Zniewolony umysł

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z STEPHANE'EM COURTOIS i JEAN-LOUISEM PANNE, francuskimi historykami, autorami "Czarnej księgi komunizmu"
Bronisław Wildstein: - Jak powstał projekt "Czarnej księgi komunizmu"?
Jean-Louis Panne: - Pomysł miał wydawca, który publikuje serię poświęconą nazistowskim obozom koncentracyjnym. Postanowił porównać te obozy z łagrami, wydając książkę również na temat tych drugich. Pomysł przyjęliśmy z entuzjazmem: przecież zniknięcie Związku Sowieckiego nie powinno prowadzić do zaniku refleksji nad komunizmem. Ten system trzeba analizować w perspektywie historycznej, a problemem centralnym jest sprawa terroru.
- Czy otwarcie archiwów w krajach postkomunistycznych miało znaczenie dla waszej pracy?
Stephane Courtois: - W innych warunkach nie byłaby ona możliwa. Mimo że to dopiero początek i wielka część archiwów jest jeszcze zamknięta, dzięki udostępnionym nam materiałom udało się dotrzeć do serca systemu. Trudno dziś kwestionować znane już wcześniej sprawy. Prawdę o terrorze potwierdzają dokumenty sporządzone przez jego animatorów i twórców. Komunizmem zajmuję się od dwudziestu pięciu lat. Ale ilekroć napisałem coś i opublikowałem, pytano: "Gdzie są dowody? Świadkowie? Ależ oni nie są wiarygodni!". Dziś to już nie jest możliwe. Kiedyś atakowano mnie na przykład za opublikowanie danych o negocjacjach między francuską partią komunistyczną a nazistami w Paryżu w 1940 r. Teraz w Moskwie można przeczytać 80 stron relacji na ten temat, łącznie z porozumieniem politycznym zawartym w wyniku tych rokowań.
- Największe poruszenie w środowisku francuskiej lewicy wywołał wstęp do "Czarnej księgi" napisany przez Stephane?a Courtois, a zwłaszcza porównawcza analiza komunizmu i nazizmu...
SC: - Podobieństwa między komunizmem a nazizmem są oczywiste. Już przeszło sześćdziesiąt lat temu, czyli po przejęciu władzy przez nazistów, we Francji i w innych krajach pojawili się intelektualiści, którzy zaczęli porównywać oba te systemy. Precyzyjnie mówili o totalitaryzmie (używając tego pojęcia), chociaż nie istniała jeszcze teoria tego systemu. Analizowali podobieństwa obu dyktatur. Po wojnie powstała szczegółowa teoria totalitaryzmu, do czego przyczyniła się zwłaszcza Hannah Arendt. Zabawne wydają się w związku z tym wspomniane wcześniej polemiki, zwłaszcza że dotyczą dwóch stron wstępu w książce liczącej ich osiemset trzydzieści. Jest oczywiste, że oburzyło to komunistów, dziwi, iż poruszyło niemal całą lewicę. Trzeba jednak pamiętać, że przez dziesiątki lat zdążyła ona nasiąknąć komunistyczną propagandą, a poza tym podstawowym kierunkiem lewicowego zaangażowania jest we Francji walka ze skrajną prawicą Le Pena. Swoją książką przypomnieliśmy lewicy, że w jej obozie działają ci, którzy dopuścili się okrucieństw porównywalnych do nazistowskich.
JLP: - W polemikach ujawnia się strategia negacji komunistycznych zbrodni. Polemiści podejmują jeden problem poruszony przez Stephane?a we wstępie i zmieniają jego sens, usiłują sprowadzić go do absurdu. Po to, by w ten sposób przesłonić zawartość książki.
SC: - Za całym tym hałasem wokół porównania dwóch totalitaryzmów kryje się teza, że nazizm popełnił straszliwe i niemożliwe do usprawiedliwienia zbrodnie, natomiast jeśli przydarzyły się one komunizmowi, można je jakoś usprawiedliwić. W efekcie nazizm należy potępić ostatecznie, natomiast komunistom można pobłażać.
- Primo Levi, wybitny pisarz włoski, więzień Oświęcimia, powiedział (opinię tę często powtarzali potem przeciwnicy szukania analogii między totalitaryzmami), że nazizmu bez obozów śmierci nie można sobie wyobrazić, natomiast komunizm bez obozów koncentracyjnych - można.
SC: - Myślę, że jest wielu ludzi nie potrafiących wyobrazić sobie również komunizmu bez obozów koncentracyjnych, masowych egzekucji i deportacji. Zapytajmy o to Bałtów, Polaków z terenów wschodnich, Gruzinów, Inguszów czy Tybetańczyków. Zresztą nadal istnieje system komunistyczny z obozami koncentracyjnymi w Chinach, Korei Północnej czy Wietnamie.
JLP: - Rozluźnienie terroru i kontroli społeczeństwa prowadzi do tego, że komuniści szybko tracą władzę. Przydarzyło się to Gorbaczowowi, co oznacza, że komunizm jest możliwy wyłącznie w warunkach terroru - mniej lub bardziej drastycznego. Kiedy przestaje dysponować takimi narzędziami, błyskawicznie się załamuje. Zdarzyło się to na przykład w Polsce, gdy komuniści zaczęli iść na kompromisy.
SC: - Korzystając ze świeżo otwartych archiwów moskiewskich, Nicolas Werth bezdyskusyjnie udowodnił w naszej książce, że terror zainicjował sam Lenin już w momencie zdobycia przez bolszewików władzy. CzeKa powołano, by zniszczyła wszystkich przeciwstawiających się systemowi. Trudno dziś podtrzymywać legendę wykreowaną przez Chruszczowa, jakoby za terror odpowiedzialny był wyłącznie Stalin.
- Polemiści używali przecież jakichś argumentów...
SC: - Właściwie sprowadzały się one do deklaracji, że niedopuszczalne jest porównanie komunizmu z nazizmem, gdyż idee komunizmu były szlachetne. Tyle że prawie wszystkim ideologiom przyświecają szlachetne ideały i pragnienie szczęścia ludzkości. Lenin mało pisał o szczęściu ludzkości, a prawie wyłącznie o potrzebie wojny domowej, dyktaturze proletariatu i likwidacji "wstecznych" klas: burżuazji, chłopstwa, ówczesnych elit. Gdy czytamy ideologów chińskiego i kambodżańskiego komunizmu i opowiada się nam, że ideał komunizmu to miłość i szczęście ludzkości, można odnieść wrażenie, że wkroczyliśmy w świat absurdu.
- Dziesięć lat temu głośna była tzw. debata historyków niemieckich. Zainicjowała ją książka Ernsta Noltego, który pisał o europejskiej wojnie domowej i zastanawiał się, na ile zdobycie władzy przez bolszewików mogło wpłynąć na powstanie nazizmu.
JLP: - Z perspektywy naszej książki istotna jest debata "intencjonalistów" i "funkcjonalistów". Pierwsi sądzą, że eksterminacja Żydów była od początku przez nazistów zaplanowana. Drudzy uważają, że doprowadziła do tego dynamika systemu. Podobny problem mamy z komunistami: wiele wskazuje na to, że terror i eksterminację przeciwników brano pod uwagę od samego początku. W moskiewskich archiwach Nicolas Werth znalazł zapis rozmowy między Feliksem Dzierżyńskim a rosyjskim socjaldemokratą Rafaelem Abramowiczem (we wrześniu 1917 r.). Dzierżyński twierdził, że najprościej byłoby eksterminować burżuazję, aby zmienić relację sił między klasami. Użył słowa "eksterminować". Mamy więc prawo się zastanawiać, czy zbrodnia od początku nie była wpisana w projekt bolszewików.
- Wasza książka wzbudziła ogromne zainteresowanie w Europie. Czy dyskusja wokół niej we wszystkich krajach przebiegała podobnie?
SC: - Komuniści i komunizująca lewica wszędzie powtarzają te argumenty, które wytoczono już we Francji. Twierdzą, że zbrodni komunistycznych nie można uznać za zbrodnie przeciwko ludzkości. Komunizm mógł popełniać zbrodnie, ale nigdy zbrodni przeciwko ludzkości, a zwłaszcza nie dopuścił się ludobójstwa. Interesujące były natomiast różnice w odbiorze książki, ukazujące odmienne doświadczenia poszczególnych krajów z komunizmem.
- Gdzie "Czarna księga komunizmu" wzbudziła największą niechęć?
SC i JLP: - We Francji.

JLP: - I być może - jednak z nieco innych powodów - w Hiszpanii. Wielka część elit tamtego kraju, która popierała frankizm, po jego upadku stanęła po stronie komunizmu. "Czarna księga komunizmu" jest dla nich bardzo niewygodna, dlatego jej pojawienie się zostało świadomie przemilczane.


Stephane Courtois: "Za hałasem wokół porównania dwóch totalitaryzmów kryje się teza, że nazizm należy potępić ostatecznie, natomiast komunistom można pobłażać"


SC: - W Hiszpanii nikt nie chce mówić o wojnie domowej, o frankizmie. Kraj ten cierpi na swoistą amnezję. Hiszpanie skupiają się na konsolidowaniu demokracji, więc nie chcą wspominać o bolesnej przeszłości. Ustaliła się równowaga między byłymi frankistami a lewicowcami i wszyscy boją się jej naruszenia. Kiedyś z pewnością Hiszpanie - jak wszystkie narody - będą musieli się rozliczyć z własną przeszłością.
JLP: - To całkiem oczywiste, że najostrzej zaatakowano nas we Francji. Książka Fran˜ois Fureta "Przeszłość pewnej iluzji", a potem nasza praca, zakwestionowały samą ideę rewolucji, fundament myślenia marksowsko-bolszewickiego. Jest to również punkt centralny mitologii rewolucyjnej, którą żywiła się lewica we Francji. Kiedy więc ukazujemy zbrodniczy wymiar rewolucji, ludzie należący do tej tradycji reagują agresją i odrzuceniem faktów. Zwłaszcza gdy pyta się, jak można akceptować tradycję wojny domowej, terroru i dyktatury.
SC: - Kilka tygodni po opublikowaniu "Czarnej księgi" w "Le Figaro" zamieszczono rozmowę z panią Thorez, wdową po byłym szefie Francuskiej Partii Komunistycznej. Stwierdziła, że relacje o zbrodniach komunistów to kłamstwa, a Stalin był dzielnym człowiekiem. Powszechnie uznano, że wypowiedź ta była zabawna. Tymczasem, gdyby ktoś tak znany jak ta pani powiedział to samo o zbrodniach nazizmu, natychmiast trafiłby przed sąd z paragrafu zakazującego negować nazistowskie zbrodnie. Mit rewolucyjny jest jednym z fundamentów współczesnej kultury francuskiej. Po ukazaniu się naszej książki Bernard-Henri Levy napisał (w dodatku tygodniowym dziennika "Le Monde"), że w Stanach Zjednoczonych istnieje klauzula najwyższego uprzywilejowania w sensie ekonomicznym, we Francji zaś klauzula największego uprzywilejowania ideologii rewolucyjnej. Określenie "rewolucyjny" odbierane jest jako synonim tego, co pozytywne. Wielkie przedsiębiorstwa we Francji wykorzystują w reklamie pozytywne konotacje tego słowa. Gdy kilka lat temu państwowa loteria zorganizowała kampanię reklamową nowej gry, na afiszach wielkiemu napisowi "Rewolucyjne!" towarzyszyły równie wielkie fotografie Marksa, Stalina i Mao Tse-tunga. Na Zachodzie ludzie nie wiedzą, jaką tragedią był komunizm w Rosji, Chinach i Europie Wschodniej. Jedynym synonimem zła w XX w. jest dla nich Hitler i jego system. Nawet teraz, gdy mówimy o Kosowie, ludzie nazywają MilosŠevicia Hitlerem. Zapominają, że był on pierwszym sekretarzem partii komunistycznej i robiąc to, co robi, mieści się doskonale w tej roli.
- Wspominali panowie o oczarowaniu intelektualnego środowiska Francji, zresztą nie tylko intelektualnego, ideami i praktyką komunizmu. Był on "opium intelektualistów" - jak to określił Raymond Aron. Dlaczego tak się stało?
JLP: - Zaczęło się to mniej więcej dziesięć lat po rewolucji bolszewickiej. Dobrym przykładem jest tu wybitny pisarz Romain Rolland. Na początku był krytyczny, ale stopniowo, wraz z narastaniem nienawiści do burżuazyjnego społeczeństwa, zbliżył się do komunistów. Zaczął wychwalać reżim. Rolland był postacią znaczącą, stał się więc dla komunistów interesującym obiektem. Zorganizowali strategię pozyskiwania go, podesłali mu nawet czarującą kobietę, Marię Kudaszową. To wprawdzie jednostkowy przykład, ale pokazuje różne elementy składające się na kreację prokomunistycznej postawy. W sumie elity francuskie zaakceptowały przekonanie, że jedynie postawa rewolucyjna jest godna człowieka, którego celem jest szczęście ludzkości. W Paryżu żyła duża grupa emigrantów z Rosji, pisarzy. Próbowali oni ostrzec opinię publiczną we Francji i na Zachodzie przed tym, co dzieje się w ich kraju, ale ich wystąpienia w 1928 r. francuscy koledzy po prostu zignorowali. W tym czasie zaangażowali się głównie w obronę Sacca i Vanzettiego, anarchistów skazanych w USA. Intelektualiści francuscy wybrali walkę przeciwko kapitalizmowi i burżuazji, a swojemu losowi pozostawili prześladowanych rosyjskich kolegów. Lata 1927-1928 są okresem zmiany nastawienia francuskich elit - zaczęły sympatyzować z komunizmem i Związkiem Sowieckim. Odgrywały w tym pewną rolę korzyści osobiste. Przed francuskim autorem publikującym dotychczas w niewielkich nakładach nagle otwierał się rynek sowiecki - ogromne nakłady i wpływy z tytuły praw autorskich. Równie ważna była możliwość zdobycia rozgłosu i uznania. Sympatyk komunizmu trafiał na sceny przed tysiące zachwyconych odbiorców. Miał na swe usługi wielką propagandę i był wielbiony przez masy. Teren był już przygotowany, gdy władzę w Niemczech przejął Hitler ze swoim otwarcie antykulturalnym programem. Odrzucenie nazizmu często wiązało się z wpadnięciem w objęcia komunizmu. Przystąpienie do Frontu Ludowego stało się prostą konsekwencją tej sytuacji. Bycie intelektualistą ewokowało powszechnie przyjmowaną kategorię "postępowości", czyli specyficznie, rewolucyjnie pojmowanej idei ewolucji społecznej. We Francji bycie intelektualistą z definicji oznaczało przynależność do lewicy. Oczywiście nie było to prawdą. Istnieli przecież intelektualiści prawicowi lub tacy, którzy nie mieścili się w tych podziałach. Najbardziej wpływową, głośną i obecną w mediach grupą, która opanowała uniwersytety, byli jednak prokomunistyczni lewicowi intelektualiści.


Jean-Luis Panne: "Na początku lat 80., wskutek strategii Mitterranda, wydarzeń w Polsce i wojny w Afganistanie, komuniści zaczęli gwałtownie tracić wpływy i znaczenie"

SC: - Dodać jeszcze trzeba, że intelektualiści są bardzo wrażliwi na władzę. W pewnym momencie komunizm stał się potężną siłą w wymiarze międzynarodowym, zaś od 1936 r., a zwłaszcza po wojnie, także we Francji. Intelektualiści byli zafascynowani potęgą i bezwzględnością tego systemu, a także uwrażliwieni na robotniczą demagogię komunizmu. Burżuazja miała schodzić z areny dziejów, aby ustąpić miejsca klasie robotniczej, do której intelektualiści winni się przyłączyć. Akces stwarzał złudzenie wpływu, a co najmniej uczestnictwa w wielkim spektaklu dziejowym i łechtał ambicje intelektualistów. Zawsze istniało wielu świadków zbrodni sowieckiego systemu, a po 1945 r. ich liczba się zwielokrotniła. Dziesiątki tysięcy żołnierzy armii Andersa, którzy przeszli Gułag, relacjonowało to ze szczegółami. Wszystkich ich jednak zagłuszyła gigantyczna machina propagandy sowieckiej i komunistycznej. Tym, którzy próbowali się temu przeciwstawić, groziło skazanie na publiczne nieistnienie. Albert Camus, jeden z najsłynniejszych pisarzy i intelektualistów francuskich, który po wojnie miał odwagę mówić prawdę, został nieomal zmarginalizowany, przesłonięty postacią Sartre?a. To Sartre w 1949 r. czy 1950 r. powiedział: "Wszyscy antykomuniści to psy". W konsekwencji oznaczało to, że powinni oni być zabici jak psy.
- Kiedy środowiska intelektualne zerwały z komunizmem?
SC: - Myślę, że przełomem była sowiecka agresja w Afganistanie, a potem prezydentura Mitterranda, który umiejętnie osłabiał znaczenie komunistów.
JLP: - W chwili agresji na Afganistan Georges Marchais, pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Francji, który przebywał właśnie w Moskwie, w programie telewizyjnym poparł Związek Sowiecki. To było już trudne do zaakceptowania. Istotne znaczenie w zmianie klimatu intelektualnego we Francji miało też powstanie "Solidarności", a potem próba jej likwidacji z pomocą stanu wojennego. Wielki front poparcia "Solidarności" doprowadził do izolacji komunistów. Pozycją komunistów we francuskim środowisku intelektualnym poważnie zachwiała publikacja w połowie lat 70. "Archipelagu Gułag" Aleksandra Sołżenicyna. Stopniowo komuniści zaczęli jednak odzyskiwać wpływy. Dopiero na początku lat 80., wskutek strategii Mitterranda, wydarzeń w Polsce i wojny w Afganistanie, komuniści zaczęli gwałtownie tracić wpływy i znaczenie. Proces ten zahamowało dojście do władzy Gorbaczowa. Miał on zreformować komunizm i wreszcie doprowadzić do zapanowania jego czystej, właściwej formy. Groteskowe jest to, że wielu dawnych sympatyków komunizmu podróżuje obecnie do Rosji i wracają stamtąd przerażeni. Zapominają o siedemdziesięciu latach komunizmu, a za dzisiejszą katastrofę winią drapieżny kapitalizm, który w Rosji nie istnieje. Przez te siedemdziesiąt lat likwidowano elity społeczne, niszczono wieś, rujnowano gospodarkę i środowisko naturalne, lecz nie chce się o tym pamiętać. To było również jedną z przyczyn wydania tej książki. 


Przygotowane dla "Wprost" i publikowane na łamach naszego tygodnika rozmowy Bronisława Wildsteina z najwybitniejszymi intelektualistami przełomu XX i XXI wieku ukażą się nakładem wydawnictwa Świat Książki.
Więcej możesz przeczytać w 36/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.