Paranoja władzy

Paranoja władzy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polityczni szaleńcy XX wieku
Hitler miał tylko jedno jądro. W stosunkach seksualnych reprezentował nastawienie sado-masochistyczne, ze szczególnym akcentem na masochizm - domagał się, aby partnerki (w każdym razie niektóre) oddawały mu mocz na twarz, ubliżały mu i kopały go. Niewątpliwe skłonności sadystyczne ujawnił natomiast wówczas, gdy kazał wielokrotnie wyświetlać sobie film przedstawiający tortury i egzekucję oficerów, którzy przygotowali na niego zamach w lipcu 1944 r. Zdjęcie z tej egzekucji do końca stało na jego biurku.

Stalin miał lewą rękę krótszą o cztery centymetry i ograniczone możliwości posługiwania się nią, był bardzo niski, miał zrośnięte palce u nogi, a twarz zniekształciła mu przebyta w dzieciństwie ospa. "Jest coś diabolicznego i nieludzkiego w tym, że musi się on mścić na każdym za swoje cierpienie" - pisał Borys Nikołajewski, stary bolszewik. Sadyzm Stalina objawiał się w najróżniejszy sposób. Zdarzało się, że wybierał określony rodzaj tortur dla konkretnego więźnia. Świadkowie egzekucji po wielekroć odgrywali dla niego zachowania ofiar, które załamały się w tym momencie. Największą satysfakcję sprawiały mu tortury psychiczne. Wydając nakazy aresztowania najbliższych rodzin najwyższych funkcjonariuszy, kazał im składać dowody czołobitności i wierności swojej osobie. Był chorobliwie podejrzliwy.
Mao Tse-tung domagał się boskiego kultu, w którym pławił się zresztą podobnie jak dwaj wymienieni wcześniej dyktatorzy. Epitety służące ukazaniu boskiego charakteru zwłaszcza komunistycznych despotów są dokładnymi kopiami określeń służących w przeszłości opisywaniu bóstw: "słońce ludzkości", "nadzieja ludzkości", "jutrzenka ludzkości", "ojciec ludzkości", "nauczyciel ludzkości", "obrońca uciśnionych", "nieśmiertelny" itd.
W tego rodzaju kulcie celował szczególnie Kim Ir Sen, komunistyczny przywódca Korei Północnej. "W tym miejscu raczył uszczęśliwić świat swoim narodzeniem największy geniusz i nauczyciel Kim Ir Sen" - czytamy w "przewodnikach geograficznych" i nie dziwimy się, gdyż odnajdujemy tam również sformułowania w rodzaju: "Las ten miał niezwykły przywilej osłonięcia swoim cieniem największego przywódcy Kima, który zatrzymał się tu na chwilę, by pomedytować nad szczęściem swojego narodu i ludzkości". Cała Korea Północna usiana jest "świątyńkami" wokół kamieni, na których "raczył usiąść", albo źródełek, nad którymi nachylało się "szczęście narodu i ludzkości", a liczba ich jest nieomal równa liczbie jego pomników.
Kwame Nkrumah, przywódca Ghany i pieszczoch całej "postępowej" opinii światowej, uznawany za najwybitniejszego przywódcę Trzeciego Świata, powiedział: "Wszyscy Afrykanie wiedzą, że reprezentuję Afrykę i przemawiam w jej imieniu. Dlatego żaden Afrykanin nie może być innego zdania niż ja". O "zbawicielu" w jego autoryzowanej biografii pisano: "On jest naszym ojcem, nauczycielem, bratem, przyjacielem - zaprawdę życiem naszym (...). Zawdzięczamy mu więcej niż powietrzu, którym oddychamy, bo to on nas stworzył".
Bokassa, "cesarz" Republiki Środkowej Afryki (jego koronacja wzorowana na koronacji Napoleona pochłonęła 20 proc. dochodów państwa), osobiście uczestniczył w mordowaniu dzieci, które nosiły nieprzepisowe mundurki i mówiły po francusku, a potem zjadał ich mięso. Dyktator Ugandy Idi Amin sam torturował i zabijał więźniów oraz uprawiał rytualny kanibalizm, choć ciała ofiar przechowywał w lodówce.
Iracki przywódca Saddam Husajn cierpi na złośliwy narcyzm. Objawami schorzenia despoty są megalomania, brak skrupułów i współczucia, mania prześladowcza oraz przekonanie o tym, że jest obiektem spisku. Intrygi mają snuć Zachód, Żydzi i Irańczycy. Ci ostatni są bowiem potomkami Persów, którzy zburzyli Babilon. Husajn jest chorobliwie ostrożny. Relacje telewizyjne ukazują go w neutralnym otoczeniu, aby nikt się nie zorientował, gdzie przebywa. Nie korzysta z telefonu. Ten środek łączności przestał go bawić, gdy poznał przyczynę śmierci czeczeńskiego prezydenta Dżochara Dudajewa, którego namierzyły rosyjskie służby specjalne, gdy dzwonił z telefonu satelitarnego. Pocisk dalekiego zasięgu dopełnił reszty.
Ten "barbarzyńca końca wieku" szczególne okrucieństwo wykazał podczas wojny z Iranem (1983-1988). Kazał m.in. seryjnie mordować jeńców. Jego zausznicy zestrzelili też helikopter, którym leciał minister obrony Iraku. Husajna uwierała bowiem sława, jaką ten zawdzięczał błyskotliwym zwycięstwom nad siłami irańskimi. Do dziś z przerażeniem wspomina się wizytację przez wodza jednej z wiosek podczas konfliktu z Teheranem. Satrapa został wtedy zwymyślany przez 80-letnią staruszkę, która oskarżyła go o rozpętanie bezsensownej wojny. Ofiarą walk był m.in. syn kobiety. Husajn beznamiętnym głosem zażądał rozprawienia się ze staruszką. "Zabierzcie ją i bijcie, póki nie zdech- nie" - poinstruował ochroniarzy. Tak się też stało.
W 1996 r. do Jordanii uciekło dwóch zięciów Husajna razem z rodzinami. W kraju bali się o swoje życie. Dyktator obiecał im nietykalność, jeśli wrócą do Bagdadu. Zaufali mu. Po paru dniach obaj mężczyźni zostali w Iraku zabici przez przyjaciół, oburzonych "ich niewiernością wobec władcy". Husajn mordował już w młodości. Zasztyletował podobno cztery osoby. Z sadystyczną rozkoszą pastwił się też nad zwierzętami.
Każdy z opisanych powyżej przykładów budzi u odbiorcy dość odruchową reakcję: ci ludzie nie mogli być lub nie są normalni! Podobnie reagujemy na wypadki skrajnego okrucieństwa czy wszelkie przejawy stężonego zła. W pewnym sensie mamy rację. Ani te działania nie są normalne, ani tych ludzi trudno za takich uznać, gdyż przekraczają przyjęte prawie przez wszystkie współczesne kultury normy moralności i obyczaju. Okazuje się jednak, że w sytuacjach szczególnych, na przykład w trakcie wojny lub masowych zaburzeń, ludzie na co dzień najnormalniejsi potrafią się zachować w sposób całkowicie "nienormalny".
Skrajne przejawy "psychiatrycznej" interpretacji rzeczywistości odnajdujemy w Polsce na co dzień. "Zwariował" - mówimy o kimś, kto zasadniczo zmienił poglądy na niesympatyczne dla nas. Określeniem "oszołom" - etymologicznie oznaczającym kogoś, kto utracił zdolności poznawcze, kogoś dotkniętego szaleństwem - szafuje się w naszym kraju niezwykle często, acz zawłaszczony on został przez jedną stronę politycznego spektrum. W Polsce określa się nim w skrócie kogoś, kto - bywa - chce po prostu, aby politycy odpowiadali za swoje czyny.
Umowność owej "psychiatrycznej" interpretacji rzeczywistości bije w oczy. Jeśli jednak wracamy do sprawy despotów, choćby tych wymienionych powyżej, kategoria szaleństwa, a w każdym razie jego elementów, nieodparcie się narzuca. Warto przy okazji zauważyć jedną niepopularną, bo smutną prawdę. Jakkolwiek odrażające byłyby postacie owych przywódców, zawsze zawierają one element nietuzinkowości, który umożliwia im zdobycie wyjątkowej pozycji. Tezie, że to przypadek i sprzyjające okoliczności wyniosły na szczyt osobę w każdej dziedzinie gorszą od innych, zaprzecza najprostsza obserwacja. W jakimś sensie osoby te były nieprzeciętne. Nie znaczy to, że były one "lepsze". Czasami mogły być wyjątkowo ograniczone, w tym sensie, że inteligencja ich nastawiona była tylko na jeden cel, a więc na jeden wymiar rzeczywistości, ale sprzęgnięta z siłą woli i bezwzględnością czyniła ich niezwykle skutecznymi.
Kazimierz Dąbrowski, znany polski psycholog, stworzył koncepcję "osobowości psychopatycznej". Określa ona ludzi pozbawionych uczuć wyższych i zdolności współodczuwania, którzy nie obarczeni skrupułami - jeśli charakteryzują się inteligencją - potrafią doskonale funkcjonować w społeczeństwie i osiągnąć wysokie stopnie kariery.
Max Weber, jeden z twórców współczesnej socjologii, upowszechnił kategorię "charyzmatycznego przywódcy". Jak nazwa wskazuje, oznacza ona osobę obdarzoną szczególnymi, niedostępnymi dla innych przymiotami, które nadają jej unikatową, magiczną moc. W wypadku klasycznych monarchii charyzmę uzyskiwało się przez dziedziczenie i szczególne miejsce, jakie zajmował (prawowity) władca w kosmicznym porządku. Jednak w sytuacjach szczególnych to nowa jednostka zdobywała przywództwo, aby stać się reprezentantem zbiorowości. Jednostki takiej nie krępują prawa ani tradycja, egzekwuje ona posłuszeństwo na mocy nadnaturalnych właściwości. Przywódca taki musi wszak stale potwierdzać przysługującą mu "charyzmatyczną" moc. Dość łatwo dojść do wniosku, że ludzie mieszczący się w tej kategorii muszą reprezentować szczególne nasilenie jednych cech osobowości kosztem innych. Ten rys charakteru sytuuje ich na granicy przyjmowanej powszechnie normy.
W 1864 r. psychiatra włoski Cesare Lombroso opublikował książkę "Geniusz i obłąkanie". W swoim czasie wywołała ona wielkie zamieszanie, dziś razi naiwnym determinizmem. Demonstruje jednak, jaki wpływ na zaburzenia osobowości może mieć szczególna intensywność przeżywania i absolutna koncentracja na wybranych zagadnieniach, co niezbędne jest do realizacji wielkich przedsięwzięć. Na przestrzeni historii dzieje despotów niemal bez wyjątku układają się w powtarzający się wzór. Im więcej władzy, tym więcej jej pragnienia, im większa władza, tym więcej psychopatycznych skłonności i tym mniejsza zdolność rozpoznawania rzeczywistości.
Można powiedzieć, że zawód polityka jest zawodem podwyższonego ryzyka. Wymaga on ponadprzeciętnych ambicji, siły woli i determinacji. Jest życiem w ciągłym napięciu, albowiem stanowi - używając terminologii rynkowej - konkurencję o najrzadsze dobro, jakim jest władza. Szczególnie Amerykanie - jako naród o najdłuższej, trwałej tradycji demokratycznej - wyczuleni są na niebezpieczeństwa niesione przez specyficzne postawy, jakie wiążą się z zawodem polityka. Nic dziwnego, skoro już ojcowie założyciele w ten sposób tworzyli konstytucję, aby chroniła obywateli przed samowolą władzy. Jeden z nich powiedział zresztą, że demokracja ma chronić obywateli przed drapieżnikami, do jakich zaliczają się również jej twórcy.
Publicyści amerykańscy o tak odmiennych sympatiach politycznych, jak Barbara Tuchman czy Pipes junior, z upodobaniem tropią zmiany charakterologiczne związane z pasją władzy polityków, które można by nazwać psychopatologią władzy. Demokracja jest systemem mającym z założenia uniemożliwić realizację obłędu władzy. I tak się dzieje, chyba że...
System demokratyczny jest systemem "zimnym". W mniejszym stopniu apeluje do namiętności niż do rozsądku. Bardziej do procedur niż do uczuć. Natomiast w sytuacji zagrożenia i zamętu ludzie potrzebują poczucia bezpieczeństwa i jedności. Kolektywistyczne ideologie XX wieku to właśnie przykłady takich "gorących" systemów, które zwyciężały w sytuacjach nienormalnych. Z grubsza dzielą się one na komunizm i nacjonalizm, ale tworzą również ogromną gamę hybryd wskazujących na strukturalne pokrewieństwo tych ideologii. Fundamentalizm islamski jest pokrewny zarówno nacjonalizmowi: w odwołaniu się do narodu wyznawców islamu, jak i komunizmowi: w jego krytyce Zachodu i mesjanistycznych roszczeniach. Ideologie te odrzucają "formalną" demokrację, a w jej miejsce domagają się jedności: narodowej, rasowej, klasowej, religijnej. Jedność taką uosabia partia, ale partia jest tworem abstrakcyjnym, najlepiej więc, gdy w takim miejscu pojawi się jednostka, z którą można się utożsamić. Postać ojca, mistrza i proroka.



PARANOJA

Choroba psychiczna, dla której typowe są usystematyzowane urojenia oraz projekcja osobistych konfliktów, przypisywanych rzekomej wrogości otoczenia. Charakteryzuje się natrętnymi, niezmiennymi, spójnymi pod względem logicznym urojeniami, dotyczącymi przede wszystkim prześladowań. Osoby cierpiące na paranoiczne zaburzenie osobowości nieustannie bezpodstawnie podejrzewają, że są przez innych wykorzystywane lub oszukiwane. Dostrzegają - niewidoczne dla innych - ataki na siebie lub swoją reputację, na które reagują gniewem lub błyskawicznym kontratakiem. Z reguły nie ufają przyjaciołom, współpracownikom i partnerom seksualnym. Nigdy nie wybaczają zniewag ani lekceważenia. Świat paranoika jest pełen niebezpieczeństw. Wszechobecne zagrożenie sprawia, że jego zmysły wciąż znajdują się w stanie najwyższej gotowości. Do głównych elementów zespołu paranoicznego należą: chorobliwa podejrzliwość, skrajny egocentryzm, mania wielkości, wrogość wobec świata zewnętrznego, lęk przed utratą niezależności oraz urojenia.


Zwieńczeniem kolektywistycznej ideo- logii jest dyktator. Skoro podmiotem jest kolektyw (narodowy, klasowy, religijny), to ma on jedną wolę, jeden interes, jedno zdanie. Ktoś jednak tę jedność musi wyrazić. Musi się więc pojawić jednostka, która jest uosobieniem zbiorowości. Wódz i przewodnik. Najbardziej cyniczny polityk, który przyjmie taką rolę, w jakimś sensie musi się zacząć z nią utożsamiać. Wyobraźmy sobie choćby najzdrowszego psychicznie człowieka (a jest to czysta hipoteza, bowiem do ról takich pretendują określone osobowości, o czym wspomniałem powyżej), który ma świadomość, że myśli, czuje i wie za miliony.
Przytoczone powyżej przykłady dwudziestowiecznego kultu przywódców wskazują zarówno na szaleństwo ich samych, jak i szaleństwo otaczającego ich świata. Ktoś wymyślił owe bałwochwalcze praktyki, ale masy - w każdym razie w sporej części - uczestniczyły w nich z entuzjazmem. Ślady tego szaleństwa są widoczne do dziś. Pomimo destalinizacji, zobaczmy, jak żywa pozostaje adoracja Stalina w Rosji czy Gruzji. Śmiało można jednak przyjąć, że kult tego typu musi działać destruktywnie także na psychikę adorowanego obiektu.
Również w demokracji pojawiają się ruchy nazywane populistycznymi. Na ich czele sytuuje się demagog, który demaskuje zepsucie całej klasy politycznej, zło mechanizmów demokracji, piętnuje powszechną dekadencję i domaga się zjednoczenia wokół swojej osoby w celu realizacji zwykle mglistego programu opartego na paru prostych hasłach. Wątki nacjonalistyczne są zasadniczym elementem tych ruchów. Tworzą je tacy ludzie, jak Jean-Marie Le Pen we Francji, Jürg Haider w Austrii, Ross Perrot w USA. W Polsce klasycznym przykładem populisty był Stan Tymiński. Zwykle mieszczą się oni na marginesie sceny politycznej, a niekiedy mogą nawet odegrać rolę pozytywną, wskazując na pewne przemilczane oficjalnie zagadnienia. W sytuacji kryzysu potrafią jednak zdobyć władzę. Szczególne możliwości otwierają się przed nimi w warunkach rewolucyjnych, kiedy zerwana zostaje ciągłość tradycji. Interesująca jest sytuacja krajów wychodzących z komunistycznego systemu. Po upadku komunizmu ideologią, która zapewnić może władzę, jest nacjonalizm. Ten scenariusz udało się zrealizować Slobodanowi Milo?seviciovi. Udało się to również Łukaszence, który wprawdzie w mniejszym stopniu odwoływał się do nacjonalizmu, a w większym do kolektywizmu i autorytarnych tęsknot wiejskiej ludności, zagubionej w nowej sytuacji. Vladimir Me?ciar był typowym przywódcą nacjonalistycznym, ale brakowało mu bezwzględności lub odwagi, aby zerwać z demokracją, aż wreszcie ta pozbawiła go władzy.
Wielu dyktatorów, których wyobrażamy sobie jako groteskowe i odrażające monstra, we wspomnieniach swoich rówieśników jawią się przed zdobyciem władzy jako osoby ciekawe, pociągające i niepospolite. Zdradzają wprawdzie pewne niepokojące skłonności, ale ciekawym osobowościom to się wybacza. Kiedy zdobywają pełnię władzy, rozpoczyna się proces degrengolady. Jest to dialektycznie sprzężone upodlenie pozbawionego wolności świata, w którym żyją, i destrukcja osobowości ludzi, którzy zaczynają wierzyć w swoje boskie przymioty. To początek równi pochyłej prowadzącej do szaleństwa.


Więcej możesz przeczytać w 33/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.