźć) mógłby przypuszczać, że we Francji - od kafejek w prowincjonalnych miasteczkach po Pola Elizejskie - świętowane jest właśnie zwycięstwo w wielkiej wojnie. Zupełnie inna atmosfera panowała w Brazylii. Zebrani na plaży Copacabana w Rio de Janeiro kibice płakali w akcie zbiorowej histerii, w Săo Paulo darto narodowe flagi.

Dla Francuzów mundial okazał się doskonałym instrumentem reklamowym, dlatego nie żałują 1,6 mld dolarów wyłożonych na organizację tej wielkiej imprezy; nawet jeśli już wiadomo, że nie przyniosła ona wielkich zysków. W niepamięć odeszły początkowe trudności i strajk pilotów. Przez ponad miesiąc ludzie na całym świecie 40 mld razy zasiadali przed telewizorami, by obejrzeć logo "France'98", a w końcu triumf "tricoloru" tuż przed francuskim świętem narodowym. Trudno się dziwić, że po finałowym zwycięstwie nad Brazylią nawet prezydent Chirac cieszył się jak chłopiec, wymachując niebieską koszulką francuskiej drużyny narodowej. Na trybunie honorowej gościło zresztą w czasie mundialu wielu znanych polityków - był wśród nich oczywiście premier Lionel Jospin (w towarzystwie Michela Platiniego), a także znany z piłkarskich fascynacji kanclerz Helmut Kohl, prezydent Chorwacji Franjo Tudjman, premier Węgier Viktor Orban, hiszpańska para królewska i członkowie brytyjskiej rodziny panującej.
Nie od dziś wiadomo, że sport masowy - a zwłaszcza piłka nożna - wyjątkowo nadaje się do wyzwalania masowej euforii, stanowiąc doskonały nośnik propagandy narodowej. Dobrze wiedzieli o tym przywódcy Związku Radzieckiego, NRD czy komunistycznej Kuby, dla których sport był najlepszym sposobem "przemycenia" swojego kraju do światowych mediów.
Sukces, jakim jest już samo zakwalifikowanie się do mistrzostw świata, starało się zdyskontować (nie bez politycznej inspiracji przywódców państw) wiele drużyn narodowych. Nigeryjczycy pojawili się z żałobnymi opaskami po śmierci dyktatora Sani Abachy, choć "ojciec narodu" wsławił się przede wszystkim mordowaniem swoich przeciwników politycznych. Mimo wszystko występ drużyny Nigerii miał duże znaczenie dla kraju, w którym żyje 240 grup etnicznych i plemion odczuwających rodzącą się wspólnotę narodową właśnie przy takich okazjach jak mundial. Jedność w obliczu "narodowej klęski" okazali także Włosi. Nawet zwolennicy Umberto Bossiego i jego Ligi Północnej domagający się odłączenia od Włoch "Padanii" ekscytowali się grą sqadra azzura na równi z mieszkańcami Neapolu i Palermo.
Także dla gospodarzy mundial stał się okazją do zademonstrowania narodowej jedności. Fakt, że w drużynie francuskiej grali obok siebie piłkarze urodzeni w Ghanie, w Gujanie, w Nowej Kaledonii, gracze pochodzenia hiszpańskiego, algierskiego i ormiańskiego, miał olbrzymi wpływ na poczucie wspólnoty. "Oni walczą dla swojej ojczyzny" - głosił tytuł w dzienniku "Le Parisienne". Wzrost nastrojów patriotycznych można było zaobserwować w trakcie wspinania się drużyny po kolejnych szczeblach do finału, co oczywiście starali się zdyskontować politycy. Prezydent Chirac po jednym z meczów powiedział, że najbardziej podoba mu się pozycja bramkarza, gdyż jest to ostatnia deska ratunku dla drużyny. To stwierdzenie zostało natychmiast odczytane jako aluzja do roli Pałacu Elizejskiego w obecnej skomplikowanej sytuacji współrządzenia prezydenta i premiera wywodzących się z przeciwnych krańców sceny politycznej.
W Tajlandii do rozgrywek mistrzostw świata dostosowano kalendarz polityczny, przesuwając termin wyborów tak, by nie kolidował z meczem. W programie politycznym jednej z kandydatek do fotela prezydenckiego w Wenezueli znalazł się slogan: "Wybierzcie mnie, a sprawię że nasz kraj będzie obecny w następnych finałach". Prezydent Bułgarii Petar Stojanow, który tuż przed druzgocącą klęską drużyny Stoiczkowa w meczu z Hiszpanią zaprosił piłkarzy do pałacu prezydenckiego, znalazł się w niezręcznej sytuacji.
Nelson Mandela nie chciał ryzykować identyfikowania się z przegranymi, dlatego pozdrowił swoich piłkarzy na odległość, obiecując, że spotka się z nimi po zakwalifikowaniu się do jednej ósmej finału, do czego jednak nie doszło.
- W Brazylii panuje przekonanie, że wygrana canarinhos zwiększyłaby szansę prezydenta Cardoso na powtórne zwycięstwo w wyborach. Nic dziwnego, że przed istotnymi meczami szef państwa łączył się telefonicznie z trenerem Zagallo, z kapitanem zespołu Dungą i z Cesarem Sampaio. Dunga przypomniał, że większość graczy w żółtych koszulkach pochodzi z bardzo ubogich rodzin, dla których piłka nożna jest jedyną szansą wyrwania się z przygnębiającej rzeczywistości podmiejskich faweli. Dla piłkarzy sukces to sprawa życia i śmierci, a dla polityków - doskonała okazja do polepszenia nastrojów społecznych. Nawet w Niemczech, gdzie sytuacja polityczna i gospodarcza jest o wiele lepsza, oczekiwano, że piłkarskie zwycięstwo poprawi nie najlepsze nastroje społeczne. Stało się coś dokładnie odwrotnego - poniżająca klęska w meczu z Chorwacją zrodziła powszechną frustrację.
Oczywiście ten sam mecz wywołał dokładnie przeciwną reakcję wśród Chorwatów. Niespodziewany sukces drużyny chorwackiej spowodował narodową euforię, porównywalną z tym, co Zagrzeb przeżywał w 1995 r. po ofensywie Burza, dzięki której Chorwaci zajęli zamieszkaną przez Serbów Krainę. Komentatorzy jednogłośnie podkreślają, że to właśnie Chorwacja odniosła największy sukces propagandowy podczas mundialu France'98. Jeszcze niedawno mało kto był w stanie wskazać na mapie Zagrzeb, a nazwa "Chorwacja" kojarzyła się - podobnie jak nazwy pozostałych dawnych republik jugosłowiańskich - z wojną bałkańską. Prezydent Tudjman był chyba pierwszym przywódcą europejskim, który z rozbrajającą szczerością przedstawił polityczne aspekty sportowych sukcesów: "Każdy mecz wart jest pięciu lat wysiłków dyplomacji, każdy gol wart jest więcej niż męczennik poległy w obronie ojczyzny". Nachalna propaganda sukcesu wywołała nawet niechętne komentarze dziennikarzy, którzy sarkastycznie zauważali, że chorwaccy piłkarze o przywódcy swego kraju wypowiadają się nie inaczej niż "nasz ukochany prezydent", a niektórzy kibice pozdrawiają się nawet ustaszowskimi gestami.
Wśród wydarzeń towarzyszących mundialowi odnotowano, niestety, także ekscesy mające niewiele wspólnego z atmosferą sportowego widowiska. Wprawdzie "wojna futbolowa" podobna do konfliktu, który po meczu piłkarskim rozgorzał w 1969 r. między Salwadorem i Hondurasem, jest dzisiaj mało prawdopodobna, jednak demonstracje radości lub dezaprobaty po meczach nadal prowadzą do aktów przemocy. W Meksyku w zamieszkach zginęło osiem osób, w Santiago de Chile i Valparaiso bitwa z policją trwała 12 godzin, w plac boju zamieniło się również centrum Buenos Aires. Do strzelaniny doszło w chorwacko-muzułmańskim Mostarze.
Zamieszki po meczach wybuchały także w miastach francuskich. Po meczu z Tunezją pijani Anglicy sprowokowali burdy w Marsylii, zapominając jednak, że jest to miasto zamieszkane w znacznej części przez Arabów. Osławieni hooligans otrzymali solidne lanie zarówno od kibiców, jak i od reagującej bardzo zdecydowanie policji. Podobnie skończyły się bójki ze szkockimi kibicami w St. Etienne. Z kolei niemieccy skinheadzi zorganizowali "gościnne występy" w północnofrancuskim miasteczku Lens. Na szczęście incydenty te nie wpłynęły zasadniczo na przebieg mistrzostw. Przeszły one do historii jako impreza udana i doskonale zorganizowana.
Na marginesie rozgrywek ostatniego mundialu XX w., wciąż mocno związanych z pojęciem "reprezentacji narodowych", pojawiły się głosy zwątpienia w sens podsycania "archaicznej euforii etnicznej" w sytuacji, gdy większość najlepszych piłkarzy gra w klubach poza granicami własnego kraju, kierując się bardziej wielkimi pieniędzmi niż poczuciem identyfikacji narodowej. Czyżby w przyszłym stuleciu mundialowe zmagania drużyn występujących pod flagami narodowymi miały zostać zastąpione przez komercyjne widowisko organizowane przez najbogatsze na świecie superkluby piłkarskie?
Więcej możesz przeczytać w 29/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.