Nowy wymiar

Dodano:   /  Zmieniono: 
Być może jest wielkim szczęściem dla Europy, że wyborcy nie próbują maskować swojej ignorancji i po prostu decydują, że skoro nie bardzo wiedzą, o co chodzi, nie idą głosować
Nazajutrz po wyborach do Parlamentu Europejskiego podkreślano, że obywatele UE zazwyczaj słabo się mobilizują w takich głosowaniach, a tym razem padły kolejne rekordy absencji. Przedstawiono to jako rodzaj dopustu bożego i katastrofy. Przy okazji dyskretnie zarzucano elektoratowi niedojrzałość i nieodpowiedzialność, sugerując, że umywa on ręce, nic go nie obchodzi i pozostawia losy kontynentu w rękach mniejszości.

To dość dziwne reakcje. A w każdym razie - powierzchowne. Akurat przy okazji tych wyborów było sporo powodów, żeby podziwiać właśnie dojrzałość i odpowiedzialność wyborców. I warto się przyjrzeć wynikom tego głosowania o wiele uważniej niż tylko z punktu widzenia układu sił między partiami, bo być może kryją się w nich zapowiedzi nowych - a ważnych - tendencji w zachowaniach i postawach, które zwykło się nazywać obywatelskimi.
Przede wszystkim niska frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego wcale nie musi oznaczać, że ludziom obojętne są losy Europy i jej integracji. Ludzi naprawdę obojętnych jest przypuszczalnie coraz mniej choćby dlatego, że procesy integracyjne dotyczą bezpośrednio interesów i życia codziennego coraz większej liczby obywateli - by nie powiedzieć, że już wszystkich. Czym innym jest jednak wiedzieć to i czuć, a czym innym - rozumieć. Problematyka europejska jest trudna i trzeba się sporo naczytać i napracować, żeby pojąć techniczne i strategiczne niuanse działań, w dodatku zupełnie nowych i często nie mających odpowiedników w znanych nam dotychczas schematach. Już na znajomym szczeblu krajowym tajniki gry sił politycznych wydają się czasami przeciętnemu wyborcy czarną magią. Na poziomie europejskim zjawisko to może występować ze zdwojoną siłą. Skąd obywatel ma wiedzieć, czym właściwie będzie się różnić w działaniu lewicowy Parlament Europejski od prawicowego? Co może zmienić wyborca w praktyce, wysyłając tam deputowanego raczej z lewa lub raczej z prawa? Właśnie w wyborach 13 czerwca po raz pierwszy najwięcej miejsc zdobyło ugrupowanie prawicowe - ale czy coś z tego wynika, a jeśli tak, to co?
Krótko mówiąc, wyborców naprawdę świadomych tego, co robią, jest na poziomie europejskim zdecydowana mniejszość. Być może jest wielkim szczęściem dla Europy, że wyborcy nie próbują maskować swojej ignorancji i po prostu decydują, że skoro nie bardzo wiedzą, o co chodzi, nie idą głosować. Trzeba by im za to raczej podziękować, a nie delikatnie ganić - bo to jest właśnie przejaw prawdziwej odpowiedzialności. Gdyby w takiej sytuacji pchali się na siłę do urn, zwiększyłoby to tylko przypadkowość wyborów, dokonywanych przez ludzi zupełnie niezorientowanych, a zatem i ryzyko chaosu w samym parlamencie. To, że aż 49 proc. obywateli UE uznało się za wystarczająco kompetentnych i zaangażowanych, by oddać głos, jest i tak sukcesem, napawającym optymizmem.
Jakie wnioski można wyciągnąć z zachowania tej najbardziej aktywnej części elektoratu? Dostrzegam co najmniej dwa. Po pierwsze - a było to szczególnie dobrze widoczne we Francji - elektorat po raz kolejny dał sygnał, że przestaje go interesować podział na "prawicę" i "lewicę", a równocześnie wcale też nie poszukuje "trzeciej drogi". Realne podziały wśród wyborców zaczynają się przenosić na inny poziom i w inny wymiar, którego natura powoduje, że właśnie w wyborach o skali i tematyce europejskiej najlepiej widać jego zwiastuny. Chodzi o poziom, na którym rozstrzyga się, czy organizacja życia społecznego powinna się odbywać w formie państw narodowych, czy w formie integracji ponadnarodowej. To tego wymiaru zaczynają dotyczyć dotychczas podskórne, a teraz coraz bardziej otwarte i zasadnicze podziały sił politycznych. W wielu krajach UE analiza wyników wyborów z 13 czerwca z punktu widzenia podziałów "lewo-prawo" mogłaby się okazać jałowa i niespójna. Natomiast rzuca się w oczy, że najbardziej spektakularne postępy odnotowały ugrupowania najbardziej klarownie i jednoznacznie wypowiadające się w kwestii zastępowania suwerenności państwowej suwerennością europejską - za czy przeciw, byle jasno. Tu znowu wyborcy okazali dojrzałość i odpowiedzialność: głosowanie dotyczy instytucji europejskiej, więc oceniamy postawy partii w sprawach europejskich.
Po drugie, wyjście ze schematu "lewica-prawica" i wejście w wymiar "suwerenizm-integracjonizm" wymaga także wyjścia ze schematu dotychczasowych podziałów partyjnych. "Suwerenistą" czy "integracjonistą" może być równie dobrze socjalista jak chadek, a rozwiązania problemów z tego wymiaru już teraz muszą oni poszukiwać wspólnie, w ogniu rozstrzygnięć konkretnych - często nowych - spraw, których już jest dużo, a będzie coraz więcej. To, czy będzie się występować przy tym jako "socjał" czy jako "liberał", czy może jako "socjo-liberał", będzie miało stopniowo coraz mniejsze znaczenie. Wyborcy przeczytali już wszystkie recepty wszystkich specjalistów, a teraz proszą o sporządzenie lekarstw.

.
Więcej możesz przeczytać w 26/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.