Porządek panuje w Warszawie

Porządek panuje w Warszawie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Reforma policji, gdy już ją przeprowadzono, okazała się niedobra. Tak! Ta dobra reforma okazała się niedobra i natychmiast zrobiono kontrreformę, czyli powrót do tego, co było przed reformą
Na początku tego roku dowiedziałem się z radością, że dotychczasowa struktura organizacyjna naszej policji jest niedobra, policja jest nieruchawa, nie jest jasne, kto za co odpowiada, a system awansów nie pozwala na promowanie wybijających się jednostek.

Jak napisałem - dowiedziałem się o tym z radością. Radość moja nie brała się jednak z tego, że policja ma niedobrą organizację, jest nieruchawa itd. O, nie! Radość moja brała się z zapowiedzi, że tak dalej być nie może i że resort postanowił przeprowadzić reformę, w wyniku której struktura organizacyjna policji będzie bardzo dobra, policja stanie się mobilna i odbiurokratyzowana, a odpowiedzialność i kompetencje będą jasne i przejrzyste. W dodatku system awansów... - itd., itp. Dodatkowo radość moja brała się stąd, że ja, zwykły obywatel, mogłem mieć czynny udział w tych pozytywnych zmianach. Czynny, bo przecież - bądź co bądź - każda reforma kosztuje i potrzebne są środki na jej przeprowadzenie. Od wielu lat pieniądze nazywa się w Polsce środkami. Tylko u nas, na Suwalszczyźnie, środkami nazywamy bateryjki do latarek, a za to samą latarkę nazywamy bateryjką. Mówi się: coś mi bateryjka gaśnie, środki muszę nowe włożyć. Wracajmy do reformy. Każdy podatnik ma udział w każdej, bo w końcu za środki podatników takie reformy się przeprowadza.
Przyznam się, że nie pamiętam już dokładnie, czy chodziło tu o reformę policji w całym kraju, czy może tylko w stolicy, ale na szczęście nie ma to znaczenia, bo cała ta reforma, gdy już ją przeprowadzono, okazała się niedobra. Tak! Ta dobra reforma okazała się niedobra i natychmiast zrobiono kontrreformę, czyli powrót do tego, co było przed reformą. Wszystkie wady poprzedniej organizacji policji okazały się dużymi zaletami, nieruchawość okazała się podziwu godną skutecznością i tak dalej, i tak dalej. Dobrze jest czasem zrobić nieudaną reformę, choćby po to, by się przekonać o pozytywach czegoś, co wydaje nam się negatywne.
Jeśli moi Czytelnicy myślą, że się wygłupiam i że to wszystko zmyśliłem, to źle myślą. Niczego nie zmyśliłem i to jest właśnie w tym wszystkim najpiękniejsze, że człowiek by tego nie wymyślił, co policjant wymyśli. Zresztą nie tylko policjant. Pewien lekarz, który przekroczył próg niekompetencji i został ministrem, też przeprowadził reformę, ale służby zdrowia. Pieniądze wydał nie wiadomo na co (raport NIK nie pozostawia tu żadnych wątpliwości), a pielęgniarki do dziś nie mają z czego żyć. Różnica między urzędnikiem a pielęgniarką polega na tym, że gdy się pomyli minister... przepraszam, że gdy się urzędnik pomyli, to mamy idiotyczną reformę, a jeśli pomyli się pielęgniarka dotknięta tą idiotyczną reformą, to może umrzeć pacjent. Ale minister za to odpowiedzialności nie ponosi, choć - w moim przekonaniu - powinien stanąć przed Trybunałem Stanu. Co to za reforma, po wprowadzeniu której zreformowani nie mają pieniędzy na jedzenie. Za cynizm i brak szacunku do człowieka powinno się mieć proces, a nie kosz kwiatów z podziękowaniem za włożony wysiłek.
Wracajmy do policji, bo jest się nad czym zadumać. Policjant zamiast w nogi demonstrantów strzelił gumowym pociskiem w oko fotoreportera. Policja wyraziła z tego powodu ubolewanie. Ale zdarzyło się w Sosnowcu, że policjanci zatłukli na śmierć skutego przez nich kajdankami młodego człowieka. Drugi, jego brat, przeżył katowanie i jest w szpitalu. Telewizja TVN nadała reportaż na żywo z miejsca zdarzenia. Okazało się, że dla policji w Sosnowcu takie traktowanie ludzi to chleb powszedni. Opowiadał młody człowiek, pan Mariusz Maciejewski, jak go rok temu policja wzięła z ulicy, skuła kajdankami, a potem zawiozła w ustronne miejsce i tak sprała, że słuchać było strach, gdy to opisywał. I co? I nic. To znaczy, przepraszam, jest ciąg dalszy. Gdy pan Maciejewski zbrojny w obdukcję lekarską zaczął dochodzić swych praw i skierował rzecz do sądu, wtedy policja w rewanżu skierowała akt oskarżenia przeciwko Maciejewskiemu o... czynną napaść na policjanta.
Jak napisałem, rozmawiano zatem przed kamerami TVN o tragedii, o zabitym, o jego bracie, o czarnym marszu przeciw brutalności policji. Różni ludzie z różnych środowisk wypowiadali opinie, opisywali fakty. Nie było tylko nikogo z policji, choć byli proszeni o udział w tym programie. Nie było z nich nikogo. Nie było nikogo, kto by miał odwagę stanąć przed kamerą i publicznie oświadczyć, że policja poczuwa się do odpowiedzialności za to, co się stało, i że sprawcy nie będą chronieni i ukrywani tak, jak zdarzyło się to (i wciąż się zdarza) w wypadku pana Mariusza Maciejewskiego.
Wojewodą z prawdziwego zdarzenia, a nie wojewodą malowanym, okazał się Marek Kempski, który już podjął starania o dymisję komendanta śląskiej policji i zapowiedział dalsze, liczne zmiany personalne w policji na Śląsku. Kempski powiedział, że "policja nie może zachowywać się jak chuligani". Oczywiście, użył eufemizmu i mówiąc "chuligani" miał na myśli bandytów. Bardzo żałuję, że pan Marek Kempski jest tylko wojewodą. Wolałbym, żeby był premierem, bo wtedy mógłby zwolnić nie tylko komendanta wojewódzkiej komendy, ale też tego, kto za całość policji i jej totalnego bezhołowia odpowiada. To znaczy, przepraszam, nie odpowiada.
W Warszawie lunął deszcz. Okazało się, że stolica - oprócz tego, że jest całkowicie nieprzejezdna - to jeszcze jest zatapialna. Zatonęło metro, zatonęły tramwaje i jakiś urząd z dowodami osobistymi. Telefony oczywiście przestały dzwonić, bo nabrały wody w przewody. Na szczęście deszcz przestał padać, bo gdyby lał tak jak w Bombaju przez trzy miesiące, to by Pałac Kultury i Nauki utonął z iglicą. Deszcz przestał lać, ale popadywał całymi dniami. Nie jest przyjemnie stać na deszczu, więc pracujący na rondzie de Gaulle?a policjanci drogowi (w czarnych skórzanych kombinezonach i białych kaskach) schowali się pod podcienia BGK, czyli PAP. Stoją i palą papierosy. Przed wojną funkcjonariusz mundurowy na służbie nigdy by nie zapalił. Ale po to właśnie są wojny, żeby teraz policjant mógł palić. Palą zatem. Skończyli, rzucili niedopałki na chodnik. Dla nich to naturalne. Są stróżami porządku. Skończyli palić, rzucili niedopałki na ulicę i dalej się rozglądają, czy jest na ulicy porządek.
Więcej możesz przeczytać w 27/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: