Radosny żywot głupka

Radosny żywot głupka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szaleństwo jest jednym z najbardziej dramatycznych i martyrologicznych tematów literatury, dramatu, filmu
W literaturze polskiej od romantyzmu po współczesność szaleńcy pojawiają się jako bohaterowie, umęczeni ponad wszelką miarę. Oni właśnie odczuwają najdotkliwiej ciosy naszej historii i absurdy egzystencji. Po kolejnych rozbiorach Polski ludzie, często o znanych nazwiskach i dużych dla kraju zasługach, popadali w obłęd, nie mogąc poradzić sobie z nieszczęściami Ojczyzny (Rejtan, poseł na Sejm, Kniaźnin, znany poeta klasycyzmu). W literaturze romantycznej szaleniec pojawiał się często jako człowiek zdruzgotany przez życie. Albo jako wielki pasjonat, gotowy na wszystko, nieobliczalny, "jęty szałem". Zakochany nieprzytomnie w Polsce, Kobiecie, Idei.
Obłęd był także wielkim tematem literatury modernistycznej. Młoda Polska na przełomie wieków fascynowała się nim jako dramatem duszy wyjątkowo wrażliwej. Człowiek normalny, przeciętny, pogodzony z życiem, bywał traktowany jako prostak, filister, nudziarz. Tadeusz Boy-Żeleński, wówczas młody lekarz, został zatrzymany w cyrkule policyjnym, ponieważ (całkowicie trzeźwy!) szedł nocą przez krakowski rynek, wykrzykując straszliwie niezrozumiałe wyrazy. Jako syn znanego muzyka został wypuszczony, uznany za nieszkodliwego, może chwilowego wariata. A on zapewne nie mógł w tę noc wytrzymać galicyjskiego życia, krakowskiego błota, może także swojej nieszczęśliwej miłości do Dagny, żony Stanisława Przybyszewskiego.
W sztuce wieku XX obłęd często oznaczał "chorobę na świat", brak psychicznej odporności na okrucieństwa historii i wszechobecne zło. Rozliczne manie prześladowcze szaleńców, w psychiatrii miały swoje nazwy medyczne, ale w literaturze, w filmie uzyskiwały inną miarę: oznaczały lęk przed coraz groźniejszym i niezrozumiałym światem. W najciekawszej polskiej powieści na ten temat, w trzytomowym "Obłędzie" Krzysztonia, mamy zarówno wielkie kompleksy i mity historyczne, wynikające z naszego martyrologicznego doświadczenia, jak i wizje przyszłości cywilizacji zmierzającej ku apokaliptycznemu końcowi. Szaleniec Krzysztonia jest człowiekiem osaczonym, śledzonych, zagrożonym przez policyjne państwo. Rzeczywistość, wyolbrzymiana przez chorą wyobraźnię, niszczy bohatera.
Kiedy wzięłam do rąk debiut powieściowy Marka Jaworskiego i zorientowałam się, że akcja toczy się w zakładzie psychiatrycznym, chciałam zrezygnować z lektury, bo już mam powyżej uszu dramatycznych opowieści o męczennikach, nawiedzonych szaleństwem. "Pod prąd" (PIW) nie powiela dobrze znanych schematów literackiego kreowania szaleńca. Jaworski nie awansuje chorego psychicznie na wzniosłą ofiarę podłego świata, nie nazywa go szaleńcem (co brzmi dumnie), lecz po prostu głupkiem (co brzmi zwyczajnie, a nawet nieco humorystycznie). Bo też powieść pełna jest iskrzącego humoru i napisana językiem prostym, ba! prostackim, który właśnie tu pasuje jak ulał. Głupki mówią równie topornie, jak myślą, i właśnie u nich ten język przylega ściśle do tego, co chcą wyrazić.
Głupki w powieści Jaworskiego są nawet w miarę szczęśliwe. Wszystko, co ich spotyka, przyjmują jako rzeczywistość idiotyczną wprawdzie, ale wydaje się im, że innej po prostu nie ma (i tak bardzo się nie mylą). Bywają wobec siebie oraz innych okrutne, ale również serdeczne. Nie traktują niczego poważnie i już to samo daje im dystans do najgorszej nawet rzeczywistości. Na ogół lekceważą wszystko (a już najbardziej pielęgniarki, zaś lekarstwa wypluwają lub chowają, nie wiadomo po co). Autor pisze: Pies Pawłowa w raju. Tak zatytułują swoją broszurę o głupkach. Opiszą w niej radosny i niczym nie skrępowany żywot głupka. Żarcie, telewizja. To powinno chwycić.
Czytamy i zaśmiewamy się serdecznie. My, nauczeni od pokoleń, że wariatowi należą się współczucie i łzy! W pewnej chwili zaskakuje nas niewygodna myśl: zaraz, z kogo my się tak śmiejemy? Czy aby także nie z siebie samych, jak u Gogola? Zapewne, nie jesteśmy wyłącznie głupkami aż do stanu choroby, ale ile w nas głupoty wszelakiego rodzaju. Ach, nieraz nasza wyrafinowana, edukacją wsparta mądrość, gdy dociera do przesady, w głupotę się zamienia. Pisał przecież celnie Witold Gombrowicz w "Dzienniku": "Im mądrzej, tym głupiej". Marek Jaworski w swojej powieści wielokrotnie Gombrowiczowi się kłania z bardzo daleka.
Polecam opis, jak dwóch głupków poszło do zakładowej biblioteki, żeby wypożyczyć książki i rozwinąć się duchowo. Zdziwienie bibliotekarzy nie miało granic, bo nikt tego nie robił poza niegdysiejszym, legendarnym czytelnikiem z kartą nr 1. Zarówno książki, które były do wypożyczenia, jak i pożytek, jaki z owych lektur wynieśli, rozśmieszają czytelnika do łez. "Poradnik małżeński" oraz "Ilustrowana historia Polski" zakasowały tutaj wszystkie groteski, jakie wymyśliła literatura dwudziestowieczna. Nigdy bym nie pomyślała, że potrafię się tak śmiać z radosnego życia głupka.

Więcej możesz przeczytać w 27/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.