Ryzyko cudu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ziółka na raka?
Sensacyjne doniesienia o cudownym leku na raka pojawiają się w naszym kraju co kilka lat i niemal zawsze mają szeroki oddźwięk społeczny. Ostatnią nowością są peruwiańskie zioła odkryte przez polskiego misjonarza, ojca Edmunda Szeligę. Wszystkiego na ten temat można się dowiedzieć z książeczki "Vilcacora leczy raka", którą od kilku tygodni promuje jedno z gdańskich wydawnictw. W ramach promocji sprowadzono czcigodnego staruszka do Polski i obwożono po kraju jako atrakcję kanikuły.
Powszechne przekonanie o niewielkiej skuteczności leczenia nowotworów oraz fakt, że w Polsce rocznie notuje się ok. 100 tys. nowych zachorowań na raka, sprawiają, iż chętnych do poddania się tego typu terapiom nie brakuje. Nie ma przy tym znaczenia, że żywot "cudownych" metod w świadomości społecznej jest krótki i dotychczas żadna z nich nie okazała się choćby w minimalnym stopniu skuteczna (kto dzisiaj pamięta o ziółkach Klimuszki lub torfie Tołpy, aby podać tylko najbardziej znane przykłady). Scenariusze owych "odkryć" są zwykle podobne. Najczęściej dokonują ich ludzie w podeszłym wieku, czasem z tytułami naukowymi (vide: wspomniany Stanisław Tołpa lub leczący miksturami zawierającymi mikroelementy Jan Nowacki; obaj z tytułami profesorskimi, aczkolwiek w dziedzinach nie mających z medycyną wiele wspólnego). Często towarzyszy temu aura pewnej tajemniczości, a nawet egzotyki. Tak jest również w wypadku ojca Szeligi: zaawansowany wiek, duchowa profesja, zainteresowanie geologią, kilkadziesiąt lat wśród indiańskich szamanów... Niejednokrotnie jako dowód sukcesów ich autorzy podają nazwiska swych najważniejszych pacjentów. Nowacki w wywiadach twierdzi, że leczył Ojca Świętego. Ojciec Szeliga oprócz papieża leczy także Jelcyna (zalecił mu wywary ze swoich "ziółek" i "ani kropelki nalewki") i prezydenta Peru.
O szczegółach dotyczących samej metody niewiele można się z książki dowiedzieć. Kuracja odbywa się w jednostce, której nazwa - Instytut Fitoterapii Andyjskiej - może sprawiać wrażenie naukowości. Z zamieszczonych w publikacji fotografii wynika, że firma ta składa się głównie ze szklarni, gdzie w doniczkach hoduje się lecznicze rośliny. Aby nie dopuścić do sprzedaży sfałszowanego leku, instytut wystawia międzynarodowe certyfikaty jego oryginalności. Dowodem skuteczności kuracji mają być cytowane w książce listy i telegramy od wdzięcznych pacjentów. Oto jeden z nich, nadesłany przez chorego "wyleczonego" z AIDS: "Wierzyłem w ojca, teraz wierzę w Boga. Zapalenie płuc zwalczyłem zwykłym antybiotykiem. Żyję!". Są także zapiski osób prowadzących kurację; również te przykłady, ze względu na swój amatorski charakter, budzą uśmiech politowania nawet u młodego onkologa. Aby stworzyć wrażenie naukowości stosowanych metod, przytoczono nazwiska kilku lekarzy, głównie peruwiańskich, którzy zainteresowali się preparatem i poddają go "badaniom". Z książki można się także dowiedzieć, że referaty dotyczące leku przedstawiono podczas kilku kongresów niekonwencjonalnej medycyny. Mimo że lek stosowany jest w Peru od kilkudziesięciu lat oraz - jak twierdzą autorzy książki - otrzymało go już ok. 30 tys. chorych, nie wiadomo, czy ukazała się na jego temat jakakolwiek informacja w poważnym czasopiśmie medycznym. W komputerowej bazie danych światowego piśmiennictwa medycznego Medline, obejmującej wszystkie publikacje, poczynając od 1966 r., pod hasłem "vilcacora" nie udało mi się niczego znaleźć. Nie ma także ani jednej publikacji na tematy onkologiczne z udziałem głównego badacza vilcacory, H. Oswalda, tytułowanego w książce profesorem (trudno uwierzyć, że można uzyskać ten tytuł bez wydania choćby jednej pracy naukowej). W tym kontekście pewne wątpliwości może budzić podtytuł książki: "Polski misjonarz o. Szeliga zadziwił świat". W istocie świat nie słyszał o ojcu Szelidze. Jest w książce, a jakże, element populistyczno-patriotyczny: autor preparatu narzeka, że lek stosuje się już w kilku krajach (nie podano, czy gdziekolwiek oficjalnie), natomiast w Polsce "tylko nieliczni chorzy sprowadzają go z zagranicy". A jest on w naszym kraju szczególnie potrzebny, ponieważ - według o. Szeligi - "dopiero w najbliższym czasie w pełni ujawni się żniwo ludzkich nieszczęść zasiane przed laty przez Czernobyl". Cena leku nie jest podana, ale jest on już dostępny (polskie biuro firmy mieści się w Wielkiej Brytanii).

Szkodliwe działanie niekonwencjonalnych metod terapii wynika głównie z tego, że chorzy rezygnują z pomocy lekarskiej

Informacje na temat medycznych osiągnięć odkrywcy preparatu przeplatają się z opisami jego poszukiwań mitycznego peruwiańskiego Eldorado, informacjami o niezwykłych możliwościach miejscowych szamanów (na przykład zdolności wywoływania ulewnego deszczu w wyniku zbiorowych medytacji) i o niszczeniu plantacji leczniczych roślin w amazońskiej dżungli przez współczesnych poszukiwaczy złota. Jest także alfabetyczny spis ważnych dla życia pierwiastków i witamin oraz zalecenia dietetyczne w czasie zdrowia i choroby, z bardzo precyzyjnym określeniem dopuszczalnego udziału poszczególnych pokarmów (na przykład przetwory z mleka mogą u zdrowych dorosłych osób stanowić nie więcej niż 3 proc. spożywanych posiłków). Na stronie tytułowej znalazła się informacja, iż konsultantami dzieła byli dwaj lekarze. Jeden jest specjalistą chorób zakaźnych, drugi - urologiem. Pierwszy oświadczył, że na onkologii się nie zna, ale jest lekarzem zakładowym wydawnictwa. Jego rola polegała na sprawdzeniu zamieszczonego w książce wykazu pierwiastków. Drugi nie chciał rozmawiać na temat tej publikacji. Wydawnictwo nie musiało daleko szukać kompetentnego konsultanta - w Trójmieście mieszka około trzydziestu specjalistów onkologii, w tym dwóch z tytułami profesora.
Można by zadać pytanie, czy warto się zajmować komentowaniem tego typu komercyjnej działalności. Do podjęcia tego tematu skłonił mnie bezmiar nieszczęść ludzkich spowodowanych wiarą w podobne "cudowne" metody. W czasie niemal dwudziestopięcioletniej działalności zawodowej spotykałem się na co dzień z chorymi, którzy oddali się w ręce "uzdrowicieli", często bezpowrotnie tracąc szansę na skuteczne leczenie. Na ogół ludzie ci, z powodu wstydu lub zażenowania, nie lubią mówić o szczegółach swoich doświadczeń w tej dziedzinie. Skupieni na walce z ciężką chorobą nie podejmują także na ogół prób uzyskania zadośćuczynienia za wyrządzoną im krzywdę. W ten sposób utrzymuje się w społeczeństwie przekonanie o nadzwyczajnej skuteczności "niekonwencjonalnych" metod leczenia raka, które mogłyby rozkwitnąć, ale są skwapliwie blokowane przez zazdrosnych lekarzy. Wielokrotnie słyszę argument, że "przecież te leki z racji swojego ziołowego pochodzenia nie mogą zaszkodzić". Istotnie, niemal wszystkie te preparaty są substancjami obojętnymi; ich szkodliwe działanie polega przede wszystkim na tym, że chorzy rezygnują z pomocy lekarskiej. Na koniec wyrażana czasem wątpliwość: "a może właśnie ten lek okaże się skuteczny". Mimo że dotychczasowe doświadczenia w tej dziedzinie są negatywne, nie da się takiej możliwości wykluczyć. Jako lekarz zajmujący się nowotworami byłbym z tego powodu szczególnie szczęśliwy. Wartość każdego nowego preparatu można jednak ocenić wyłącznie poprzez starannie przygotowane i często żmudne badania kliniczne prowadzone przez specjalistów. Ich wyniki ukazują się w naukowych czasopismach i rzadko przedostają się na łamy prasy popularnej. Tam z kolei publikowane są sensacyjne doniesienia wzbudzające nieuzasadnione nadzieje nieszczęśliwych ludzi i narażające ich często na ogromne koszty lub uciążliwe podróże. Aczkolwiek ten stan rzeczy budzi mój zasadniczy sprzeciw, obawiam się, że w myśl zasady "wszystko na sprzedaż", proceder ten nadal będzie uprawiany.

Jacek Jassem


Amazońska kora

Polski misjonarz ojciec Edmund Szeliga z Peru twierdzi, że znalazł lek na wszystko. Korą vilcacory, pnącza rosnącego w amazońskiej dżungli i na stokach Andów, używaną przez Indian jako remedium na ukąszenia węży, leczy nowotwory, alergie, artretyzm, półpasiec, zatrucia, depresje, a nawet trądzik. Głosi, że za pomocą odkrytych przez siebie ziół u sześciu pacjentów w pełnoobjawowej fazie AIDS liczbę wirusów we krwi udało się obniżyć do tego stopnia, że były właściwie nie do wykrycia.
89-letni ojciec Edmund Szeliga jest salezjaninem, z wykształcenia geologiem. W Peru mieszka od 69 lat. Niedawno odwiedził Polskę. Jego wizyta połączona była z promocją książki "Vilcacora leczy raka" autorstwa dziennikarzy Grzegorza Rybińskiego i Romana Warszewskiego, w której omawiają dokonania polskiego misjonarza. W czasie prawie dwumiesięcznego pobytu w naszym kraju zakonnik spotkał się z kilkoma tysiącami ludzi zainteresowanych andyjską medycyną. Fitoterapii uczył się od Indian żyjących na stokach peruwiańskich Andów. Dwadzieścia lat temu założył w Limie Instytut Medycyny Andyjskiej, przez który przewinęło się już 32 tys. chorych.
Kuracje przeciwnowotworowe ojca Szeligi różnią się w zależności od lokalizacji guza i stopnia zaawansowania choroby. Każde leczenie dzieli się na kilka etapów. Najpierw przez miesiąc chory pije zioła oczyszczające organizm z toksyn pozostałych m.in. po przyjmowanych lekach. W skład mieszanki wchodzi zwykle manayupa, flor de arena i berberys albo hercampuri. Przez drugi miesiąc choremu podaje się vilcacorę i na koniec przez 40 dni sangre de drago (smoczą krew). Każde z tych ziół ma podobno inne właściwości lecznicze i działa w nieco odmienny sposób. Ojciec Szeliga twierdzi, że budowa chemiczna większości roślin z puszczy amazońskiej jest tak skomplikowana, iż "nauka nie dysponuje jeszcze aparaturą umożliwiającą jej rozszyfrowanie". Bardzo trudno więc stwierdzić, co tak naprawdę leczy i dlaczego.
Kapsułki vilcacory dostępne są już w USA, Kanadzie, Hiszpanii, Włoszech i Niemczech. Do Polski można je sprowadzać indywidualnie przez Centrum Fitoterapii Andyjskiej w Londynie. Do tej pory skuteczność terapii ojca Szeligi nie została potwierdzona. Opublikowana w Polsce książka nie jest podręcznikiem medycznym i dla lekarzy nie ma żadnej wartości. W sierpniu czterech lekarzy z Gdańska zamierza się udać do Peru, by w Instytucie Medycyny Andyjskiej zapoznać się z efektami leczenia ziołami. 


Więcej możesz przeczytać w 30/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.