Drewniane rakiety

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z JOHNEM McENROE i GUILLERMO VILASEM, byłymi mistrzami tenisa
Przemysław Garczarczyk: - Czego brakuje współczesnemu tenisowi? Czym różni się on od gry, którą wy pamiętacie sprzed kilkunastu lat?
Vilas: - Współczesnemu tenisowi brakuje indywidualności. Być może w naszych czasach Connors i McEnroe gadali zbyt dużo, a Bjřrn Borg zbyt mało, ale przynajmniej nikt nie próbował tego zmieniać. Dziś tenis jest sterowany. Wokół zawodników krążą chciwi menedżerowie, podpowiadają im, jak mają się zachować. Efekt jest taki, że wielu tenisistów traci własną osobowość. Taki Jim Courier: nauczył się francuskiego, interesuje się muzyką, literaturą. Gdybym jednak nie oglądał przypadkiem jego reklamówki telewizyjnej, nigdy bym o tym nie usłyszał. Obserwując wielu innych dzisiejszych mistrzów, mam wrażenie, że oni nie kochają tej gry, wychodzą na kort z taką miną, jaką ma robotnik, gdy w poniedziałek rano idzie do pracy.
- Bo to jest ich praca; dobrze płatna i niezbyt lekka.
Vilas: - Nie o to chodzi. Młodzi tenisiści grają, bo muszą, a nie dlatego, że chcą realizować w ten sposób swoje marzenia. Jimmy Connors, McEnroe czy Bjřrn Borg wychodzili na kort zawsze z taką samą motywacją: trzeba udowodnić, że jestem lepszy, nawet jeśli o facecie z drugiej strony siatki nikt wcześniej nie słyszał. Teraz rządzi kalkulacja. Zawodnicy najpierw sprawdzają sumę wypisaną na czeku, później zastanawiają się, czy dany turniej jest wystarczająco ważny, by zaszczycić go swoją obecnością.
- Czy kilkanaście lat temu było inaczej? Czy wówczas pieniądze nie były ważne?
McEnroe: - Były ważne, ale nie najważniejsze. Dziś zawodnicy zarabiają nieprzyzwoite sumy. Za wygranie dwóch rund kasują tyle, ile my dostawaliśmy za zwycięstwo w całym turnieju. Nie ma więc potrzeby się wysilać i zawodnicy z tego korzystają. Czy wygrają US Open, czy nie, to i tak po kilku latach będą milionerami.
Vilas: - Młode gwiazdy są zadufane w sobie. Byłem kiedyś na treningu z pewnym tenisistą ze światowej czołówki, który zapytał: "Ty się nazywasz Vilas? A wygrałeś w karierze jakieś duże turnieje?". Spojrzałem na niego bardzo poważnie i odparłem: "Słuchaj, synku, wygrałem wszystkie turnieje Wielkiego Szlema z wyjątkiem Wimbledonu. Masz jeszcze jakieś pytania?".

Guillermo Vilas ma 47 lat, jest kawalerem. Trzykrotnie był klasyfikowany na drugim miejscu w światowym rankingu (w roku 1975, 1977 i 1978). Dwukrotnie zwyciężał w Australian Open, był triumfatorem US Open i mistrzem Francji. Wygrał 61 turniejów w grze indywidualnej oraz 14 w rozgrywkach deblowych. Odpoczywa, grając w swoim zespole rockowym, a jego idolem jest Keith Richards, gitarzysta The Rolling Stones. Wydał właśnie trzeci tomik poezji, o której mówi, że jest optymistyczna, ale zmienia się jak jego życie.


- Narzekacie panowie na współczesnych graczy, ale ich postawa na kortach nie ma raczej wielkiego wpływu na rozwój tenisowego biznesu?
McEnroe: - Tak się tylko wydaje. W ciągu ostatnich piętnastu lat w Stanach Zjednoczonych popularność tenisa spadła drastycznie. Dzisiejszym zawodnikom brakuje charyzmy, nie przyciągają już wielkich tłumów przed telewizory. Niektórzy mówią, że Pete Sampras to współczesny Borg. Bzdura. Pete jest co prawda tenisowym geniuszem, ale nie ma nawet połowy tej charyzmy, jaką miał Bjřrn. Dziękujmy więc Bogu, że mamy choć Agassiego.
- Pozostańmy przy pieniądzach. Co sądzicie o coraz częściej powtarzanych żądaniach, by wynagrodzenia za walkę w turniejach były jednakowe dla mężczyzn i kobiet?
McEnroe: - Ta sprawa powinna być rozstrzygnięta przez kibiców, a nie przez nas. Można zorganizować oddzielne turnieje wielkoszlemowe dla pań i panów. Wówczas przekonalibyśmy się, kto cieszy się większą popularnością i zasługuje na wyższe dochody. Billie Jean King, która bardzo upomina się o finansowe równouprawnienie, zapomina, że mężczyźni grają w systemie best-of-five, czyli do wygrania trzech setów, więc muszą wkładać w turniej więcej pracy, dłużej się do niego przygotowywać. Oczywiście, Billie twierdzi, że kobiety mogą grać równie długo, z czym się zupełnie nie zgadzam.
Vilas: - Kobiety nie dorównują mężczyznom w liczbie tenisowych talentów. W ćwierćfinałach spotyka się zwykle osiem tych samych zawodniczek, podczas gdy w turnieju mężczyzn niespodzianki zdarzają się znacznie częściej. Muszę jednak przyznać, że przynajmniej w ostatnich latach tenis kobiecy ma takie indywidualności, o jakich tenis męski może tylko pomarzyć.
- Pete'a Samprasa można dziś zobaczyć najwyżej na okładce jakiegoś miesięcznika tenisowego, a panie pokazują się wszędzie: Anna Kournikova podnosi sukienkę w muzycznym piśmie "Rolling Stone" i awangardowym miesięczniku "Details", Martina Hingis mówi o seksie i mężczyznach w renomowanym "QO", a siostry Williams prezentują się w magazynie "Voque".
McEnroe: - Tenisistki potrafią się świetnie sprzedawać, nawet tym, którzy o tenisie mają niewielkie pojęcie. Martina Hingis urządza sceny na korcie i zawsze budzi różne emocje. Kournikova mogłaby tylko spacerować wzdłuż siatki, nie biorąc rakiety do ręki, a i tak przyciągnie mężczyzn.
Vilas: - Dziś sam chętniej oglądam turnieje kobiet niż mężczyzn, co było kiedyś nie do pomyślenia. Taka Venus Williams - nikt nie wie, jak przeciwko niej grać, bo jeszcze w kobiecym tenisie nie było zawodniczki takiego wzrostu, ruszającej się tak szybko i uderzającej piłkę z taką siłą. Z tenisa męskiego odszedł teraz Boris Becker, chyba ostatni zawodnik z pokolenia buntowników. Nie jestem pewien, czy ktoś może wypełnić tę lukę. Jeśli nie, tenis umrze na naszych oczach.
McEnroe: - Dlatego tenisiści i tenisistki powinni działać razem, współpracować. Wszyscy mogą na tym skorzystać. Nie myślałem, że te słowa kiedykolwiek przejdą mi przez gardło, ale uważam nawet, że przynajmniej dwa razy w roku mężczyźni powinni walczyć w turnieju przeciwko kobietom.
- Jesteście zdania, że tenis zaczął umierać, gdy zmienił się sprzęt. Kiedy zaczęło się liczyć tylko to, jak wysoki jest zawodnik i jak mocno potrafi uderzyć piłkę serwisową rakietą wykonaną z "kosmicznych" tworzyw.


John McEnroe ma 40 lat i czwórkę dzieci. Był numerem jeden światowego tenisa w latach 1981-1984. W historii tej dyscypliny był najmłodszym zawodnikiem (21 lat), który zajął pierwsze miejsce w rankingu ATP. Siedem razy wygrywał turniej na kortach Wimbledonu, cztery razy triumfował w US Open. W karierze profesjonalnej wygrał 79 turniejów w grze pojedynczej i 75 w deblowej. Do dziś uznawany jest za najlepszego deblistę w historii tenisa. Był właścicielem galerii sztuki, komentatorem telewizyjnym HBO i NBC. Ma własny zespół muzyczny.


Vilas: - Na początku lat 80. popełniono błąd. Najpierw wprowadzono rakiety z tworzyw sztucznych i to jeszcze można było przeżyć. Później jednak powiększono "główki" i skończył się tenis, jaki ja znałem. Rozpoczęła się era zawodników, którzy nie muszą się dużo ruszać, bo jeden serwis lub jedno uderzenie z głębi kortu załatwia sprawę. Nie sądzę jednak, by dało się cofnąć czas i wcielić w życie choćby jedną z radykalnych zmian postulowanych przez Johna, który chciałby powrotu do drewnianych rakiet i cięższych piłek. Technologia zmieniła oblicze tenisa. Jak bardzo? Michael Chang jest wyższy ode mnie i od Bjřrna, a dziś uchodzi za małego.
McEnroe: - Proponowane przeze mnie zmiany nie zostaną wprowadzone choćby dlatego, że wtedy zostaliby wyeliminowani ci, co nie grają, a jedynie udają. Jestem pewien, że najlepsi na świecie, na przykład Sampras czy Agassi, nie mieliby żadnych problemów, by wygrywać drewnianą rakietą, jaką ja grałem przed dwudziestu laty. Inni, na przykład Pat Rafter, mogliby mieć kłopoty. To paradoks - piętnaście lat temu tenis położyli na łopatki biznesmeni nie mający pojęcia o tym sporcie, zgadzając się na zmianę sprzętu, a teraz może być problem z tymi, którzy nie chcą, by zabierać im łatwo zarabiane pieniądze. Bez radykalnych zmian wkrótce nie będzie już jednak gdzie zarabiać, bo za oglądanie nudnego tenisa nikt nie będzie chciał płacić.
- W jakim stopniu rozstanie z wyczynowym tenisem zmieniło wasze życie?
McEnroe: - Niezbyt mocno. Ciągle gram w tenisa, w coraz atrakcyjniejszym cyklu Worldwide Senior Tennis Circult.

Vilas: - Ja dopiero teraz zacząłem żyć. Nigdy nie lubiłem siedzieć długo w jednym miejscu, więc jak przestałem grać, wydawało mi się, że mogę robić wiele różnych rzeczy. Skończyło się na tym, że siedziałem w domu, czytałem gazety i spałem do południa. Dlatego nadal gram i podróżuję. Dziś mam dom na Long Island, apartament na Manhattanie, spędzam sporo czasu w Los Angeles i Paryżu. Obliczyłem, że w zeszłym roku byłem w Argentynie niewiele ponad trzy miesiące.
- Boris Becker, przechodząc na sportową emeryturę, powiedział, że nie będzie z wami grał w turniejach oldboyów bo jest za dobry dla emerytów.
McEnroe: - Pogadamy, jak Boris zniewieścieje przy żonie Barbarze i urośnie mu brzuch. Teraz jest taki odważny, ale wkrótce zobaczy, jaki to wysiłek utrzymać się w formie nie dlatego, że grasz jutro na kortach Wimbledonu i sponsorzy naciskają, ale dlatego, że po prostu chcesz sobie pograć. Nie jesteśmy takimi emerytami - ostatnie pół roku gram na tyle dobrze, że byłbym w stanie wygrać z większością zawodników grających obecnie w ATP. Pod jednym warunkiem - że mecze odbywałyby się tylko do dwóch wygranych setów i że nie musiałbym grać sześciu czy siedmiu meczów w ciągu dziesięciu dni.
Vilas: - Ja mogę grać z Beckerem już dzisiaj. Daj mu tylko drewnianą rakietę i zobaczymy, kto ile piłek wygra w wymianie z głębi kortu.
Więcej możesz przeczytać w 34/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.