Przed zawałem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy Warszawa może uniknąć katastrofy?
Dobrych zmian w Warszawie właściwie trudno uświadczyć, wyjąwszy - rzecz jasna - zmianę stanu cywilnego prezydenta miasta. Ale niezupełnie: w związku z czerwcową wizytą dostojnego gościa załatano trochę dziur w jezdniach, mieszkańcy stolicy żałują jednak, że trasa przejazdów Ojca Świętego nie objęła kilkunastu innych ulic, które dzięki temu nadawałyby się dziś do powszechnego użytku. Na razie używają ich - jako deptaka - kolejne ekipy nawiedzających stolicę demonstrantów. Dwa miliony mieszkańców Warszawy muszą ograniczać swoje życiowe funkcje, tolerować dodatkowy (podstawowy od dawna istnieje) paraliż komunikacyjny, obserwować pokazy rzucania śrubami i strzelania gumowymi kulami. Coraz częściej słyszy się: "Mamy i tak niełatwe życie, a walki na ulicach zaliczyliśmy już parę razy w historii, dajcie więc nam, do cholery, święty spokój!".

Wprawdzie kasa gminy Centrum podobno pęka w szwach, nie ma jednak pieniędzy na cokolwiek. Nie dotyczy to - oczywiście - diet, pensji i nagród dla radnych (niedawno sowite nagrody przyznali sobie samorządowcy na Ursynowie, natomiast inni załatwili przydziały mieszkań). Prasa zauważyła, że ok. 100 osób z elity władzy w mieście łączy rozmaite funkcje i nazwała to nietaktownie "dojeniem Warszawy". Stolica przeżyła też w maju potop. Ulice zamieniły się w rwące rzeki, zalało stacje metra, wiele piwnic. Urzędnicy zauważyli odkrywczo, że pozatykały się studzienki, a kanalizacja - dzieło dwóch panów Lindleyów (1876-1915) - ciut się zestarzała i należałoby ją unowocześnić. Na przyszłość lepiej liczyć na Noego! Tymczasem unowocześniają się sami warszawiacy. Tracąc nadzieję na sprawny transport zbiorowy, kupują coraz więcej samochodów. Kto żyw, zmierza swoim autem na Trasę Łazienkowską, Aleje Jerozolimskie, Marszałkowską. Robią to także ci, którzy mieszkają poza stolicą i dokądś przez nią jadą, a nie mogą jej w żaden sposób wyminąć. Już teraz korki w okresach szczytu zmuszają kierowców i pasażerów do tkwienia godzinami w ciżbie pojazdów. Ani chybi, pojawią się wkrótce - jak w Bangkoku - chłopcy na skuterach, oferujący mniej wytrzymałym butelki na mocz... Po siedmiu latach od rozstrzygnięcia konkursu na otoczenie Pałacu Kultury i Nauki grono "siedmiu wspaniałych" uznało tamten wynik za nieporozumienie. Pomysł tzw. korony dokoła sowieckiego daru wyłącznie podkreśli - jak stwierdzili - jego rangę. Szkoda, że trzeba było siedmiu lat, aby to zauważyć. I nie zaproponować niczego w zamian. Zanim więc przemknie kolejne siedmiolecie, można śmiało i odważnie zaproponować: amputujmy górę pałacowej wieży, poobtrącajmy balaski, przywróćmy bieg istniejących tam kiedyś ulic, między innymi Chmielnej, Złotej i Siennej. Mogłyby tam ponownie stanąć - tym razem odrobinę wyższe - budynki na miarę centrum tradycyjnego miasta o ciągłej zabudowie, z normalnymi placówkami handlowymi i usługowymi na parterze. Pofantazjować nie można? Nawet należy: skoro nie ma architekta miasta, każdemu wolno marzyć. Zagadkowo długo decydenci zastanawiają się nad akceptacją projektu (już trzeciego z rzędu) budowy gmachu przy placu Piłsudskiego - dzieła najsławniejszego dziś bodaj w świecie brytyjskiego architekta, sir Normana Fostera. Czyżby coś się kryło za tą opieszałością? Wprawdzie nie mamy w stolicy architekta, ale jest nowy główny konserwator zabytków. Tyle że prawie nie mamy zabytków (uznano za nie 183 obiekty). Wdzięczne pole do działania dla nowego konserwatora stanowi na przykład Żoliborz, międzywojenna, częściowo ocalała, więc awansowana do zabytkowej, dzielnica stolicy. Gdyby nie osławiony dekret Bieruta o komunalizacji gruntów, którego od lat trzymają się zębami urzędy i rady miejskie, niejeden fragment Żoliborza, ale również Mokotowa czy Saskiej Kępy wyglądałby teraz piękniej. Prawem kaduka powtykano między willową zabudowę betonowe bunkry transformatorów, usunięto latarnie pastorałki, wymieniając przedwojenne zabytki na tandetne kopie. Temu, co władza ludowa zdziałała - dokwaterowując lumpów i domeblowując (czytaj: naruszając układ urbanistyczny) dla swoich pretorianów Żoliborz Oficerski, a skorumpowani urzędnicy w wielu miejscach przehandlowali - konserwator już zaradzić nie zdoła. Obowiązuje w Warszawie zakaz wycinania drzew. Wycinki jednak trwają, a ludzie protestują. Protestują przeciw każdej inicjatywie - złej czy dobrej - na przykład budowie spalarni śmieci. Tymczasem miasto i okolice są zaśmiecone niczym metropolie Trzeciego Świata (na wysypiskach płaci się łapówki za zwożony "towar"). Podobno coraz lepiej jest w policji, lecz gorzej - niestety - z bezpieczeństwem. Po zmroku ulice pustynnieją. W gazetach można przeczytać: "Policja zatrzymała grupę dobrze jej znanych mężczyzn...". A ilu "znajomych" osobników przebywa na wolności, rabuje i napada? Za wotum nieufności dla policji można uznać to, że cała Warszawa okratowała się niby ogromne więzienie: sklepy, mieszkania i kioski robią konkurencję Wronkom i Rawiczowi. Trzeba sobie radzić i bez policji! Na przykład na autobus do Otwocka stale napadali bandyci, trasę skrócono więc do Falenicy, pozbawiając rabusiów zajęcia, a mieszkańców - komunikacji. To prozaiczne zmartwienia "na dole". Natomiast "na górze" aż skry lecą. Ludzie nadal nie mogą pojąć, na czym polega ustrój administracyjny Warszawy i nie rozumieją, o co naprawdę - poza pieniędzmi - toczą się nieustanne boje na różnych szczeblach absurdalnie upolitycznionej magistrackiej drabiny (20 rad miejskich, 760 radnych, 100 prezydentów, burmistrzów i innych dygnitarzy). W tej sytuacji wiceprezydent miasta słusznie udał się do Seulu, by choć na chwilę odetchnąć. Miał tam sprawdzić, czy Warszawa nadaje się na miasto olimpijskie. Poczucia humoru nie brakowało nad Wisłą nigdy. Na razie obywatele stolicy usiłują zachować olimpijski spokój, szczególnie w obliczu zbliżającego się szybkimi krokami zawału komunikacyjnego i całkowitego paraliżu miasta. Jeżeli natychmiast nie dokończy się budowy obwodnicy i mostu siekierkowskiego, pozostanie jedynie siedzieć w domu i patrzeć przez okno na piękną katastrofę. 

 
Więcej możesz przeczytać w 30/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.