Epidemia eurosceptycyzmu

Epidemia eurosceptycyzmu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kto się boi Brukseli
W maju 1996 r. 80 proc. respondentów CBOS opowiadało się zdecydowanie za przystąpieniem Polski do struktur Unii Europejskiej. W ciągu dwóch lat liczba zwolenników integracji zmniejszyła się o ponad 20 proc. W swoim sceptycyzmie nie jesteśmy odosobnieni - przystąpienie do unii popiera tylko 56 proc. Węgrów, 49 proc. Czechów i zaledwie 35 proc. Estończyków (badania z listopada 1997 r.). Można oczekiwać, że w trakcie negocjacji liczba euroentuzjastów jeszcze zmaleje. Podobny spadek poparcia obserwowano w innych państwach, które przystępowały do rokowań z Brukselą. W Polsce przeciwnikami integracji są przede wszystkim osoby w starszym wieku, o niskim poziomie wykształcenia oraz ludzie utrzymujący się z rolnictwa. Reforma tej gałęzi gospodarki powinna doprowadzić do zmiany struktury zatrudnienia na wsi, z kolei celem reformy oświaty jest zwiększenie poziomu wykształcenia społeczeństwa. Czy oznacza to uszczuplenie bazy potencjalnych przeciwników Unii Europejskiej?

Kilka lat temu Unia Europejska była dla większości symbolem demokracji i rozwijającego się bez przeszkód wolnego rynku. Od czasu do czasu ten obraz zakłócały informacje o protestach francuskich rolników, włoskich producentów win czy też hiszpańskich rybaków. Trzeba jednak pamiętać, że w państwach unii w rolnictwie pracuje 3-10 proc. ludzi czynnych zawodowo, a w Polsce - prawie 30 proc. "Dotychczas integracja postrzegana była w kategoriach ťdostawaćŤ i ťbraćŤ, a nie ťcoś z siebie daćŤ. Ten drugi aspekt może ostudzić pierwotne wysokie poparcie dla integracji" - napisała na łamach "Rzecz- pospolitej" Lena Kolarska-Bobińska, dyrektor Instytutu Spraw Publicznych. Z filozofią "najpierw korzyści, a potem koszty" utożsamiają się niektórzy politycy. Antoni Macierewicz przekonywał posłów, że "po wejściu do unii strony negatywne pojawią się bardzo szybko, a korzyści późno". Początek negocjacji z Brukselą uświadomił większości Polaków, że przystąpienie do unii nie jest panaceum na problemy gospodarcze i społeczne. Na początku lipca dziesięć tysięcy rolników demonstrowało w Warszawie przeciwko polityce rolnej rządu. Na czele pochodu prowadzono kozę, która miała symbolizować biedę polskiego rolnictwa. Wśród najważniejszych żądań rolnicy umieścili ochronę rynku przed importem artykułów spożywczych. Z raportu Instytutu Spraw Publicznych wynika, że w czerwcu tylko 58 proc. ankietowanych deklarowało, iż w ewentualnym referendum głosowaliby za przystąpieniem do unii. Jeszcze w lutym taką chęć wyrażało 64 proc., a w kwietniu ubiegłego roku aż 72 proc. badanych. Zwiększa się ponadto odsetek niezdecydowanych. Co piąta osoba nie ma wyrobionej opinii w tej kwestii. Rozpoczęte 30 marca 1998 r. rokowania z Unią Europejską uświadomiły dużej części naszego społeczeństwa, że członkostwo w UE jest realne i to w nie tak odległej perspektywie. Polacy zaczęli z większym zainteresowaniem śledzić doniesienia z Brukseli, szybko dochodząc do wniosku, iż Zachód nie ma zamiaru przyjąć nas tylko dlatego, że zostaliśmy poszkodowani przez historię, lub dlatego, że jesteśmy liderami przemian w Europie Środkowej i Wschodniej (opublikowany pod koniec lipca 1998 r. raport OECD bardzo wysoko ocenia kondycję polskiej gospodarki). Na nasze członkostwo musimy zapracować, dalej reformując gospodarkę i dostosowując nasze prawo do unijnego. Tymczasem liczba zwolenników unii zmniejszyła się, gdy po kontroli polskich mleczarni wstrzymano import naszego mleka na unijne rynki ze względu na jego niską jakość. Z kolei niepokój hutników i górników wzbudza konieczność restrukturyzacji obu branż. Socjologowie są zdania, że w najbliższych latach idealistyczne wyobrażenia Polaków o Zachodzie zastąpione zostaną zimną kalkulacją i walką poszczególnych grup interesów o jak najkorzystniejszą pozycję w dniu uzyskania pełnego członkostwa. Poparcie dla integracji wyrażają ludzie z wyższym wykształceniem, kadra kierownicza, młodzież, osoby znające przynajmniej jeden język obcy oraz bezrobotni, którzy liczą na możliwość pracy za granicą. Wśród eurosceptyków dominują natomiast ludzie starsi, gorzej wykształceni i o niskich dochodach, a także rolnicy. Stosunek do integracji w dużej mierze zależy od tego, w jakim stopniu Polacy wiążą prognozy dotyczące wzrostu gospodarczego z szansami na poprawę własnych warunków życia. Niskie dochody, niezadowolenie, brak perspektyw i świadomość ogromnego dystansu między warunkami życia w Polsce i państwach UE zwiększa sceptycyzm wobec integracji. 43 proc. badanych obawia się, że wejściu do unii towarzyszyć będzie upadek polskiego rolnictwa - wynika z marcowych badań OBOP. Inne czarne scenariusze to wzrost bezrobocia i wykupienie majątku narodowego przez obcy kapitał. "Nie jesteśmy jeszcze przygotowani do członkostwa,
dzieli nas od państw UE zbyt duży dystans, nie jesteśmy dla nich partnerem, jesteśmy za biedni, a integracja jest zbyt kosztowna" - argumentują przeciwnicy Brukseli ankietowani przez CBOS. A przecież jest rzeczą oczywistą, że im później połączymy się z UE, tym wyższe będą koszty tego procesu, ponieważ dystans dzielący Polskę od państw unii będzie się powiększał, a nie zmniejszał. Polscy przedsiębiorcy skupieni wokół Business Centre Club nie boją się integracji z UE, ale dostrzegają wiele zagrożeń. Po pierwsze - może nastąpić pogorszenie salda wymiany handlowej, spadnie konkurencyjność naszych firm i ich produktów, wzrosną koszty produkcji rolnej, prawdopodobnie zbankrutują mniejsze banki, a przyjęcie unijnego prawa pracy zwiększy koszty pracy. Czy zatem spadek społecznego poparcia dla integracji jest w Polsce nieunikniony? Chyba tak, lecz należy uczynić wszystko, aby nie przekroczył stanu alarmowego. Dlatego też ogromne znaczenie ma rozpoczęcie rzeczowej społecznej debaty połączonej z kampanią informacyjną.


Dr ELŻBIETA SKOTNICKA-ILLASIEWICZ, socjolog

Choć w Polsce akceptacja dla członkostwa w Unii Europejskiej jest w porównaniu z innymi kandydujący krajami relatywnie wysoka, to ciągle jest bardzo niestabilna i uzależniona od koniunktury politycznej, zarówno zewnętrznej, jak i wewnętrznej. Co roku obserwujemy spadek poparcia w pierwszych trzech miesiącach roku, gdy wprowadzane są podwyżki cen, a wraz z nimi zmniejsza się optymizm społeczny. Akceptacja wzrasta, gdy w budżetach rodzinnych pozostaje więcej pieniędzy i maleje inflacja. Generalnie jednak - im bliższy wydaje się moment wejścia do unii, tym mniejsze jest poparcie. Nie słabnie przy tym zainteresowanie integracją. W czerwcu OBOP przeprowadził badania, w których pytano, ilu Polaków wzięłoby udział w referendum w sprawie członkostwa w UE, gdyby takie głosowanie odbywało się w najbliższą niedzielę. Otóż okazało się, że do urn poszłoby ponad 70 proc. ankietowanych, co oznacza większą frekwencję niż w ostatnich wyborach parlamentarnych czy prezydenckich. W świadomości społecznej coraz silniej krystalizuje się stereotyp beneficjentów i przegranych integracji. Uważa się, że niektóre grupy zawodowe stracą, a inne skorzystają na naszym członkostwie w UE. Jest to dalece błędny sposób myślenia, bowiem w każdej grupie zawodowej i w każdym środowisku znajdą się beneficjenci i przegrani. Decydujący w tym względzie nie będzie rodzaj wykształcenia, miejsce zamieszkania czy urodzenia, lecz zbiór cech, który można określić jako promodernizacyjny bądź zachowawczy. Warunkiem powodzenia procesu integracji Polski z Unią Europejską jest pobudzenie społecznego współuczestnictwa i współodpowiedzialności za ten proces. Uda się tego dokonać jedynie w społeczeństwie świadomym zarówno pozytywnych, jak i negatywnych następstw członkostwa w unii.


Tym bardziej że nasze wejście do unii najprawdopodobniej zostanie poprzedzone referendum. Aż 73 proc. Polaków uważa, że nie są wyczerpująco informowani o przebiegu negocjacji. Dialog między Warszawą i Brukselą musi być prowadzony w języku zrozumiałym, a tajemnica rokowań może dotyczyć jedynie techniki, nie zaś istoty rozmów. Najwięcej możemy się nauczyć od Austriaków. Ich dynamiczna kampania promocyjna sprawiła, że 66 proc. obywateli poparło integrację. Ale i oni nie uniknęli przy tym błędów. Austriacy dali się zwieść wygórowanym obietnicom rządu, dotyczącym spodziewanych korzyści z przystąpienia do unii. W pierwszym roku członkostwa okazało się, że korzyści są mniejsze, i w efekcie odsetek entuzjastów spadł do 39 proc. Błędów tych starał się uniknąć rząd kanclerza Viktora Klimy, który przeprowadził w ubiegłym roku kampanię na rzecz wprowadzenia wspólnej waluty europejskiej. W ciągu kilku miesięcy odsetek popierających zastąpienie szylinga euro wzrósł z 30 proc. do ponad 50 proc. Teraz Austriacy planują kolejną promocję - tym razem dotyczącą korzyści płynących z rozszerze- nia Unii Europejskiej o państwa Europy Środkowej i Wschodniej. Do największych eurosceptyków można zaliczyć mieszkańców Skandynawii. Norwegowie dwukrotnie powiedzieli "nie" w referendum. Również w Szwecji zwolennicy integracji znaleźliby się w mniejszości, gdyby dziś przeprowadzono powszechne głosowanie. Silne nastroje antyunijne panują także w Danii.

Więcej możesz przeczytać w 32/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.