Sztuka gestów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak rozwiązać problem dzieł sztuki zrabowanych w czasie II wojny światowej?
- Przysięgam panu, że ani jeden z moich eksponatów nie trafi do Polski dopóty, dopóki nie rozpocznie się rzeczowy dialog i zwrot bezcennych skarbów kultury niemieckiej Niemcom i polskiej Polakom. Ktoś musi zrobić pierwszy krok - twierdzi dr Tomasz Niewodniczański, współwłaściciel i członek zarządu browaru Bitburger Brauerei, prywatnie właściciel wielkiej kolekcji poloników w Bitburgu.

Tomasz Niewodniczański uważa, że ten pierwszy krok powinni uczynić Polacy. Jak sądzi, przekazanie Bibliotece Państwowej w Berlinie części zbiorów Biblioteki Pruskiej, które dziś znajdują się w posiadaniu Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, "byłoby mądre pod względem politycznym" i stworzyłoby dobrą atmosferę wokół skomplikowanego problemu dóbr kultury utraconych przez oba narody. Niemcy zgłaszają pretensje m.in. do rękopisów dzieł Beethovena, Mozarta, Bacha, Schuberta, Brahmsa, Haydna, Brucknera oraz do średniowiecznych manuskryptów i atlasów. Według niemieckich archiwistów, w wyniku wojny do Krakowa trafiło 80 proc. unikatowych dokumentów muzycznych pochodzących z XV-XVII w. - w sumie 2300 pozycji ze zbiorów Biblioteki Pruskiej. Prawie wszystkie zgromadzone w tej bibliotece eksponaty z XVIII-XIX w. wywieziono do Moskwy i Leningradu. W kwestii zwrotu dóbr kultury Niemcy stawiają znak równości między Polakami i Rosjanami; Beute-Kunst jest "łupem wojennym, nie do zaakceptowania w świecie współczesnym". Rosjanie nie kryją, że dzieła sztuki wywiezione z Niemiec traktują jako częściowe reparacje wojenne. Zgodnie z niedawną uchwałą moskiewskiej Dumy zbiory te mają pozostać w Rosji na zawsze. Według Niemców, jest to ponad 1,2 mln obiektów muzealnych (w tym płótna Rembrandta, Rubensa, Boticellego, van Dycka, Goi, Moneta, Breughla, Cranacha i Dürera) oraz tysiące książek, manuskryptów, dokumentów i zbiorów numizmatycznych. Dla Olega Mironowa, deputowanego Dumy, żądania RFN są prowokacją. "Niemcy spustoszyli rosyjską ziemię, a dziś chcą pouczać innych, jakby to nie z ich powodu wynikły w tym stuleciu aż dwie wojny światowe. Co stało się z dobrami wywiezionymi do Niemiec? Gdzie jest Bursztynowa Komnata z muzeum w Petersburgu? Rozpuściła się w powietrzu? Szukajcie, znajdźcie, a potem możemy rozmawiać..." - stwierdził w wywiadzie dla "Die Woche". Dotychczas tylko dwa kraje odesłały Niemcom ich dobra kultury: w maju do Bonn przyleciał samolot z Armenii z 575 cennymi książkami i manuskryptami z przed- wojennych zbiorów bibliotek w Hamburgu, Lubece i Bremie. Najstarsze z eksponatów pochodziły z XI w. Wcześniej podobny gest uczyniła Gruzja. Jednak w obu tych wypadkach sytuacja była jasna: dobra te znalazły się w tych państwach jako zdobycz "obcej" im dziś Armii Czerwonej. W Europie spór o dzieła sztuki jest bardziej skomplikowany i dotyczy także partnerów z UE. Sabine Fehlemann, dyrektor Von-der-Heydt-Museum w Wuppertalu, żąda oddania obrazów i grafik m.in. Renoira, Delacroix, Ingresa i innych mistrzów XIX stulecia, skatalogowanych dziś jako własność Luwru. Francuzi także czują się ograbieni: podczas wojny Niemcy pozbawili ich ponad 100 tys. drogocennych eksponatów, z których wróciło tylko 60 proc. Większość z nich oddano prawowitym właścicielom, ale 2058 prac nadal przechowują muzea, gdyż ich dawni posiadacze są nieznani. Francuskie Ministerstwo Kultury poszukuje przez Internet właścicieli m.in. 12 obrazów Moneta, 23 - Delacroix, 19 - Renoira i 25 - Courbeta. Podczas okupacji wiele obrazów wywieziono z Francji na podstawie fikcyjnych umów kupna-sprzedaży. Odbiorcami byli m.in. Hermann Göring, Joachim von Ribbentrop, Albert Speer czy gubernator Hans Frank, który szukał wyposażenia do swej rezydencji w Krakowie. Tym kuriozalnym sposobem potomkowie hitlerowskich notabli mogą dziś dochodzić praw do tych dzieł. Wiele eksponatów, zwłaszcza zrabowanych Żydom, naziści sprzedali w Szwajcarii. Po skandalu z pożydowskim złotem Szwajcarzy stoją przed groźbą nowej afery, tym razem z powodu dociekań muzealnych archiwistów. Historyk Thomas Boumberger, rzecznik Federalnego Urzędu Kultury w Szwajcarii, uznał oficjalną liczbę 77 kupionych obrazów za mocno zaniżoną. W Muzeum Sztuki w Bernie znajduje się m.in. "Przebudzenie" Gustave?a Courbeta, obraz wywieziony przez nazistów z paryskiej galerii Wildensteina w 1941 r. Dzieło to sprzedano
Szwajcarom za pośrednictwem domu aukcyjnego w Lucernie.Podobną drogę przeszedł jeden z obrazów Pabla Picassa z okresu "błękitnego", należący kiedyś do rodziny Troplowitzów. Płótno to skonfiskowano z rozkazu Josepha Goebbelsa w 1937 r. i wystawiono na aukcji. Dzieła Courbeta i Picassa stanowią dziś "własność" Muzeum Sztuki w Bernie.Po wojnie Troplowitzowie wystąpili o zwrot obrazu, ale szwajcarscy sędziowie uznali, że muzeum nabyło go legalnie i jest prawowitym właścicielem. Choć wojna zakończyła się pół wieku temu, ciągle odnajdywane są dzieła uznane za bezpowrotnie stracone. W ich poszukiwaniach uczestniczą historycy sztuki i służby specjalne. W odnalezieniu kilku dzieł z 280-stronicowego katalogu dóbr kultury "zrabowanych przez sowieckich żołnierzy", wydanego przez bremeńską Kunsthalle, pomogła analiza rosyjskiej prasy i amerykańska centrala FBI. Niedawno włoski dyplomata zażądał od Niemców zwrotu plafonu Ricciego, wywiezionego z jednego z weneckich pałaców. Malowidło to wmurowano w sufit nowej galerii sztuki w Berlinie. Włosi poszukują 1700 dzieł. Niektóre z nich wykryli w niemieckich muzeach, ale ich roszczenia pozostają bez odpowiedzi. Polski problem wymiany dóbr kultury z Niemcami jest najbardziej złożony. Polska była krajem napadniętym przez Niemców i Rosjan, a wcześniej okupowanym przez 123 lata zaborów. Dla Polaków historia utraty skarbów kultury narodowej nie rozpoczęła się w 1945 r. i wiąże się ze świadomym niszczeniem ich tożsamości narodowej. Określenie Beute-Kunst nie jest adekwatne w odniesieniu do zbiorów niemieckich w Polsce, ale z pewnością dotyczy polskich dóbr kultury w RFN i w Rosji. W Niemczech sporządzane są katalogi utraconych dzieł i archiwaliów, lecz do tej pory nie dokonano ani jednego remanentu zrabowanych przez nich zbiorów. Bońscy politycy wysuwają żądania, sami jednak nie podejmują starań, by polskie dobra wróciły do Polski. Dobitne przykłady to dwunastowieczny pontyfikał płocki, kupiony na aukcji przez Bayerische Staatsgalerie w Monachium, która uważa go dziś za swoją własność; znajdujące się w Berlinie dokumenty zakonu krzyżackiego, pochodzące z Archiwum Koronnego w Krakowie; lustro etruskie w Hamburgu, zrabowane Czartoryskim; pakosłowicki dzwon w Ratingen czy polskie archiwalia w Ratyzbonie. Podobne przykłady można mnożyć. Na kolekcję Tomasza Niewodniczańskego składają się polonika zbierane przez niego po całym świecie od 30 lat, a wśród nich ponad 500 przywilejów królewskich, m.in. 80 nadań Zygmunta Starego, 24 - Władysława Jagiełły, nadania Kazimierza Wielkiego, dokumenty Władysława Warneńczyka, Jana Olbrachta, Zygmunta I Starego, Jana III Sobieskiego czy Stefana Batorego, listy i rozkazy m.in. Tadeusza Kościuszki, Hugona Kołłątaja i Józefa Poniatowskiego. Do niego należy też największa na świecie prywatna kolekcja kartograficznych unikatów. Ogromną część jego zbiorów stanowią rękopisy i listy Adama Mickiewicza, a także Henryka Sienkiewicza, Cypriana Kamila Norwida, Władysława Reymonta, Stefana Żeromskiego, Stanisława Wyspiańskiego, Juliana Tuwima i innych. Niewodniczański urodził się w Wilnie w 1933 r., jest absolwentem fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. W Bitburgu mieszka od 1970 r. Jest mężem Marii Luizy Simon, córki właściciela słynnego browaru. Państwo Niewodniczańscy mogą być wzorcem "innego wymiaru" stosunków polsko-niemieckich, wolnego od balastu historii. Niewodniczański kupuje swe eksponaty na aukcjach, restauruje, wydaje katalogi i urządza wystawy. Prezentowane na jednej z nich średniowieczne mapy Pomorza podarował Uniwersytetowi Szczecińskiemu. Zdaje sobie sprawę, że wiele kupionych przez niego dóbr polskiej kultury znalazło się w Niemczech i na Zachodzie w wyniku wojny. Uważa jednak, że proces zbliżania Polaków i Niemców powinien się opierać na gestach, a nie słowach. Z prawnego punktu widzenia żądania "zwrotu niemieckich dóbr kultury przez Polskę" są niedorzeczne. Może właśnie dlatego uczynienie pierwszego kroku przez Polaków i przekazanie Niemcom choć części dóbr ich kultury narodowej może mieć szczególny wydźwięk i to nie tylko w kategoriach moralnych. Zwłaszcza jeśli gest ten uczyniłby Uniwersytet Jagielloński, wielka uczelnia humanistyczna, której kadrę profesorską Niemcy wywieźli do Oświęcimia. Tylko, czy Polacy dojrzeli już do zakończenia tej wojny...?


Więcej możesz przeczytać w 32/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.