Kampania odrzuconych

Kampania odrzuconych

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rwa kulszowa paraliżuje nieznośnym bólem cały organizm
Atakuje zwykle ludzi w podeszłym wieku. Jewgienija Primakowa powaliła jeszcze wiosną tego roku, kiedy pełnił funkcję premiera. Leczył się potem długo w Szwajcarii. Nie do końca skutecznie. Siedzibę sztabu bloku wyborczego Cała Rosja-Ojczyzna opuszczał w tych dniach, podpierając się laską. Ale nie wyglądał na człowieka przygniecionego ciężarem lat i chorób towarzyszących wiekowi. Sześćdziesięciodziewięcioletni były premier właśnie ogłosił swój triumfalny powrót do wielkiej polityki. Tym razem w roli lidera najbardziej liczącego się bloku wyborczego dzisiejszej Rosji.
Primakow ma poprowadzić do zwycięstwa w grudniowych wyborach parlamentarnych Całą Rosję i Ojczyznę - połączone ugrupowania regionalnych przywódców i burmistrza Moskwy Jurija Łużkowa. Centrolewicowcy z Primakowem na sztandarach mają szanse stać się największą frakcją w przyszłej Dumie. Jeszcze zanim na czele bloku stanął były premier, prawie jedna trzecia Rosjan wyrażała gotowość głosowania na kandydatów Całej Rosji-Ojczyzny. Primakow dorzucił do tej puli niemal 20 proc. potencjalnych głosów swoich sympatyków. Jasno stwierdził: "Nie będę ukrywał, że rozważam możliwość udziału w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Ale to będzie zależało od sytuacji politycznej, od nastrojów i stopnia poparcia moich wyborców". I właśnie tutaj były szef wywiadu zagranicznego trochę kręci, bo wie doskonale (potwierdzają to wszystkie sondaże), że gdyby wybory głowy państwa odbywały się dzisiaj, to zwyciężyłby właśnie on. Zdecydowanie i bezwarunkowo.
"Nie musielibyśmy żałować pieniędzy wydanych na specjalistyczny sprzęt medyczny zainstalowany w prezydenckich rezydencjach" - ze zgryźliwością piszą niezbyt życzliwi mu felietoniści. Zarazem starają się zrozumieć siłę osobowości Primakowa i jego publicznego oddziaływania. Odpowiedź znaleziono prostą: po latach eksperymentów - najpierw pierestrojki, potem tzw. reform rynkowych - Rosjanie są już zmęczeni koniecznością ciągłego dokonywania wyborów. W ankiecie z pytaniem: "Kto z rosyjskich działaczy politycznych XX wieku był postacią najwybitniejszą?", mniejszość wymieniała Lenina, Stalina, Gorbaczowa, Sacharowa i Stołypina. Najwięcej sympatyków miał Leonid Iljicz Breżniew. "Czy zauważyliście, że Primakow z każdym dniem nawet fizycznie zaczyna przypominać Breżniewa? Breżniew i jego primakowska inkarnacja odradza w człowieku post- sowieckim mit o złotym wieku, o spokojnym zastoju, stabilizacji i kiełbasie za dwa dwadzieścia" - mówi politolog Andriej Piontkowski. A do tego jeszcze Primakow wypowiada zdania, które od czasów Stalina mile łechcą obywatelskie uszy: "Zwolnimy więzienia dla tych, których tam posadzimy za przestępstwa gospodarcze".
W publicznym obiegu najczęściej pojawia się nieco mitologiczny wizerunek byłego premiera. Primakow jawi się jako wybitny uczony, ekonomista, agent wywiadu, dyplomata, niemalże ojciec narodu. Coś w rodzaju rosyjskiego Gandhiego albo de Gaulle?a. Odważnie wypowiedział wojnę bandyckiemu kapitalizmowi, oligarchiom i korupcji. Kiedy Jelcyn dymisjonował wiosną premiera Primakowa, większość sił politycznych i obywateli potraktowała to jako akt politycznego awanturnictwa. Prezydent, cieszący się wówczas ledwie dwuprocentowym poparciem, odwoływał szefa rządu, którego działalność satysfakcjonowała 63 proc. społeczeństwa.
Primakow zawsze utrzymywał się na fali. Żaden z politycznych kataklizmów ostatnich kilkunastu lat nie oznaczał dla niego konieczności chwilowego nawet odejścia na peryferie polityki. On zawsze awansował. W latach pierestrojki był zastępcą członka Biura Politycznego KPZR. Zaraz po puczu Janajewa w 1991 r. stanął na czele wywiadu zagranicznego, który powstał w wyniku podziału KGB. Nie usunął się w cień, jak zwykli robić szefowie służb specjalnych, a nawet uczynił z wywiadu narzędzie pomagające posuwać się do przodu. Jeszcze na początku lat 90. zadał poważny cios ówczesnemu ministrowi spraw zagranicznych Andriejowi Kozyriewowi. Resort, którym Primakow kierował, zaczął publikować opracowania swoich zespołów analitycznych. Najgłośniejsze dotyczyło zagrożeń związanych z rozszerzeniem NATO na Wschód. Oczywiście, wnioski analityków wywiadu diametralnie różniły się od poglądów reprezentowanych przez MSZ i od linii, której trzymał się w swojej polityce zagranicznej szef dyplomacji Kozyriew. Kiedy w 1996 r. minister został odwołany, jedynym odpowiednim kandydatem na jego miejsce okazał się właśnie Jewgienij Maksymowicz, chociaż formalnie nigdy o to stanowisko nie walczył. I nikt nie mógł mu zarzucić, że osiągnął to za pomocą krętactw i podstępów. Podobnie było przed rokiem.

Dla rosyjskich liderów wybory do Dumy będą tylko etapem w walce o najwyższą godność w państwie

Po sierpniowym krachu gospodarczym nie było lepszego kandydata na premiera. Primakow okazuje się potrzebny, a może nawet niezastąpiony w chwilach trudnych dla państwa i jego potencjonalnych konkurentów. W przyszłym roku prawidłowość może się powtórzyć, kiedy Rosjanie będą wybierać prezydenta. Na pierwszym posiedzeniu Dumy po grudniowych wyborach Primakow najprawdopodobniej zostanie na początek przewodniczącym niższej izby rosyjskiego parlamentu. Nie ulega wątpliwości, że nawet jeśli Cała Rosja-Ojczyzna nie zdobędzie większości mandatów, to w każdym razie okaże się jedną z najpotężniejszych frakcji.
Na czele koalicji walczących o miejsca w Dumie stanęli byli szefowie rządu. Słusznej Sprawie - prawicowemu ugrupowaniu, które chce zdobyć głosy nowej Rosji, ludzi zamożnych i klasy średniej - przewodzi najmłodszy w historii rosyjski premier Siergiej Kirijenko. Do Jabłoka, kierowanego przez wiecznego opozycjonistę i czołowego liberała Grigorija Jawlińskiego, przyłączył się w tej kampanii Siergiej Stiepaszyn, ostatnia ofiara politycznych roszad prezydenta Jelcyna. Były szef kontrwywiadu i resortu spraw wewnętrznych premierem był niespełna trzy miesiące. Do historii przejdzie jako pierwszy szef gabinetu, który nie popełnił żadnego widocznego błędu. Musiał odejść, bo taka była wola władcy. Jelcyn uznał Stiepaszyna za dobrego premiera i pozbawił go stanowiska, bo "należy przeprowadzić zmianę politycznej konfiguracji w okresie przedwyborczym". Odtrącony przez prezydenta faworyt poczuł się upokorzony, zamknął się w służbowej daczy i walczył z wewnętrznymi problemami w czysto rosyjski czy - jak precyzowano dla większej ścisłości - "jelcynowski sposób". Już wtedy ze stanu upojenia zaczęli byłego premiera wyprowadzać kolejni stukający do jego drzwi przedstawiciele wyborczych koalicji, bo Stiepaszyn, jak każdy, kogo Jelcyn w ostatnim czasie odrzucił, zyskał niemałą popularność.
Dla wszystkich politycznych liderów wybory do Dumy to tylko etap w starciu o najwyższą godność w państwie. Prawdziwą władzę w Rosji sprawuje ten, kto zasiada na Kremlu. W otoczeniu Jelcyna zainteresowanym zachowaniem wpływów zawsze mówiono o konieczności budowy partii władzy. Przez pewien czas rolę tę odgrywał Nasz Dom Rosja, kierowany przez zawsze lojalnego wobec "cara Borysa" Wiktora Czernomyrdina. Teraz na Kremlu zdano sobie sprawę, że ważniejsze od powołania partii władzy byłoby jednak to, by władza dobrze rozegrała swoją najważniejszą partię. Borys Jelcyn postawił na Władymira Putina. Jeśli nie zmieni zdania, to w przyszłym roku do ostatecznego starcia mogą przystąpić dwaj byli szefowie służb specjalnych. Jewgienij Primakow zachował wpływy w wywiadzie zagranicznym. Pracują dla niego analityczne służby resortu. Putinowi jedna z gazet dorysowała niedawno bródkę i wąsy Dzierżyńskiego. Kopia niczym nie różniła się od oryginału. Primakow odradza nostalgię po breżniewowskiej stabilizacji, a niezbyt znany publicznie Putin przyciąga swoją zagadkowością i emanującym z niego zdecydowaniem. Który z nich wygra, to sprawa drugorzędna. Inną, niezbyt wesołą refleksję wywołuje to wszystko w światłych umysłach: co udało się osiągnąć nowej Rosji, skoro jej obywatele wciąż wybierają między różnymi wcieleniami przeszłości?

Więcej możesz przeczytać w 36/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.