KOLEBKA NA SPRZEDAŻ

KOLEBKA NA SPRZEDAŻ

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy 22 lipca będzie w Stoczni Gdańskiej świętem kapitalizmu?
 - Jeżeli mamy umierać, to lepiej od razu! - twierdzi Roman Gałęzewski, przewodniczący "Solidarności" w Stoczni Gdańskiej. - Przejęcie firmy przez Stocznię Gdynia oznacza dla nas powolne konanie. Będziemy przeciw temu protestować, nie tylko na terenie zakładu - uprzedza.

- Syndyk odniósł sukces na skalę światową - ocenia Janusz Szlanta, prezes zarządu Stoczni Gdynia. - Sprzedaje Stocznię Gdańską za gotówkę i nikt do tego nie dokłada. Stocznię w Stralsundzie inwestor kupił za 20 mln DM, ale niemiecki rząd zainwestował w nią 600 mln DM - przypomina Szlanta. Norweski Kvaerner był zainteresowany kupnem stoczni w Filadelfii pod warunkiem, że rząd USA zainwestuje w nią kilkaset milionów dolarów.
Jeśli mamy tak dobrego syndyka i filantropów skłonnych zapłacić więcej, niż wynika z reguł obowiązujących w branży okrętowej, rodzi się pytanie, dlaczego sprzedaż Stoczni Gdańskiej trwa tak długo. Od ogłoszenia jej upadłości mijają właśnie dwa lata. Upadłość miała być szansą na odrodzenie firmy. "Po restrukturyzacji, niczym feniks z popiołów, powinna się odrodzić nowoczesna, efektywna, konkurencyjna na rynku Stocznia Gdańska" - tłumaczył wówczas minister gospodarki Wiesław Kaczmarek. W festiwalu odrodzeniowych koncepcji wystąpił m.in. premier Włodzimierz Cimoszewicz, zwolennik powołania holdingu ze Stocznią Szczecińską na czele (Krzysztof Piotrowski, prezes tej stoczni, był doradcą premiera). Pojawił się i był poważnie rozpatrywany pomysł dowożenia gdańskich stoczniowców do pracy w Szczecinie. Ówczesny wojewoda gdański Maciej Płażyński i zarząd upadłej stoczni opowiadali się za przejęciem majątku przedsiębiorstwa przez Nową Stocznię Gdańską. Następca Płażyńskiego, czyli Henryk Wojciechowski z SLD, chciał przejąć majątek na rzecz skarbu państwa. Radio Maryja powołało Komitet Ratowania Stoczni Gdańskiej, a "Solidarność" - Stowarzyszenie Solidarni ze Stocznią Gdańską z Marianem Krzaklewskim na czele. Stocznia tymczasem funkcjonowała dzięki Zygmuntowi Solorzowi, który sfinansował budowę trzech statków dla niemieckiego armatora Schöllera. Dało to pracę dwóm tysiącom stoczniowców i podniosło cenę sprzedawanego majątku: zakład "w ruchu" jest wart znacznie więcej niż stojące bezczynnie maszyny i urządzenia. - Syndyk udowodnił, że nie zależy mu na typowej likwidacji. To nie tylko dobry prawnik, ale i menedżer - uważa Roman Gałęzewski.
- Wykonał pracę za polityków i przedsiębiorców. Syndyk Andrzej Wierciński pracuje w warszawskiej kancelarii Wardyński i Wspólnicy.
Pierwszą ofertę sprzedaży Stoczni Gdańskiej syndyk ogłosił w marcu ubiegłego roku. Optymiści spodziewali się wówczas, że nowego właściciela przedsiębiorstwa poznają za kilka tygodni. Zainteresowanie inwestowaniem na terenie stoczni wyrażało ponad dwadzieścia podmiotów gospodarczych. Polskich i zagranicznych - z Korei, Grecji, Kanady. Niektóre, jak norweski Laman, zgłaszały chęć zakupu stoczni nim jeszcze została wystawiona na sprzedaż. Firma konsultingowa BMF, prowadząca negocjacje z potencjalnymi inwestorami w imieniu syndyka, oczekiwała spełnienia trzech warunków: środków na modernizację stoczni, kompetencji w dziedzinie budowy statków i poparcia społecznego.
Mecenas Wiesław Szaj, zastępca syndyka, odrzuca podejrzenie, że przyczyną przedłużania się poszukiwań kupca były względy polityczne: naciski polityków oraz oczekiwanie na wynik wyborów parlamentarnych. - Mieliśmy rozsądne układy z poprzednią władzą, poza premierem Cimoszewiczem - zapewnia. - Gdyby nami rządziły emocje i naciski, sprzedalibyśmy przed rokiem stocznię Cimoszewiczowi albo teraz Krzaklewskiemu.
W miarę upływu czasu lista inwestorów się zmniejszała.
- Optymistyczne deklaracje na temat środków zgromadzonych przez poszczególnych oferentów nie znajdowały pokrycia w rzeczywistości - tłumaczy mecenas Szaj. Przed kilkoma tygodniami wycofała się kanadyjska firma PAC Pare-Corporation, która podobno deklarowała chęć kupienia stoczni za 
75 mln dolarów i zainwestowania 900 mln dolarów.
- Przemysł okrętowy na świecie jest bardzo skoncentrowany - przypomina prezes Szlanta. - Liczą się Japonia i Korea, przeżywające obecnie poważne trudności, a w Europie Niemcy i my. Inwestorzy zagraniczni boją się atmosfery wokół Stoczni Gdańskiej. - Wystraszyło ich Radio Maryja - sądzi Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący zakładowej "Solidarności".
Na placu boju pozostały trzy polskie konsorcja. Konsorcjum Budowy Okrętów tworzą niewielka spółka Marine Metal wyspecjalizowana w produkcji kotłów okrętowych, Regan Consulting i Navimor Intertrade. To najsłabszy finansowo konkurent, ale cieszył on się poparciem stoczniowych związków zawodowych, gdyż podpisał przedstawiony przez nie pakiet socjalny. Stał także za nim autorytet i potencjał finansowy Zygmunta Solorza, członka rady nadzorczej KBO.
Drugie konsorcjum tworzyły Stocznia Szczecińska i Gdańska Stocznia Remontowa. Pierwsza jest jedną z najlepszych w Europie stoczni produkcyjnych, a druga jedną z najlepszych w świecie stoczni remontowych. Trzeci pretendent to Stocznia Gdynia. Wystartowała wspólnie z bankiem Pekao SA i Stowarzyszeniem Solidarni ze Stocznią Gdańską. W kwietniu jednak to konsorcjum się rozpadło, partnerem Gdyni została wyspecjalizowana w zarządzaniu inwestycjami firma Evip Progress SA z warszawskiej grupy firm konsultingowych Evip. - Chcemy kupić przedsiębiorstwo w upadłości i być jego współwłaścicielem. Do nas należałoby nie mniej niż 25 proc. udziałów - deklaruje Ewa Plucińska, prezes Evip Progress i całej grupy.
Właśnie tego konsorcjum najbardziej obawiają się stoczniowcy z Gdańska. Gdynia nie chciała podpisać pakietu socjalnego. Poza tym sama do niedawna przeżywała poważne kłopoty. - Kupią nas za kredyt uzyskany pod zastaw stoczniowych terenów nieprodukcyjnych, a potem zrobią z naszej stoczni jeden ze swoich wydziałów - gorączkują się związkowcy z Gdańska, którzy wiedzą, że Gdynia ma wielką ochotę na ich Centralny Ośrodek Prefabrykacji
Kadłubów. A nieproduk-
cyjne tereny stoczniowe
(40-70 ha) są położone niemal w centrum miasta i mają olbrzymią wartość rynkową. Wedle niektórych szacunków wynosi ona 80 mln USD, czyli trzy razy więcej niż zadłużenie stoczni wobec skarbu państwa, a to właśnie ono - według źródeł nieoficjalnych - miało stanowić punkt odniesienia przy ustalaniu ceny sprzedaży. Kupiec zrobiłby w takiej sytuacji znakomity interes - dostałby stocznię jako dodatek do jej nieruchomości nieprodukcyjnych.
Treść oferty stanowi tajemnicę handlową. Marek Roman - dyrektor generalny Evip, zapewnia jednak, że firma przewiduje utrzymanie Stoczni Gdańskiej jako samodzielnego podmiotu gospodarczego produkującego nie mniej niż pięć statków rocznie. Prezes Szlanta z kolei przypomina, że Stocznia Gdynia osiąga obecnie znaczące zyski oraz ma najwyższą rentowność spośród polskich stoczni produkcyjnych i optymistycznie ocenia szansę na porozumienie z załogą Stoczni Gdańskiej. Ów optymizm może również mieć źródło w poparciu, jakiego - wedle nieoficjalnych wieści - udzielają tej ofercie Marian Krzaklewski i Janusz Śniadek, wiceprzewodniczący Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność", do niedawna przewodniczący komisji zakładowej związku w Stoczni Gdynia, a obecnie członek jej rady nadzorczej.
Załoga Stoczni Gdańskiej najchętniej przekazałaby zakład konsorcjum złożonemu z Gdańskiej Stoczni Remontowej i KBO. Bo KBO już zna, a GSR zarządza znakomity menedżer Piotr Soyka. Przy tym obie stocznie z sobą graniczą i są skazane na współpracę. GSR kontroluje także przyległą do nich Stocznię Północną. Do 14 lipca trwały intensywne rozmowy, które mogły doprowadzić do połączenia ofert GSR i Stoczni Szczecińskiej oraz KBO i Zygmunta Solorza z ewentualnym udziałem Stowarzyszenia Solidarni ze Stocznią. O kupno Stoczni Gdańskiej ubiegały się więc trzy silne polskie stocznie zarządzane przez sprawnych menedżerów. Także Stocznia Gdańska pod rządami syndyka znacznie skróciła cykle produkcyjne i zaczęła przynosić zyski. Wygląda na to, że jej droga przez mękę to skutek ciążącego na niej przekleństwa wielkiej polityki oraz słabości menedżerów. - Jesteśmy jak panna na wydaniu, która chorowała na tyfus, ale już wyzdrowiała, odrastają jej włosy i zabiegają o nią konkurenci - cieszy się mecenas Szaj.
Stoczniowi związkowcy się nie cieszą. 15 lipca bowiem syndyk zarekomendował sędziemu komisarzowi Dariuszowi Kardasiowi ofertę konsorcjum Stoczni Gdynia i Evip Progress. Stoczniowcy zarzucają Wiercińskiemu, że wybrał nie to rozwiązanie, które jest korzystniejsze dla zakładu, lecz to, które przynosi mu więcej korzyści osobistych. W odpowiedzi syndyk wskazuje cztery najważniejsze przesłanki swojej decyzji: najobszerniejszy program rozwoju, gwarancje utrzymania obecnego poziomu zatrudnienia, wzbogacenie - w ostatnich dniach - oferty o gwarancje zleceń na budowę kolejnych statków, wreszcie - cenę o kilkadziesiąt procent wyższą niż proponował konkurent (choć niższą od wartości księgowej).
Dobrze przygotowana oferta to sukces twórców konsorcjum - właścicieli znanej warszawskiej grupy firm konsultingowych i prezesa Stoczni Gdynia. Janusz Szlanta to w tej branży menedżer nietypowy: nie jest okrętowcem, lecz bankowcem - trafił do stoczni z centrali Polskiego Banku Rozwoju, jednego z głównych akcjonariuszy stoczni. Ponadto jest właścicielem poważnej części majątku zarządzanej przez siebie stoczni.
Oczywiście, możliwy jest jeszcze powrót do negocjacji lub przeprowadzenia układu w upadłości, za czym teraz opowiadają się związki zawodowe, a od dawna znaczna część polityków AWS i Komitet Ratowania Stoczni Gdańskiej. - Wydłużyłoby to czas brnięcia w nicość, a pieniędzy na inwestycje od tego nie przybędzie - zwraca uwagę Szaj.
Zdaniem syndyka Andrzeja Wiercińskiego, sędzia komisarz może podjąć decyzję o sprzedaży stoczni w ciągu tygodnia, co oznaczałoby, że mogłaby ona zapaść 22 lipca. Miałoby to wymiar symbolu. Kto woli inne symbole, powinien się cieszyć, że być może 22 lipca w kolebce "Solidarności" zwycięży kapitalizm.

Więcej możesz przeczytać w 30/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.