CZARNE CHMURY

Dodano:   /  Zmieniono: 
Klęski powodzi będą się w najbliższych latach zdarzać w Polsce kilkakrotnie częściej niż dziś
Każdej doby na świecie szaleje około dwóch tysięcy burz.
- To zjawisko wiąże się z globalnym ociepleniem klimatu, co potwierdziły najnowsze wyniki badań ekspertów z monachijskiego centrum Munich Re. Stwierdzili oni, że w porównaniu z latami 60. liczba kataklizmów wzrosła w ostatnim dziesięcioleciu czterokrotnie, zaś straty ekonomiczne - ośmiokrotnie - mówi prof. Alfred Dubicki, dyrektor wrocławskiego oddziału IMiGW. Prof. Dubicki ostrzega, że niosące śmierć i zniszczenie nawałnice będą się zdarzać kilkakrotnie częściej niż dziś. Obszary na południu Polski należą przy tym do najbardziej zagrożonych w Europie, szczególnie po ubiegłorocznej powodzi, która zniszczyła większość zabezpieczeń.
Tylko podczas minionego tygodnia po obu stronach Sudetów i Karpat zginęło ponad 50 osób, a kilkaset uznano za zaginione. Połączona z gradobiciem i niespotykanymi wyładowaniami atmosferycznymi burza, która przeszła nad wschodnią Słowacją, spowodowała śmierć 40 ludzi. Powtórka nastąpiła dwa dni później we wschodnich Czechach - zginęły trzy osoby. W Kotlinie Kłodzkiej życie straciło dziewięcioro ludzi. Trudno ocenić, ilu zaginęło, gdyż w okolicy nikt nie rejestruje "dzikich" obozów turystycznych.
- Nawałnica powstała na skutek zetknięcia się dwóch nagrzanych mas powietrza, w których różnica temperatur dochodziła do kilkunastu stopni. Podstawa chmur znajdowała się na wysokości kilometra, zaś ich górne krańce sięgały aż 15 km nad ziemią. Gdy uwolniła się nagromadzona w nich woda, nastąpiło "oberwanie chmury" - mówi doc. Krzysztof Błażejczyk z Zakładu Klimatologii PAN. To wystarczyło, by w nocy ze środy na czwartek Bystrzyca Dusznicka - rzeczka w niektórych miejscach nie przekraczająca 160 cm szerokości - w krótkim czasie zamieniła się w rwący nurt o szerokości 100 m. W ciągu zaledwie czterech minut w Dusznikach Zdroju przybyło dwa metry wody. Przez dziesięć godzin spadło tam 170 l wody na metr kwadratowy. Przeciętnie tyle deszczu spada w tych okolicach w ciągu trzech miesięcy. Ewakuowano ponad 1200 osób, w tym 400 z rejonów bezpośredniego zagrożenia. Straty powstałe w Dusznikach Zdroju, Polanicy Zdroju i Szczytnej ocenia się na 100 mln zł.
- Woda błyskawicznie zalała drogi i mosty: jeden zerwała natychmiast, pozostałe są podmyte - mówi sekretarz Urzędu Miasta w Dusznikach Zdroju. To i tak niewiele w porównaniu z sytuacją w Polanicy, gdzie żywioł zniszczył dziesięć mostów. Nawałnica uszkodziła też wodociągi, przerwane zostały dostawy gazu i prądu. - W środę po południu otrzymywaliśmy komunikaty o przewidywanych burzach. Ostrzeżenia nadaliśmy w programie telewizji kablowej. Ostatni o pierwszej w nocy w czwartek. Później nie mieliśmy już żadnych nowych informacji - skarży się burmistrz Kłodzka Małgorzata Kwiatkowska.
Wiadomość o gwałtownych burzach, które mogą doprowadzić do wylania rzek, sztab Obrony Cywilnej Kraju rozesłał do wojewodów kilkanaście godzin przed tragedią. Wicewojewoda wałbrzyski nakazał przesłanie ich do wszystkich burmistrzów i wójtów w województwie, nie poinformował jednak mediów, które mogły bezpośrednio ostrzec mieszkańców. - Od drugiej w nocy musieliśmy sami wysyłać ludzi, aby "monitorowali" strumienie i rzeczki. Z latarką w ręce obserwowali przybór wody - mówi Piotr Zieliński, sekretarz Miejskiego Komitetu Przeciwpowodziowego w Kłodzku.
Mieszkańcy zalanych miejscowości zgodnie twierdzą, że po raz kolejny w porę nie ostrzeżono ich przed niebezpieczeństwem. Na zalanych terenach jedynie we wsi Szalejów, leżącej między Polanicą a Kłodzkiem, strażacy jeździli w nocy od gospodarstwa do gospodarstwa i zawiadamiali mieszkańców o nadchodzącej fali. Nawet na to było jednak za późno. Wkrótce strażacy sami zostali odcięci od świata w wiejskim sklepiku. Mieszkańców pozostałych miejscowości żywioł zaskakiwał często podczas snu. - Tuż przed północą nagle pojawiła się ściana deszczu. Niebo było białe od błyskawic. Po godzinie woda już pędziła głównym deptakiem, rozwalając wszystko po drodze - relacjonuje Marek Dubiel z Polanicy Zdroju. Ewakuowano szpital miejski i zdrojowy. Kilkanaście zalanych budynków trzeba będzie wyburzyć.
W Dusznikach Zdroju sięgająca do pierwszego piętra woda zalała wszystkie domy uzdrowiskowe leżące nad rzeką.

Zniszczony został niedawno odrestaurowany park, w którym na początku sierpnia ma się odbyć festiwal chopinowski. Ucierpiał dworek Chopina, pijalnia wód i parter niedawno odnowionego Muzeum Papiernictwa. W budynku komunalnym stojącym nad rzeką poniżej miasta (mieszkało w nim 20 rodzin) zginęło dwóch lokatorów. Mieszkającego na piętrze mężczyznę, który wyszedł na balkon, żeby zobaczyć, co się dzieje, żywioł wciągnął razem z częścią mieszkania. - Usłyszeliśmy huk, w korytarzu było pełno tynku. Później dowiedziałam się, że zapadł się kawałek domu razem z lokatorem - opowiada kobieta mieszkająca w tym samym budynku. Innego mężczyznę nurt porwał, gdy uciekał przez okno z zalewanego parteru. Mieszkaniec Dusznik próbował przeczekać nawałnicę na słupie energetycznym, lecz nie utrzymał się i spadł prosto w szalejącą kipiel. Kilka ciał woda wyrzuciła dopiero w leżącej kilka kilometrów dalej Szczytnej. Z mułu wyciągano je aż do późnego popołudnia.
Sztab Obrony Cywilnej Kraju ostrzegał przed gwałtownymi opadami na Śląsku i w Wielkopolsce. Kilka wcześniejszych ostrzeżeń o gwałtownych huraganach, które przekazano mieszkańcom Kotliny Kłodzkiej, nie sprawdziło się jednak, więc następne wywoływały już tylko pobłażliwe uśmiechy. Burmistrz Dusznik przekonany jest, że i tym razem nikt nie potraktowałby takiego komunikatu poważnie. Mieszkańców swoich miejscowości nie ostrzegły także władze Szczytnej i Polanicy. - Trudno liczyć na to, że ktoś przeczyta faks z naszymi prognozami zapowiadającymi rozwój chmur burzowych, gdy urzędy są zamknięte - tłumaczy Bogusław Bujek z IMiGW w Wałbrzychu.
- Przydałyby się wreszcie elektroniczne systemy monitoringu - mówi burmistrz Kwiatkowska. Tymczasem ogólnopolskich systemów ostrzegawczych możemy się spodziewać dopiero za trzy lata. Będą kosztować łącznie ok. 80 mln dolarów. Warto przypomnieć, że rok temu zieloni wraz z Radosławem Gawlikiem, obecnym wiceministrem ochrony środowiska, uniemożliwili zamontowanie na Górze Świętej Anny tzw. radaru Dopplera, który może ostrzegać przed kataklizmem z piętnastogodzinnym wyprzedzeniem. Wrocławski oddział IMiGW testuje w tej chwili niemieckie urządzenia pozwalające na śledzenie przez cały dzień poziomu wód w rzekach. Czujniki znajdują się w niewielkiej skrzynce, z którą można się połączyć z każdego telefonu. Dane są automatycznie przekazywane do centralnej jednostki, a stamtąd można je transferować do dowolnego komputera. - Gdyby istniał automatyczny sposób pomiaru poziomu wody w rzekach, każdy burmistrz i funkcjonariusz mógłby się błyskawicznie, bez pośrednictwa rozmaitych komitetów, zorientować w skali zagrożenia - mówi Jacek Penar, przedstawiciel producenta systemów ostrzegawczych. Jedno takie urządzenie kosztuje 30 tys. zł. - Najwyższy czas, aby systemy monitorowania były szybsze. Obecny jest zbyt zbiurokratyzowany - podsumowuje wojewoda wałbrzyski Bogusław Marciniszyn.


Więcej możesz przeczytać w 31/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.