Siła etatu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Banki nie są skłonne udzielać kredytów mieszkaniowych osobom nie mającym stałego zatrudnienia. Bronią się w różny sposób przed ponoszeniem większego ryzyka. Najpowszechniejszym sposobem jest zwiększanie oprocentowania kredytu (na przykład o 1 proc.) lub skracanie okresu jego spłaty. Często wymagają od kredytobiorcy zabezpieczenia w postaci ustanowienia hipoteki na nieruchomości.
Z jednej strony, obawy banków są uzasadnione, gdyż większe ryzyko musi być droższe, z drugiej - ludzie wolnych zawodów osiągają z reguły dochody wyższe od średniej krajowej pensji, więc są potencjalnymi kredytobiorcami. Dlaczego zatem banki nie poszukują innych metod zabezpieczenia swoich wierzytelności, choćby przez zwiększenie liczby żyrantów?

- Przychodzą do nas pisarze, muzycy, aktorzy i dziennikarze. Jeżeli udokumentują swoje dochody z dwóch ostatnich lat, nie ma przeszkód, by udzielić im kredytu - twierdzi Janusz Ostaszewski, rzecznik prasowy PKO BP. - Dawniej banki bezwarunkowo odrzucały wnioski osób, które nie otrzymywały co miesiąc pensji. Dziś sytuacja jest inna. Zmieniła się kultura i praktyka bankowa - dodaje Irena Stocka z Departamentu Usług Detalicznych Powszechnego Banku Kredytowego. Tymczasem w jednym z warszawskich oddziałów PBK na pytanie o możliwość uzyskania kredytu przez nieregularnie zarabiającego scenografa pada odpowiedź: "To bardzo trudne, istnieje bowiem duże zagrożenie, że nie spłaci on pożyczki". Podobnie sytuacja wygląda w Powszechnym Banku Gospodarczym. Informacje są zresztą sprzeczne. Urszula Chochuła z Departamentu Usług Detalicznych PBG uważa, że nieregularne dochody nie stanowią podstawy do odrzucenia wniosku o przyznanie kredytu mieszkaniowego. Z innego założenia wychodzą pracownicy poznańskiego oddziału tego banku: bez stałych dochodów trudno rozmawiać o jakimkolwiek kredycie. - Odrzucono mój wniosek, ponieważ nie mogę się wykazać regularnymi dochodami - mówi jeden z telewizyjnych producentów. - Nikogo nie interesuje, ile rzeczywiście zarabiam. Najważniejsze jest to, żeby być zatrudnionym na etacie. Procedura bankowa w takich sytuacjach sprowadza się zwykle do wyliczenia średniego zarobku z ostatnich dwunastu miesięcy. Potem od dochodu brutto odejmuje się koszty utrzymania (ok. 450 zł na osobę), czynsz, średnią wartość rachunków za prąd, wodę, telefon, opłaty związane z posiadaniem samochodu. Reszta musi starczyć na pokrycie należnych odsetek. - Warunkiem uzyskania kredytu jest posiadanie stałego miesięcznego dochodu - mówi Joanna Ujejska z Banku Śląskiego.
Takich wymagań nie są w stanie spełnić przedstawiciele wielu grup zawodowych. Należą do nich m.in. aktorzy, dziennikarze, osoby prowadzące działalność gospodarczą. Specyfika ich pracy sprawia, że nie mogą się wykazać regularnym dochodem. Banki boją się ryzyka. Zdaniem bankowców, łatwiej ścigać niesolidnego, ale zatrudnionego gdzieś na stałe kredytobiorcę niż osobę osiągającą wysokie dochody, ale nie mającą w dowodzie osobistym informacji o swoim pracodawcy. - Wymagamy stałych, regularnych dochodów, bo w ten sposób uzyskujemy większą gwarancję spłaty kredytu - dowodzi Marcin Ślusarski z LG Petrobank. - Raty kapitałowe i odsetkowe płacone są co miesiąc i dlatego kredytobiorca musi mieć comiesięczny dochód. - Ryzyko, jakie ponosimy, udzielając kredytu takim osobom, jest większe niż w wypadku osób zatrudnionych na stałe - uważa Maciej Kazimierski z Bud-Banku. Opinię tę potwierdza także Andrzej Charlemagne z Banku Przemysłowo-Handlowego. Często banki żądają ustanowienia hipoteki na kupowanym domu lub mieszkaniu. Trudność polega na tym, że aby móc to zrobić, trzeba się najpierw stać właścicielem nieruchomości, co jest niemożliwe bez finansowego wsparcia banku.


Przedstawiciele wolnych zawodów mają niewielkie szanse na uzyskanie kredytu budowlanego

Wyjściem z tego zaklętego koła miała być promesa, czyli obietnica udzielenia kredytu. Mając takie zapewnienie, trzeba jednak przekonać sprzedającego, by natychmiast przekazał prawa własności, a na zapłatę poczekał półtora miesiąca. Tyle czasu potrzeba bowiem na załatwienie wszystkich formalności w różnych urzędach. Czasem zdarza się, że banki proponują rozwiązania zastępcze. Ponieważ klient sam nie może zaciągnąć kredytu, może to zrobić za pośrednictwem osób trzecich: żony lub przyjaciół. Wtedy rzeczywistym kredytobiorcą staje się ktoś zupełnie inny, czyli osoba uzyskująca regularne dochody. - Bez etatu nie miałam szans na kredyt. Wziął go za mnie emeryt zarabiający znacznie mniej. W banku wszyscy byli świadomi, że to fikcja, ale nikomu to nie przeszkadza - mówi jedna z aktorek.

Więcej możesz przeczytać w 32/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.