Nomen omen

Dodano:   /  Zmieniono: 
Coraz wyraźniej widać, że jedyni, którzy współpracowali z komuną, to opozycjoniści, a lustracyjna operacja przypomina wzajemne wykańczanie się solidarnościowych elit
Nawet w ocenie, że Aleksander Kwaśniewski jest dobrym prezydentem, co jest przecie oczywiste, naród nie jest tak zgodny, jak w odpowiedzi na pytanie, czy przysłowia są mądrością narodu. Twierdzi tak 90 proc. z nas, co w zestawieniu z największą popularnością przysłowia "Mądry Polak po szkodzie" świadczy o tym, że jesteśmy narodem niezwykle samokrytycznym.

Jeśli przysłowia są mądrością narodu (to też zresztą jest polskie przysłowie), trzeba sięgnąć do tej skarbnicy. Rzeczywistość skomplikowana, problemy i pytania się mnożą. W tej sytuacji dobrze jest się odwołać do autorytetu niemal niepodważalnego. W "Księdze przysłów" jest odpowiedź na wszystko. Pytamy na przykład, czy to dobrze, że rząd wziął się od razu za cztery reformy. Otwieramy księgę i znajdujemy odpowiedź: "Kto dwa zające goni, żadnego nie uchwyci". A przecież cztery zające to jeszcze gorzej niż dwa. Albo inne pytanie. Jak Lech Wałęsa i Marian Krzaklewski uzgodnią, który z nich ma być kandydatem prawicy na prezydenta? To proste - "na tym cała sztuka, kto kogo oszuka". Czy warto robić dekomunizację? "Litość dla wilków jest niesprawiedliwością wobec owiec". Dlaczego ZChN i PSL boją się sprzedawania ziemi w Polsce obcokrajowcom, zwłaszcza Niemcom? "Gdzie Niemiec staje, tam trawa nie rośnie". Czy SLD rzeczywiście ma rację, gdy miażdżąco krytykuje AWS? "Uczy Piotr Marcina, a sam głupi jak świnia". A istota naszej młodej demokracji? "Koryto to samo, tylko świnie się zmieniają". I jeszcze pochodzące z "Księgi przysłów" wyjaśnienie zgodności reprywatyzacyjnych żądań byłych właścicieli i Żydów, którzy stracili mienie w Polsce: "Pańskie dziecko i żydowski koń jedną chodzą drogą".
W "Księdze przysłów" znajdujemy odpowiedź na każde pytanie. Na niektóre nawet kilka odpowiedzi. Potwierdza to opinię, że "Księgą przysłów", podobnie jak Talmudem i Marksem, można wytłumaczyć wszystko. Mądrość narodu jest niezgłębiona, choć szkoda, że pewne cenne mądrości musimy importować od sąsiadów. Na przykład dwa najczęściej powtarzane w Polsce przysłowia nobilitujące wartość ciężkiej roboty - "Bez pracy nie ma kołaczy" i "Cierpliwością i pracą ludzie się bogacą" - są niestety pochodzenia niemieckiego. Naszą polską etykę lepiej mierzą rodzime mądrości - "Co wypijesz, to twoje", "Jak ryba bez wody, tak Polak bez urzędu żyć nie może" i "Gdzie wszyscy kradną, tam nikt nie jest złodziejem". Jeśli te sentencje komuś się nie podobają, przypominam - przysłowia są mądrością narodu. Prawie cały naród tak uważa. No właśnie, dlaczego "prawie"? 4 proc. nie ma zdania, a 6 proc. mówi otwarcie - przysłowia nie są mądrością narodu. Co też takiego nie podoba się w polskich przysłowiach prawie co siedemnastemu Polakowi? Przewertowałem "Księgę przysłów" uważnie i znalazłem kilka uzasadnień. Oto przykłady: "Baba bez brzucha jak garnek bez ucha", "Komu Bóg da dzieci, da i na dzieci", "Niedobrze tam, gdzie mąż w spódnicy, a baba w gatkach chodzi". Te trzy opinie można jednak wziąć w nawias, potraktować je nie jako mądrość narodu, lecz ilustrację świadomości naszych przodków i znowu jesteśmy razem z 90 proc. ludzi uważających, że przysłowia to jednak mądrość narodu. Inna sprawa, że te trzy przysłowia sprawiają wrażenie fragmentu polityki rodzinnej w wersji byłego ministra Kapery. Już kilka tygodni temu zwolniłem go z obowiązków pełnomocnika rządu do spraw mojej rodziny. Teraz Kazimierz Kapera zwolnił się z obowiązku reprezentowania interesu wszystkich innych rodzin, bo - jak wyjaśnił - w rządzie nie było wystarczającego poparcia dla prorodzinnej polityki. I Bogu dzięki. A że ministrowi strasznie dostało się za kilka głupich słów? Cóż, "gęba zawiniła, a w zadek biją".
Jak na sprawę jednej z najpotężniejszych osób w państwie (niektórzy mówią, że najpotężniejszej), losy wicepremiera Janusza Tomaszewskiego ważą się, nie wzbudzając powszechnych emocji. No bo i czym się emocjonować. Ludność u nas już na wszystko uodporniona. Lech Wałęsa miał być Bolkiem, Wiesław Chrzanowski - Spółdzielcą, Józef Oleksy był albo nie był Olinem, a i Jerzy Buzek miał być agentem. Nic nas nie zaskoczy. Może poza nie znoszącym sprzeciwu przekonaniem części prawicy, że lustracja jest niezbędna. Jeszcze niedawno sam tak uważałem, ale zaczynam dochodzić do przekonania, że się myliłem. Coraz wyraźniej bowiem widać, że jedyni, którzy współpracowali z komuną, to opozycjoniści, a lustracyjna operacja przypomina wzajemne wykańczanie się solidarnościowych elit. Wbrew oczekiwaniom wielu, lustracja nie oczyściła klimatu politycznego w Polsce, a ludzie gorzej niż na słowo "agent" reagują właśnie na słowo "lustracja". Czy politycy AWS powinni być zdziwieni, że ich pomysł na czystość w polityce zaczyna brudzić głównie ich, a dymisja coraz częściej jest ucieczką przed lustracją? Nie powinni - "kto w ul dmuchnie, temu pysk spuchnie". Społeczeństwo ma wrażenie, że politycy, głównie AWS, zarzynają się, a rządowi i koalicji i tak nie jest już łatwo, bo "do kogo serce raz tracimy, ten cokolwiek czyni, źle czyni". Czy cokolwiek może więc sprawić, że druga połowa kadencji tej koalicji i tego (albo trochę innego) rządu nie będzie tylko odliczaniem dni dzielących je od końca? "Wszystko można, tylko się w dupę ugryźć nie można".
Więcej możesz przeczytać w 36/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.