Bandytyzm

Dodano:   /  Zmieniono: 
Każdy polityk podejmujący dialog z osobami pokroju Leppera lub z nim samym przyczynia się do rozwoju politycznego bandytyzmu
Jak można nazwać człowieka, który atakuje drugą osobę z zamiarem pobicia i zniszczenia jej mienia? Można go nazwać bandytą. Czy wolność słowa obejmuje nawoływanie do bandytyzmu? "Po tym, jak zaczęto bić rolników i do nich strzelać, za mało jest rannych policjantów" - ocenił Andrzej Lepper, lider Samoobrony. W demokratycznym państwie demonstranci łamiący prawo narażają się na interwencję policji. Demonstrujący, którzy atakują policjantów z widocznym zamiarem dokonania pobicia, ryzykują, że zostaną potraktowani jak bandyci. W Polsce, być może z powodu pamięci o PRL, rozumie tę zasadę ledwie połowa obywateli. Niemal powszechna jest jednak świadomość, że za zniszczenie nie swojego mienia trzeba płacić. A majątek państwa - budynki, radiowozy, drogi - też nie jest własnością protestujących. Czy stosujący polityczny bandytyzm będą za to odpowiadać? Do tej pory sędziowie i prokuratorzy bali się podjąć walkę. Co gorsza, politycznych terrorystów "hoduje" również rząd, gdyż im bardziej gwałtowna demonstracja, tym większe pieniądze są "znajdowane" w kieszeniach podatników. Tych, którzy kopią policjantów i nawołują do wieszania rządzących, chętnie usprawiedliwiają też politycy opozycji, oskarżający w dodatku z cynizmem władzę o brutalność. Tymczasem każdy polityk podejmujący dialog z osobami pokroju Leppera lub z nim samym, bądź usprawiedliwiający łamanie prawa, przyczynia się do rozwoju politycznego bandytyzmu. Z niezadowolonymi i legalnie demonstrującymi władza ma obowiązek rozmawiać. Terrorystów ma obowiązek zwalczać.

Więcej możesz przeczytać w 35/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.