Nasze paranoje

Nasze paranoje

Dodano:   /  Zmieniono: 
Każda sztuka zrodziła rzeczy cudowne, tylko sztuka rządzenia same potworności" - stwierdził Louis Antoine de Saint-Just, czego dobitnie dowiódł w 1794 r., zapoznając się na własnej skórze z wynalazkiem niejakiego J. Guillotina
Słowa jednego z przywódców jakobinów, swego rodzaju teoretyka strategii terroru, w całej rozciągłości zdaje się potwierdzać okładkowy materiał autorstwa Bronisława Wildsteina. "Paranoja władzy" to niezwykle interesująca próba zdiagnozowania rozlicznych przypadków obłędu w wielkiej polityce i prawdziwa galeria potworów. Od Hitlera i Stalina po Husajna i MiloŠsevicia. Od sado-masochistów i psychopatycznych zbrodniarzy owładniętych manią prześladowczą, po kanibali. Oczywiście, trudno w jednym rzędzie stawiać przywódcę Jugosławii, który nie jadał na śniadanie albańskich dzieci z Kosowa - bądź przynajmniej nic jeszcze na ten temat nie wiadomo - z dyktatorem Ugandy Idi Aminem, który zwykł sięgać do lodówki po ludzkie mięso. Ale na pewno warto przeczytać arcyciekawy artykuł Jury Nanuka, korespondenta Reutera w czasie wojny w Chorwacji, "Psychiatria nienawiści", w którym Slobodan MiloŠsević występuje jako pacjent psychiatry... Radovana KaradŠzicia i który - śmiem twierdzić z całą odpowiedzialnością - w całkowicie nowatorski sposób przedstawia genezę krwawych konfliktów na Bałkanach. Nowatorski, bowiem Nanuk poddał przywódców niegdysiejszego archipelagu Jugosławia swego rodzaju elektroencefalografii. Rezultat badań stawia włosy na głowie. "Każda władza degeneruje tego, kto ją posiądzie, ale władza absolutna degeneruje absolutnie" - rzekł był w roku 1900 John Emerich Acton, angielski historyk z uniwersytetu w Cambridge. To zapewne najkrótsze i najprostsze wyjaśnienie skrajnych patologii, jakie dotknęły bodajże najsłynniejszych satrapów XX wieku. Dziękujmy zatem Opatrzności, że taki choćby Władysław Gomułka, miast na przykład wcielać w czyn ideę Polski "od morza do morza", z lubością zastępował dyrektorów pegeerów. Dziękujmy też młodej polskiej demokracji, że zmiotła ze sceny politycznej przynajmniej dwóch premierów, którym czasem doprawdy trudno było bez mimowolnego lęku spojrzeć prosto w oczy, choć przy okazji nie zapominajmy, że u schyłku minionej dekady jedna trzecia Polaków gotowa była powierzyć swój los nie znanemu nikomu bliżej przybyszowi z Peru, którego główną zaletą był - jak to swego czasu publicznie powiedział jeden z fanów Stana Tymińskiego - "ujmujący uśmiech". Kto wie, może dzięki zdrowemu rozsądkowi pozostałych dwóch trzecich Polaków uniknęliśmy na przykład unii III RP z Białorusią Aleksandra Łukaszenki? Problem polega na tym, że paranoja ("rozwój usystematyzowanych, pogłębiających się urojeń, bez jawnej absurdalności" - najkrótsza definicja tego schorzenia, jaką udało mi się odnaleźć) przeżera nie tylko głowy państw, niekiedy to pojęcie dotyczy określonych sytuacji. A z taką - odnoszę wrażenie - mamy do czynienia tu i teraz. "Wydatki związane z wprowadzaniem reform - według ministra finansów - kosztowały budżet ok. 8,3 mld zł. Nie planowane wyniosły 1,35 mld zł. (...) Najprostszym sposobem uzyskiwania dodatkowych dochodów okazała się jak zwykle podwyżka akcyzy. (...) Od 1 sierpnia po raz czwarty w roku podwyższono akcyzę, o 10 proc. podatek od paliw. (...) W ten między innymi sposób pokrywane są dramatyczne straty w górnictwie" - pisze autorka "Ministerstwa obrony budżetu". Innymi słowy - kierowcy, a zapewne później palacze i miłośnicy mocniejszych trunków, zmuszeni byli i będą "zrzucić się" na górników (być może zaraz potem na lekarzy i nauczycieli). Tyle o wspomnianej "absurdalności". Teraz sam Leszek Balcerowicz o "urojeniach": "Niektórzy zdają się sądzić, że państwo ma po prostu kupować produkty, których nie chcą kupować niepaństwowi nabywcy, czyli już nie tylko rozszerzać "interwencyjny" skup produktów rolnych, ale także objąć nim na przykład węgiel. Skąd na to wziąć pieniądze - tę kwestię pomijają milczeniem. Czy państwo ma dodrukować popyt?" (vide: "Balcerowicz wprost"). Wniosek: ekonomistów specjalizujących się w przelewaniu z pustego w próżne należałoby natychmiast wysłać do psychiatry. Sęk w tym, że wedle badań przeprowadzonych przez Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatrów, dwie trzecie lekarzy tej specjalności to osoby "ciężko upośledzone psychicznie".
Więcej możesz przeczytać w 33/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.