NOWY FRANKENSTEIN

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z ROLANDEM EMMERICHEM, scenarzystą i reżyserem filmu "Godzilla"
Roman Rogowiecki: - Wysoki budżet filmu stwarza ogromne możliwości techniczne, ale zarazem wymusza na reżyserze dostosowanie się do wymagań najszerszej widowni. To pociąga za sobą obniżenie poziomu obrazu.
Roland Emmerich: - Wiadomo: im wyższy budżet, tym większa presja ze strony wytwórni i tym twardsze egzekwowanie stawianych przez nią warunków. Na szczęście przedstawiciele firmy Sony wiedzieli, że jestem odpowiedzialny i potrafię realnie ocenić koszty. Zresztą zanim rozpoczęliśmy kręcenie filmu, poświęciliśmy sporo czasu na przygotowanie i przedyskutowanie budżetu.
- Jaka była to ostatecznie suma?
- 120 mln dolarów. Jeszcze kilkanaście lat temu wyasygnowanie tak niskiej kwoty na produkcję oznaczałoby pogrzebanie tego projektu już na starcie.
- "Kleopatra" nadal więc pozostaje najdroższym filmem świata.
- Tak, ale proszę pamiętać, że po przeliczeniu ówczesnych kosztów na kurs dzisiejszy budżet tego filmu wyniósłby ok. 400 mln dolarów.
- Schemat fabularny najnowszej "Godzilli" nawiązuje do japońskiego oryginału czy do późniejszych amerykańskich wersji?
- Nawiązuję do japońskiego pierwowzoru. Tylko pierwszy obraz o "Godzilli" uważam za klasyczny film o przerażającym potworze, wobec którego ludzie pozostawali bezradni, nawet jeśli starali się z nim walczyć. W remake?ach Godzilla stawała się coraz bardziej przyjacielska, zaczęła nawet bronić ludzi. Te filmy balansowały na granicy kiczu, a chwilami były wręcz zabawne. Podziwiam je natomiast za poziom techniczny.
- Jakie zastosował pan efekty, by Godzilla znów stała się przerażającym potworem?
- Aby "Godzillę" uznano za film grozy, musiałem stworzyć atmosferę charakterystyczną dla tego gatunku. W kadrze dominują czerń i biel; prawie bez przerwy pada deszcz. Wprowadziłem zasadniczą zmianę - chciałem, by Godzilla miała jakieś konkretne zadanie do zrealizowania. W moim obrazie jest ono wyraźnie określone. W pierwszym filmie z tego cyklu nie wiadomo, dlaczego Godzilla niszczy akurat Tokio, a nie inne miasto. W amerykańskiej wersji związki przyczynowo-skutkowe również zupełnie się zatarły.
- "Godzillę" można określić mianem filmu międzynarodowego: potwór o japońskim rodowodzie, niemiecki reżyser, amerykańskie pieniądze i francuski aktor. Jeana Reno obsadził pan w jednej z głównych ról, a przecież nie jest on hollywoodzką gwiazdą.
- Widziałem go w "Wielkim błękicie", a potem w "Nikicie" i "Leonie zawodowcu". Luc Besson, reżyser tych filmów, powiedział mi, że Reno to nie tylko świetny aktor, lecz także najsympatyczniejszy człowiek na naszej planecie. Poza tym, kiedy przygotowywałem się do kręcenia "Godzilli", dowiedziałem się, że Francuzi przeprowadzili najwięcej eksperymentów z bronią atomową na morzu. Chciałem, by w obsadzie znalazł się aktor francuski. Jean Reno w rozmowie ze mną przyznał, że widział "Dzień Niepodległości", którego byłem współtwórcą. Na rolę w "Godzilli" zgodził się natychmiast.


Roland Emmerich urodził się w 1955 r. w Stuttgarcie. Ukończył Munich Film & TV School. W 1984 r. zadebiutował dyplomowym filmem "The Noah?s Ark Principle", który został zakupiony przez dystrybutorów z dwudziestu krajów. W 1985 r. wyreżyserował film "Yoey", w 1988 r. - "Ghost Chase", a następnie "Moon 44" (1990 r.), "Universal Soldier" (1992 r.), "Stargate" (1994 r.) oraz "Godzillę"(1998 r.). Do tego ostatniego filmu napisał również scenariusz. Był także scenarzystą "Independence Day". Uchodzi za jednego z najlepszych specjalistów od efektów specjalnych.


- Do filmu "Universal Soldier" zaangażował pan Jeana-Claude?a van Damme?a i Dolpha Lundgrena. Jak wyglądała współpraca z ludźmi o tak skrajnie różnych osobowościach?
- Jean-Claude jest pełen energii, bardzo rozmowny i otwarty. Natomiast Dolph to człowiek zamknięty; potrzeba dużo czasu na to, by go poznać. Szybciej porozumiałem się z van Damme?em, ale później zaprzyjaźniłem się również z Lundgrenem. "Universal Soldier" to mój pierwszy amerykański film i dobrze go wspominam. Zawsze interesowały mnie postacie i stwory quasi-ludzkie. Przy "Godzilli" wróciłem do motywu Frankensteina, który pojawił się w "Universal Soldier". Muszę przyznać, że jestem wielkim fanem Frankensteina - zauważyła to zresztą większość krytyków.
- Przy pisaniu scenariuszy do takich filmów, jak "Godzilla" czy "Dzień Niepodległości", konieczne jest uruchomienie wyobraźni, by udało się zaskoczyć widza również efektami wizualnymi.
- Sporo moich kolegów filmowców daje się ponieść na planie emocjom i fantazji; wówczas zapominają o zobowiązaniach. Ja uwielbiam eksperymenty i wymyślanie najbardziej udziwnionych sytuacji, dlatego uważam się za najstarszego niemieckiego nastolatka. Jednocześnie na planie panuję nad realizacją i czuję się odpowiedzialny za wszystko. Być może mój rozsądek jest efektem niemieckiego wychowania. 


Więcej możesz przeczytać w 31/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał: