Lato topielców

Lato topielców

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przeciętnie toną u nas cztery osoby na sto tysięcy mieszkańców, co sytuuje Polskę na drugim miejscu w Europie
Na początku lipca w jeziorze Łaśniady koło Ełku utonął 22-letni student wychowania fizycznego, Piotr S. Utopił się podczas egzaminu na ratownika wodnego w obecności czterech instruktorów obserwujących sprawdzian. Rejon kąpieliska dodatkowo patrolowały dwie łodzie. 17 lipca nad jeziorem Jamertal koło Starogardu Gdańskiego do wody wszedł - po wypiciu alkoholu - 53-letni Kazimierz B. Przeżegnał się i zanurkował. Nie wypłynął. Miesiąc wcześniej inny pijany mężczyzna ustawił ławkę nad brzegiem jeziora w okolicach Zbąszynia. Zasnął, ławka zsunęła się do wody i przewróciła. Utopił się w wodzie sięgającej w tym miejscu do kolan. - To bardzo charakterystyczne. Ludzie toną w naszym kraju wskutek brawury i pod wpływem alkoholu. Oceniamy, że 70 proc. wypadków zdarza się po pijanemu. Ostatnio utopiło się też kilka osób po zażyciu narkotyków - mówi Wojciech Płóciennik, prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.


Pierwsza pomoc

1. Jeśli poszkodowany jest przytomny, można mu podać gorącą herbatę i przykryć kocem. Jeśli jest nieprzytomny, należy sprawdzić rytm jego oddechu.

2. Jeśli oddycha, trzeba oczyścić jamę ustną palcem owiniętym gazą lub chusteczką. Można spróbować cucenia amoniakiem lub lekkimi uderzeniami w twarz. Następnie należy ułożyć osobę poszkodowaną w bezpiecznej pozycji i sprawdzić tętno na tętnicy szyjnej lub promieniowej.

3. Jeśli tętno jest wyczuwalne, głowę ratowanego należy odchylić do tyłu i rozpocząć sztuczne oddychanie metodą usta-usta (co 5 sekund wdech; 12-16 razy na minutę). Jeśli tętno nie jest wyczuwalne, należy rozpocząć sztuczne oddychanie i pośredni masaż serca (2 wdechy i 10-12 ucisków klatki piersiowej).

4. W razie konieczności zastosowania sztucznego oddychania lub masażu serca należy wezwać lekarza, a czynności te kontynuować - w razie potrzeby - aż do jego przybycia.


Podczas gdy w krajach zachodniej Europy ludzie toną, uprawiając sporty ekstremalne, nurkując, jeżdżąc na nartach wodnych czy skacząc do wody z kilkunastu metrów, Polacy topią się w gliniankach, ześlizgując się z błotnistego brzegu, próbując sforsować rzekę. To sprawia, że przeciętnie toną u nas cztery osoby na sto tysięcy mieszkańców, co sytuuje Polskę na drugim miejscu w Europie. Na pierwszym miejscu znalazła się Rosja, gdzie w wodzie ginie jedenaście osób na sto tysięcy mieszkańców. Tymczasem na naszym kontynencie wskaźnik ten wynosi 1,3. W Polsce generalnie nie ceni się życia, nie respektuje elementarnych norm i przepisów, dlatego tak wielu ludzi ginie na drogach, podczas prac rolnych, na budowach i właśnie nad wodą. - Błędne pojmowanie wolności sprawia, że wstydzimy się używać na przykład kapoków i szukamy przede wszystkim miejsc nie strzeżonych - zauważa dr Stanisław Wanat z Katedry Socjologii Sportu warszawskiej AWF. Polacy przeceniają też swoje umiejętności oraz podejmują bezsensowne ryzyko.
Nasza nonszalancja w kwestiach osobistego bezpieczeństwa stała się nawet przedmiotem badań Światowej Organizacji Zdrowia. Stwierdzono, że wypadki samochodowe i utonięcia są przyczyną 72 zgonów na 100 tys. mieszkańców. Potwierdziło się to podczas pierwszego lipcowego weekendu. Na drogach zginęło wówczas 41 osób, w morzu, jeziorach, rzekach i gliniankach utonęło natomiast 51 letników. Pięćdziesiątą drugą ofiarą był 26-letni mężczyzna, który utopił się... w fontannie na rynku w centrum Pińczowa. Jeśli te tendencje się utrzymają, w tym roku w wodzie może stracić życie sporo ponad 1000 osób, czyli tyle, ile w rekordowym 1994 r.
Z kolei wyniki badań przeprowadzonych przez pracowników WOPR w szkołach wyższych i wśród poborowych dowodzą, że choć umiejętność pływania zadeklarowało 90 proc. pytanych, gdy doszło do praktycznego sprawdzianu, aż 80 proc. z nich nie potrafiło przepłynąć więcej niż 15-20 merów. Faktycznie pływać umiało zaledwie 15 proc. badanych. - Nie należy przy tym zapominać, że badaniami byli objęci ludzie młodzi. Wśród dorosłych odsetek umiejących pływać może być jeszcze mniejszy - mówi Jerzy Kowalski z WOPR. W europejskich statystykach przyjmuje się, że na pewno pływać nie potrafi ok. 65 proc. Polaków. Wyniki badań WOPR wykazały ponadto, że aż 90 proc. kobiet nie umie się nawet utrzymać na wodzie. Toną jednak kilkunastokrotnie rzadziej niż mężczyźni, gdyż przeważnie nie nadużywają alkoholu i nie popisują się bezsensowną brawurą.


Samoobrona

Nadmierne oziębienie organizmu

Należy pamiętać, że w wodzie utrata ciepła następuje 25 razy szybciej niż na powietrzu. Zmiany w funkcjonowaniu naszego organizmu powodują zaburzenia świadomości, halucynacje i senność. Wykonywane wówczas energiczne ruchy, które mają rozgrzać organizm, tylko przyspieszają utratę energii. Najlepiej przyjąć pozycję skuloną i oczekiwać na pomoc. Zachłyśnięcie się wodą Po zachłyśnięciu twarz należy utrzymać nad powierzchnią wody, pochylając ciało do przodu. Taka pozycja powinna ułatwić przetrzymanie pierwszego odruchowego kaszlu. Po zapanowaniu nad kaszlem twarz można zanurzyć i kasłać pod wodą, kontrolując oddychanie.

Falowanie
Wysokie fale morskie zakłócają rytm pływania i oddychania. Przy wzburzonym morzu należy pozwolić unosić się fali i płynąć na jej grzbiecie. Pokonując falę, należy pod nią zanurkować i przyspieszać, płynąc po jej grzbiecie.

Wartki nurt
Po porwaniu przez szybki nurt rzeczny należy zwrócić uwagę na przeszkody w wodzie mogące spowodować urazy. W takiej sytuacji należy trzymać ręce przed sobą, chroniąc ciało przed urazami i płynąć z nurtem.

Zmęczenie
Jeśli odczuwasz zmęczenie, należy się ułożyć na powierzchni wody, najlepiej na plecach, rozluźnić mięśnie i spokojnie oddychać. Można również odpoczywać, leżąc na piersiach. Wydech należy wykonywać pod wodą, a następnie podnosząc głowę do góry, nabierać powietrza.

Przykurcz mięśnia
Zachowując spokój, należy przyjąć najwygodniejszą pozycję w wodzie, wyrównać oddech i rozciągnąć mięsień objęty przykurczem. Niektórzy zalecają przypinanie do stroju kąpielowego agrafki i w razie przykurczu energiczne wbicie jej w napięty mięsień.



Wypoczynek nad wodą i pływanie są - oprócz biegania - najbardziej dostępną formą rekreacji. Często jednak zapominamy, że wymagają przygotowania i świadomości zagrożeń. - Problemem jest to, że mamy za mało basenów. Latem, kiedy tysiące osób mogłyby się nauczyć pływać, rzadko organizuje się kursy pływania - mówi dr Edmund Bartkowiak, kierownik Zakładu Pływania warszawskiej AWF. - Ratownicy nie chcą ryzykować, nie mając czasu na dokładne sprawdzenie umiejętności podopiecznych. Może dziwić, że w tych warunkach wzrasta odsetek dzieci umiejących pływać - dochodzi on do 30 proc. w grupie wiekowej 6-8 lat. Przejmując standardy zachodniej kultury, zbyt wolno zaczynamy dostrzegać, że umiejętność pływania jest jednym z nich.
Przejmowanie wzorców zachodniej kultury nie zastąpi jednak budowy nowych basenów, nie doda też rozsądku dorosłym. W Polsce mamy nieco ponad 1350 pływalni, lecz obiektów krytych, w których można prowadzić naukę pływania przez cały rok, jest jedynie 209. W sumie na sto tysięcy mieszkańców przypada 0,3 pływalni. W krajach Unii Europejskiej wskaźnik ten jest ponadtrzykrotnie wyższy, zaś w państwach skandynawskich nawet pięciokrotnie wyższy. - To skandal, by w stolicy czterdziestomilionowego państwa do dyspozycji dorosłych i młodzieży było tylko pięć basenów, a za to dziesiątki glinianek. W tej sytuacji trudno się dziwić, że w odwiedzanej przez dziesiątki milionów turystów Hiszpanii tonie mniej osób niż w Polsce - zauważa dr Stanisław Wanat.
Około 15-20 proc. topielców stanowią dzieci, często zabierane przez dorosłych nad wodę i pozbawione elementarnej opieki. 8 lipca nad Jeziorem Ostrzyckim na Kaszubach czternastoletni Łukasz utopił się na oczach rodziców. Dzień później czteroletni Irek i pięcioletnia Marlena utonęli w basenie przeciwpożarowym na terenie zakładu rolnego w Łabiszynie. 20 lipca w Opławcu pod Bydgoszczą na oczach tłumu gapiów utonął jedenastoletni chłopiec. Aż 40 proc. dzieci, które nie ukończyły czwartego roku życia, ginie w wodzie na oczach rodziców. Jak wykazały badania "British Medical Journal", 60 proc. utonięć w wodach otwartych zdarza się w odległości trzech metrów od bezpiecznych miejsc. Ponure statystyki, alarmy wszczynane przez media i rozporządzenie Rady Ministrów z 6 maja 1997 r., określające, że dzieci do lat siedmiu mogą korzystać z kąpieli wyłącznie pod opieką dorosłych, nie zmienią jednak mentalności rodziców. W sierpniu ubiegłego roku na jeziorze w Barlinku (w woj. lubuskim) półtoraroczna dziewczynka wypadła z łódki w obecności dwojga opiekunów. Matka i wujek dziewczynki mieli we krwi ponad 2 promile alkoholu.
Utonięcia zdarzają się nie tylko wskutek zachłyśnięcia wodą lub nieumiejętności pływania. Badania Instytutu Genetyki i Hodowli Zwierząt PAN wykazały, że pływanie wywołuje u wszystkich ssaków stres: wysiłkowy, hipotermiczny i emocjonalny. Krótko mówiąc - nawet zwykłe baraszkowanie w wodzie poważnie obciąża system nerwowy. Ponadto gwałtowne zanurzenie powoduje skurcz naczyń obwodowych, wzrost częstości rytmu serca i ciśnienia tętniczego oraz żylnego. Wszystko to wywołuje dodatkowe obciążenie serca, a w efekcie zatrzymanie jego pracy. Potwierdziła to liczba zgonów w czasie upalnego lata w 1994 r.
- Szczególne niebezpieczeństwo wstrząsu termicznego występuje w sztucznych zbiornikach. W zalanych wyrobiskach już metr pod lustrem wody temperatura spada o kilka, a czasami kilkanaście stopni. Skok do takiego akwenu prowadzi do zapaści krążeniowej - mówi Wojciech Płóciennik. Wtedy następuje "cicha śmierć". Ratownicy tak nazywają sytuację, gdy pływak, będąc przytomny, nie może wykonać żadnego ruchu. Wtedy konieczne jest natychmiastowe podjęcie reanimacji. Niestety, na naszych plażach w takich sytuacjach na ogół gromadzi się tłum gapiów, którzy ciasnym wianuszkiem otaczają ofiarę. Wszyscy czekają na karetkę pogotowia. Tymczasem szybka akcja reanimacyjna zazwyczaj ratuje życie. W Anglii sukcesem zakończyła się reanimacja 2,5-letniej dziewczynki, która przebywała pod wodą 66 minut. Między innymi dlatego, że w organizmie powstał tzw. odruch nurkowania: zwolniły tempo wszystkie czynności życiowe. Jest on notowany u 15 proc. topielców. Brytyjscy medycy nie mają wątpliwości - próby reanimacji trzeba prowadzić do końca. "Nikt nie jest naprawdę martwy, dopóki jest ciepły" - mawiają.
Akcję reanimacyjną musi podejmować każdy świadek zdarzenia. Polacy jednak nie wiedzą, co robić w takich sytuacjach. Pozostaje liczyć na 56 tys. wyszkolonych ratowników WOPR. Problemem jest to, że coraz częściej zajmują się oni właśnie reanimacją, a nie profilaktyką, która prowadziłaby do zmniejszenia liczby topielców. - Pływamy na wysłużonych łodziach sprzed dwudziestu lat. W 1998 r. z funduszy uzyskanych z UKFiT było nas stać na kupienie zaledwie 28 szybkich motorówek. Zdarza się jednak, że brakuje paliwa. Wtedy często nasza reakcja jest spóźniona - mówi Wojciech Płóciennik. Podobnie jest w policji rzecznej. Funkcjonariusze mają do dyspozycji zaledwie 150 łodzi, przeważnie nie pierwszej młodości. Potrzebnych jest natomiast 985 łódek z tzw. pokładem reanimacyjnym. Nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się zmienić. Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak postępować zgodnie z przestrogą z "Rejsu": "Obywatelu! Nie kąp się w miejscu nie strzeżonym, nikt nie zauważy twojego utonięcia".

Więcej możesz przeczytać w 31/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor:
Współpraca: