"Roście Kazio..."

Dodano:   /  Zmieniono: 
To, że Kazimierz Kapera, stomatolog, plecie duby smalone, rozumiem.
Każdemu się zdarza mówić głupio. Ale czy koniecznie gadający brednie dentysta musi być ministrem w wolnej, demokratycznej Polsce?

Dobre mniemanie o sobie jest rzeczą miłą, a przekonanie o własnej racji też jest nie do pogardzenia. Obawiam się jednakowoż, że niedawno byłem z tą moją racją trochę na bakier i stąd dzisiejszy felieton zaczynam od tej sprawy właśnie. Pisząc w numerze 29. "Trochę o małżach", dotknąłem spraw teatru i pozawieszałem psy na dyrektorze Słońskim. Jak napisałem - "kolejny raz, wbrew obietnicom, umowom i ustaleniom, a także wbrew dobrym obyczajom, dyrektor warszawskiego Teatru Rozmaitości, Bogdan Słoński, zwolnił swego zastępcę, reżysera Grzegorza Jarzynę".


Dalej pisałem, jaki to Jarzyna zdolny i słusznie nagradzany. I już za to powinienem przeprosić wszystkich zainteresowanych i samego pana Jarzynę. Nie bardzo bowiem wypadało mi oceniać reżysera, którego przedstawień niewiele widziałem (za nic w świecie się nie przyznam, że nic nie widziałem, bo byłoby mi okropnie nie po honorze, że się do tego stopnia wygłupiłem). Można nie widzieć, ale można wiedzieć, prawda? W końcu czytam recenzje, rozmawiam z ludźmi, dowiaduję się, że Jarzyna tu, Jarzyna tam, nagrody, itd. Znaczy - zdolny! A jeśli zdolny, to chwała Bogu, że Jarzynę zdolnym stworzył. I Jarzynie chwała, że talentu nie marnuje. Tak kombinowałem. A jako że Słoński Jarzynę zwolnił, to Słoński musi być "be", skoro Jarzyna jest "cacy". Więcej! Tak mi w tym felietonie o małżach pasowało, że Jarzyna to perłopław, a Słoński małż tytułowy właśnie, że im bardziej pisałem, tym bardziej wierzyłem w to, co piszę. Słoński do mnie po tym felietonie zatelefonował. Na szczęście dla mnie, mnie nie zastał, więc tylko kilka słów na taśmie magnetofonowej zostawił, rozgoryczony, że nie zadzwoniłem do niego, by się dowiedzieć, o co w tej sprawie poszło. Prawda, mogłem zadzwonić, szczególnie że się od piętnastu lat znamy, jeszcze z elbląskich czasów. - Przeczytałeś parę niemądrych artykułów i na ich podstawie mnie osądzasz... - skarżył się Słoński i mówił, że takie postępowanie to są - jak się wyraził - praktyki pezetpeerowskie. Bogdanie! Jakkolwiek nazwać te praktyki, przyznaję - zrobiłem błąd. Z błędu można by się jakoś wytłumaczyć, ale - i tu już jest gorzej - zrobiłem Ci przykrość. I to - aż wstyd się przyznać - z idiotycznego powodu: że mi konflikt Słoński vs. Jarzyna do felietonu pasował. A gdy sobie (po Twoim telefonie) zdałem sprawę, że moim nieodpowiedzialnym pisaniem mogę się przyczynić do rozstrzygań dotyczących dalszej Twojej dyrekcji, to aż się spociłem ze strachu. Bo przecież nie wykluczam, że ktoś, niechcący, przy zupie pomidorowej, ten mój felieton o małżach przeczytał i powiedział: - O, nawet Tym jest przeciw Słońskiemu. A jeśli tę zupę jadł jakiś radny, który tak jak ja mało w teatrze bywa (żeby nie powiedzieć - wcale)? Bogdanie Słoński! Przepraszam, że Cię dotknąłem tak niesprawiedliwie i że Cię małżem obwołałem. Liczę na Twą wielkoduszność i że mi wybaczysz tak jak dyrektor felietoniście. Felietoniście, który sam się małżem okazał. Życzę Ci dalszego dyrektorowania w Teatrze Rozmaitości i stawię się u Ciebie w niedługim czasie z dużą butelką nalewki malinowej. Albo mi tę butelkę na łbie rozbijesz, albo ją ze mną wysuszysz! Decyzja należy do ciebie - jak nas kłamliwie zapewniają w telewizorze. Pozdrowienia! I tyle słów mam w tej sprawie. "A słowa się po niebie włóczą i łajdaczą - /i udają, że znają coś więcej niż znaczą" - jak pisze Leśmian. Uff...! Nieprzyjemnie jest się wygłupić, co jeszcze raz przypominam, żeby ktoś sobie nie myślał, że to dla mnie chleb z masłem roślinnym. Na szczęście świat jest tak pięknie urządzony, że jest nas wielu niemądrych, a w kupie zawsze raźniej. Pan Kazimierz Kapera (rzecz jest sprzed tygodnia, trochę nieświeża, ale już na starcie taka była) jest pełnomocnikiem ds. rodziny w rządzie premiera Buzka. Nie twierdzę, że wielodzietne polskie rodziny gnieżdżą się po piwnicach (pokazywała TVP) z winy Kazimierza Kapery, ale jest coś na rzeczy, skoro się ministerialnie wzywa ludzi do rozmnażania, ile wlezie, nie gwarantując im przy tym mieszkania i utrzymania. Swego czasu Kapera jako wiceminister zdrowia u premiera Bieleckiego poślizgnął się na prezerwatywie - jak to obrazowo nazwano. Powiedział otóż, że jego poglądy uniemożliwiają mu akceptację środków antykoncepcyjnych, zaś homoseksualizm uznał za zboczenie. Bielecki w pięć minut zrezygnował z horyzontu myślowego wiceministra i z właściciela horyzontu też. Kapera został zaś okrzyknięty prawie męczennikiem. Prymas Glemp porównał Kaperę do prymasa Wyszyńskiego, który cierpiał prześladowania od Bieruta. Tym samym, może niechcący, prymas porównał premiera Bieleckiego do Bieruta właśnie. Pomny tych porównań premier Buzek nie tknął zatem Kapery, choć ten wygłupił się ostatnio nadzwyczajnie. Kapera stwierdził, że Europa musi zwiększyć przyrost naturalny, by "biała rasa" - tak powiedział! - miała w świecie coś do powiedzenia. Upominanie się o kwantytatywne zwiększenie "białej rasy" pachnie brunatnym smrodem, który tragicznie wylał się na cały świat sześćdziesiąt lat temu. To, że Kazimierz Kapera, stomatolog, plecie duby smalone i ma obsesje rasistowskie - to rozumiem. Każdemu się zdarza mówić głupio, jak już wspomniałem. Ale czy koniecznie gadający brednie dentysta musi być ministrem w wolnej, demokratycznej III RP? W dodatku partyjny kolega Kapery (nazwisko znane, ale nie powtórzę, bo się wstydzę) zaproponował, by Kapera odkupił swą winę i wziął jakieś azjatyckie, żółte dziecko na wychowanie. Panie Kolego Kapery! A cóż to dziecko zawiniło? Za co to ma być? Nie dość, że się biedne żółte narodziło, to jeszcze ma mieć całe życie zmarnowane przebywaniem u jakiegoś obskuranta dentysty? To już lepiej niech Kapera wyjedzie do Mongolii i tam w jakiejś wielodzietnej rodzinie skłoni się do filoazjatyzmu. Oczywiście - żarty. Kazio Kapera donikąd nie pojedzie, bo nam on jest tu potrzebny. Jak pisał w "Satyrach", w Księdze I, Krzysztof Opaliński (który już w XVII wieku przewidział Kaperę): "Roście Kazio jak cielątko, będzie wołek z niego".

Więcej możesz przeczytać w 31/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: