Islamski Che Guevara

Islamski Che Guevara

Dodano:   /  Zmieniono: 
Chciały badać życie kozic górskich, zniknęły bez śladu wraz z dwoma miejscowymi naukowcami
Władze Dagestanu twierdzą, że odnaleziono jedynie samochód z rozbitymi szybami, bez śladów krwi. Porwania, najczęściej dla okupu, są codziennością na Kaukazie, zwłaszcza w Czeczenii i sąsiadującym z nią Dagestanie, do którego udały się dwie doświadczone badaczki z Międzynarodowego Centrum Ekologii Polskiej Akademii Nauk - prof. Zofia Fiszer-Malanowska i doc. Ewa Marchwińska-Wyrwał.
Pojechały, nie zważając na to, że Dagestan już od kilku lat jest jednym z najbardziej niebezpiecznych dla cudzoziemców regionów świata. Brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych (Foreign Office) stanowczo odradza swoim obywatelom podróż w ten rejon. Na przykład w listopadzie w Machaczkale, stolicy republiki, porwano amerykańskiego obywatela - misjonarza i nauczyciela języka angielskiego. Tymczasem Polki wyprawiły się w gó- ry. Przedstawiciel "Jane Defence Weekly", prestiżowego tygodnika poświęconego sprawom obronności i bezpieczeństwa, stwierdził, że w takie rejony jak Dagestan zapuszczają się "wyłącznie szaleńcy".
Republika wchodząca w skład Federacji Rosyjskiej uniknęła wciągnięcia do wojny w sąsiedniej Czeczenii, ale trzy lata po zawieszeniu broni wciąż ponosi jej konsekwencje. Najważniejsze problemy to bieda pogłębiająca konflikty etniczne i religijne, potęga gangów kryminalnych i powszechna dostępność broni. Dagestan jest jeszcze jedną kaukaską beczką prochu, tamtejszym Libanem, tyle że dużo biedniejszym. Porwania, strzelaniny, zamachy bombowe są na porządku dziennym. Prócz kontrabandy kryminalna wojaczka i porwania dla okupu są głównym zajęciem wielu młodych Dagestańczyków. Od trzech tygodni w Dagestanie toczą się też zażarte walki zwolenników niepodległej islamskiej republiki z wojskami rosyjskimi.
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych szybko powołało specjalny sztab antykryzysowy, którego zadaniem jest udzielenie pomocy porwanym Pol- kom i doprowadzenie do ich uwolnienia. Rzecznik MSZ Paweł Dobrowolski przypomina, że Polska w wypadku porwań z zasady nie godzi się na wypłacanie okupu ani negocjacje na ten temat. Zastanawiająco długo żaden z członków sztabu nie wyjechał do Dagestanu. Zaczęto spekulować, że kroi się kolejna delikatna misja dla "polskiego Jamesa Bonda", Zenona Kuchciaka - znawcy Kaukazu i zręcznego negocjatora do zadań specjalnych. Rok temu pomagał w uwolnieniu Polaków porwanych w Czeczenii. Wtedy mógł liczyć na zaangażowanie miejscowych władz - prezydent Asłan Maschadow i ówczesny premier Szamil Basajew uwolnienie zakładników uznali za punkt honoru.
Teraz trudno się spodziewać energicznych działań ze strony miejscowych, czyli rosyjskich władz. Co innego spędza im sen z powiek. Bojownicy, którzy przybyli zza czeczeńskiej granicy do Dagestanu 7 sierpnia, walczą zaciekle z przeważającymi liczebnie siłami rosyjskimi. Na czele rebeliantów prowadzących "świętą wojnę" (dżihad) o utworzenie niepodległej islamskiej republiki stoi właśnie Basajew - legendarny dowódca z okresu wojny w Czeczenii, niespokojny duch Kaukazu. Ten sam, który wsławił się brawurowym atakiem na Budionnowsk, gdzie wziął tysiąc zakładników, ośmieszając armię rosyjską. Basajew wezwał do zawarcia unii między Czeczenią i Dagestanem oraz wyrugowania "niewiernych" (czyli Rosjan) z całego północnego Kaukazu.
Czynnik religijny odgrywa istotną rolę w obecnym konflikcie. Basajew jest zwolennikiem fundamentalistycznego islamu. Jego bojownicy są kojarzeni z radykalnym ruchem wahabitów, finansowanym przez Arabię Saudyjską. Znaczenia religii nie należy jednak przeceniać. Najważniejszą przyczyną walk mogą być dążenia do uwolnienia Kaukazu od Rosji, niezależnie od tego, pod jakimi hasłami. - Niepokoi mnie to, że w polskich mediach tak gładko mówi się chórem o fundamentalistach islamskich. To przecież bojownicy o niepodległość, jak wcześniej Czeczeni. Czy powstanie listopadowe wywołali fanatyczni katolicy? - pyta Paweł Chojnacki, jeden z porwanych w ubiegłym roku w Czeczenii.


ZENON KUCHCIAK, zastępca szefa Obrony Cywilnej, znawca Kaukazu, ekspert w sprawach uwalniania porwanych zakładników: - Niepokoją mnie wypowiedzi władz Dagestanu, że teraz jest wojna, a na inne sprawy czas przyjdzie później. Mimo walk, są w republice siły i ludzie, których można by użyć do intensywniejszych poszukiwań zaginionych Polek. Im szybciej to nastąpi, tym łatwiej będzie trafić na ślad porywaczy. Walki w Dagestanie nie są powtórką wojny w Czeczenii. To nie wojna obronna, lecz próba zbrojnego eksportu wartości tam, gdzie niekoniecznie oczekuje ich miejscowa ludność. Wielu tamtejszych sunnitów nie chce ani takiej formy islamu, ani wspólnego państwa z Czeczenami. Pamiętają lekcję czeczeńską i nie chcą, by podobne cierpienia i zniszczenia stały się ich udziałem. To jedna z głównych przyczyn, dla których marsz wahabitów w doliny został zatrzymany.


Jego zdaniem, uznanie bojowników Basajewa za religijnych fundamentalistów jest korzystne dla Moskwy, która może się przedstawiać jako bastion chrześcijaństwa i pozyskiwać sympatię zachodniej opinii publicznej, obawiającej się "wojującego islamu", kojarzonego z terroryzmem. Rosjanie zręcznie grają tą kartą. Gromko ostrzegli kraje muzułmańskie, by nie starały się udzielać pomocy zrewoltowanym separatystom w Dagestanie. Według Moskwy, ich działania są finansowane z zagranicy, w tym przez Osamę bin-Ladena, poszukiwanego przez FBI za zamachy bombowe na ambasady USA w Kenii i Tanzanii.
Czy walki w Dagestanie okażą się drugą po Czeczenii odsłoną wojny o niepodległość północnego Kaukazu? Basajew, "islamski Che Guevara", tym razem chyba - podobnie jak Che w Boliwii - przeliczył się z siłami. Rzucił włodarzom Kremla najpoważniejsze od czasu wojny w Czeczenii wyzwanie zbrojne na terenie federacji, lecz jego desperacka próba eksportu islamskiej rewolucji ma chyba niewielką szansę powodzenia. W odróżnieniu od jednolitej narodowo Czeczenii Dagestan (co znaczy: "górzysta ziemia"), kraj wielkości Austrii, zamieszkuje 2 mln mieszkańców reprezentujących prawie 40 różnych grup narodowościowych. Na Kaukazie żywa jest tradycja walki o niepodległość przeciwko Moskwie, jednak dziś wielu Dagestańczyków, choć niekoniecznie sympatyzujących z Rosjanami, widzi w Czeczenach raczej najeźdźców niż wyzwolicieli.
Basajewowi trudno będzie opanować Dagestan, ale także Moskwa będzie chyba zmuszona zrewidować swoje buńczuczne zapowiedzi. Dyszący żądzą odwetu za upokarzającą porażkę w Czeczenii rosyjscy generałowie przepowiadali tym razem Blitzkrieg w ciągu półtora, dwóch tygodni. Mimo zapewnień władz, że dni partyzantów są policzone, stawiają oni zawzięty opór. Zastanawiają gorliwe zapewnienia władz w Moskwie i Dagestanie, że wojsko rosyjskie w tej republice - inaczej niż w Czeczenii - nie ma przeciw sobie miejscowej ludności. Podczas gdy rosyjskie media pokazywały dagestańskich ochotników, którzy mieli pomagać żołnierzom w walce z rebeliantami, Basajew cieszył się, że dzięki temu jego zwolennicy będą mieli więcej broni i użyją jej do ustanowienia islamskich rządów.

Więcej możesz przeczytać w 35/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.