Muzeum przyszłości

Muzeum przyszłości

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z prof. ANDRZEJEM ROTTERMUNDEM, historykiem sztuki, muzeologiem, dyrektorem Zamku Królewskiego w Warszawie
Magdalena Jarco: - Z opublikowanej przez nas listy pięćdziesięciu ginących obiektów cywilizacji ("Atlantyda XX wieku", nr 32) wynika, że coraz większej liczbie świadectw przeszłości grozi zagłada. Czy ludziom potrzebne są dziś zabytki?
Andrzej Rottermund: - To zasadne pytanie zadajemy sobie zbyt rzadko. Obserwuję jednak, iż coraz więcej ludzi rozumie, że jeżeli narody tracą pamięć, grozi im utrata istnienia, tradycji, kultury. Przekonują o tym konflikty wojenne. Z premedytacją zabytki niszczono w czasie II wojny światowej, ostatnio zaś podczas walk na Bałkanach. Niszczono je, chcąc zniszczyć naród. Coraz częściej zabytki przynoszą też korzyści ekonomiczne. Tam, gdzie są najwspanialsze zamki, pałace czy galerie, ruch turystyczny jest największy. A rozwój turystyki to pieniądze dla miast, samorządów lokalnych, biznesu...
- W ten sposób zabytkowe obiekty się komercjalizują.
- Muzea, podobnie jak wszystkie instytucje publiczne, ewoluują. Pierwsze formacje muzealne w XV w. i XVI w. służyły głównie podkreślaniu prestiżu dworu monarszego. Sto, dwieście lat później, gdy wznoszono wielkie rezydencje królewskie, zbiory i kolekcje służyły szkolnictwu artystycznemu. W wieku XIX powstały muzea, których głównym celem było podnoszenie świadomości narodowej. Pomagały w podtrzymywaniu jedności narodów. Dziś muzea zaczynają czerpać z doświadczeń tzw. parków tematycznych, czyli obszarów, na których zgromadzono atrakcje dla publiczności.
- Jak amerykański Disneyland?
- Nie tylko. W Europie, zwłaszcza w Anglii i Francji, wykształciły się nowe formy tego typu rozrywki, niekoniecznie kiczowate. Nowoczesne muzea powinny czerpać z doświadczeń parków tematycznych, między innymi zadbać o perfekcyjną obsługę zwiedzających, wizyta musi pozostać w pamięci jako sympatyczne przeżycie. Ważna jest zwięzłość i prostota w podawaniu informacji, wciąganie publiczności w przygodę. Wreszcie próba angażowania wszystkich zmysłów. Pozoruje się historyczne otoczenie, wprowadza ludzi w strojach z danej epoki, organizuje pokazy filmowe, otwiera tematyczne bary, restauracje. Aby odwiedzający miło wspominali pobyt w danym muzeum, trzeba zlikwidować obostrzenia peszące zwiedzających. Można zainstalować elektroniczny system ochrony eksponatów, rezygnując ze strażników, a na twarzy bileterki powinien się pojawić uśmiech zamiast groźnej miny. Barierą dla zwiedzających bywają też kapcie. W nowoczesnym muzeum powinny być bary, restauracje i inne miejsca, gdzie można wypocząć. Wielkie muzea to przecież kilometry do przemierzania.
- Muzeum przyszłości stanie się nie tylko miejscem edukacji i odpoczynku, ale i spotkań towarzyskich?
- W Kanadzie czy Skandynawii już powstają takie muzea. Są centrami życia towarzyskiego małych miast. Ponieważ ważna jest też zwięzłość i prostota informacji, angażowanie publiczności, dla młodzieży przygotowuje się symulacje wydarzeń historycznych - koronacji, obrad sejmowych.
- W wielu muzeach w przedstawianie historii zaprzęgnięto technikę. IBM skomputeryzował zbiory Ermitażu, co umożliwia opracowanie indywidualnej trasy zwiedzania. Przeciwnicy techniki chcą jednak "czystych zabytków"...
- We wszystkim niezbędny jest umiar. Przewagą muzeum nad parkiem tematycznym jest jego oryginalność. To ona fascynuje, przyciąga. Przeżycia zwiedzających wynikają nie z obcowania z techniką, lecz z bezpośredniego kontaktu z kulturą. Ideałem jest, by w specjalnych pomieszczeniach bibliotecznych zwiedzający mogli przejrzeć komputerowo kolekcję i przygotować się do bezpośredniego kontaktu ze sztuką. Nowa technologia może pomóc w poznawaniu zabytku, ale nie może go zastąpić. Nie wierzę, że w przyszłości będziemy siedzieć w domu i na ekranie komputera oglądać obrazy mistrzów i to nam wystarczy.


Nowa technologia może pomóc w poznawaniu zabytku, ale nie może go zastąpić

- Coraz więcej Polaków odwiedza największe muzea i galerie na świecie. Ich wymagania wobec rodzimych placówek rosną. Wyprawa do muzeum to nie tylko możliwość obcowania ze sztuką, ale i okazja do zjedzenia dobrego obiadu w przymuzealnej restauracji, kupienie ciekawych pamiątek lub albumu z wystawy. Jak nasze muzea radzą sobie z rosnącymi wymaganiami zwiedzających?
- To bardzo poważne i kosztowne wyzwanie. Na razie dorównujemy Zachodowi pod względem zabezpieczenia dzieł sztuki. Staramy się instalować najnowocześniejsze systemy antywłamaniowe, przeciwpożarowe. Natomiast sprowadzanie arcydzieł do Polski jest prawie niemożliwe. Koszty ubezpieczeń, transportu są gigantyczne. Nasz kraj nigdy nie funkcjonował też w wielkim obiegu muzealnym. Luwr z łatwością pożycza eksponaty od nowojorskiego Metropolitan. My nie mamy takiej pozycji. Gdy świat dostrzeże wartość polskiej sztuki, staniemy się partnerem. Próbą taką jest zorganizowana wspólnie z Wawelem wystawa sztuki polskiego baroku w USA. Gorzej jest z infrastrukturą. W miarę możliwości otwieramy restauracje, sklepy muzealne. Muzea stają się centrami życia kulturalnego. To już nie tylko wystawy, ale i odczyty, programy muzyczne. Na wykłady w Zamku Królewskim przygotowujemy Salę Wielką, bo zjawia się ponad 350 osób. Coraz częściej otwarcie wystawy wiąże się z cyklem tematycznych odczytów.
- Oponenci zarzucają, że w poszerzających swą ofertę muzeach zbiory niszczeją, zaś dziełom mistrzów odbiera się aurę elitarności.
- Muzea powinny żyć. Zamek Królewski żyje od siódmej rano do pierwszej w nocy. Nim wejdą pierwsi zwiedzający, przyjmujemy dzieci na lekcje muzealne - przychodzi ich rocznie ok. 100 tys. W lecie coraz więcej placówek, podobnie jak Zamek, jest otwartych codziennie. Wieczorami organizowane są koncerty, odczyty, odbywają się inauguracje festiwali czy przynoszące dochód imprezy komercyjne. Minimalizowaniu zniszczeń służy nowoczesna technologia. Zmniejsza dystans fizyczny między widzem a obiektem, a także ułatwia kierowanie ruchem zwiedzających. Schönbrunn odwiedza w najgorętszym okresie 4-4,5 tys. osób dziennie. Po przejściu takiego tłumu na eksponatach osiada niewyobrażalna ilość kurzu. Codzienne usuwanie go z zabytkowych mebli czy tkanin powoduje ich niszczenie. W miesiącach wzmożonego ruchu turystycznego do Zamku Królewskiego wprowadzamy najwyżej 2-2,5 tys. osób dziennie.
- Większość polskich muzeów to placówki hermetyczne, w tradycyjny sposób prezentujące eksponaty. Co zrobić, by stały się przystępniejsze dla zwiedzających?
- Polskim muzealnikom trudno jest przełamać dziewiętnastowieczny model muzeum. Większość ma jednak świadomość potrzeby zmian, a to już połowa sukcesu. Należy też pamiętać, że wprowadzenie nowych urządzeń i ekspozycji jest bardzo kosztowne. Niektórzy pozyskują fundusze przez dzierżawienie części obiektu, ale nie zawsze jest to możliwe.


Park historii

Największe centrum popularyzacji nauki to paryskie Cité des Sciences et de l?Industrie w parku La Villette. Ten kompleks wystaw z niemal wszystkich dziedzin współczesnej nauki i techniki w niczym nie przypomina tradycyjnych muzeów. Eksponaty są w ruchu, a poznać je można przez animację lub przeprowadzając doświadczenia. Tu ogląda się odcisk stopy Armstronga, zwiedza replikę modułu stacji kosmicznej i patrzy na Ziemię z perspektywy kosmonautów. Dalej można skoczyć w nieważkość lub zważyć się na wadze wskazującej nasz ciężar na Ziemi, Księżycu, Marsie i Jowiszu.
Zapaleni maryniści w Muzeum Statku Vasa w Sztokholmie poznają historię, zamieniając się w konstruktorów okrętów wojennych. Poprawiają na przykład konstrukcję samej Vasy - największego okrętu wojennego siedemnastowiecznej Europy i jednego z największych w historii. Warto zajrzeć na lodołamacz i pływającą latarnię morską.
Museum of Naval Aviation na Florydzie to z kolei ponad 15 działów tematycznych o historii lotnictwa marynarki wojennej. Muzeum jest w pełni skomputeryzowane. Można w nim przeżyć wszystkie bitwy na południowym Pacyfiku, porozmawiać z największymi asami lotnictwa z II wojny światowej. Atrakcją jest najnowocześniejszy na świecie symulator lotów, umożliwiający uczestniczenie w operacji "Pustynna burza". Jedyny warunek to ukończone trzy lata i wykupiony bilet wstępu. Prawdę o cierpieniu i pomysłowość, z jaką bliźni uprzykrzali sobie życie, pokazuje paryskie Muzeum Torturowanych, usytuowane na miejscu dawnego Cmentarza Niewiniątek. Można tu przeżyć egzekucję, wcielając się w Ludwika XVI, doświadczyć wymyślnych katuszy jako torturowana madame de La Motte, wejść między dopalające się stosy trupów, ociekające krwią, tkwiące w katowskich rękach topory i nieszczęśników w butach hiszpańskich. Obejrzeć sceny wkręcania w czaszkę torturowanego metalowej śruby.
Trzęsienie ziemi czy wybuch wulkanu to specjalności Natural History Museum w Londynie. Zwiedzający rozpoczynają wędrówkę od spotkania "z żywiołami, które ukształtowały naszą planetę", podróżując na ruchomej platformie do środka obracającego się globu. Można obejrzeć stację monitorującą siłę trzęsienia ziemi lub doświadczyć związanych z nim przeżyć, kiedy drżą podłogi i ściany wokół nas. Za pośrednictwem interaktywnej technologii chłonie się tu wiedzę o zjawiskach natury - wulkanach, tornadach, lodowcach. Wiedza przychodzi nagle, zapamiętuje się wszystko - mówią z przejęciem zwiedzający.


- Wiele muzeów, nie tylko w Polsce, nie ma pieniędzy na pozyskiwanie nowych eksponatów, organizowanie spektakularnych wystaw.
- Dotąd nie powstał elastyczny system finansowania placówek kultury. Musimy płacić podatki od przygotowywanych imprez - mimo że dochód z nich w całości przeznaczamy na działalność statutową. Fakt, że jesteśmy zwolnieni z płacenia VAT, znaczy tylko tyle, iż nie obciążamy nim naszych usług. Nie możemy natomiast tego podatku odpisywać od wydatków. Gdyby to było możliwe, tylko w zeszłym roku Zamek Królewski zyskałby 600 tys. zł., kwotę wystarczającą na zorganizowanie znaczącej dla polskiej kultury wystawy. Będąc zakładami budżetowymi, polskie muzea nie mogą, jak choćby japońskie, zaciągnąć kredytu, mimo że mają pewny dochód, co jest rzadkością wśród instytucji działających w tym sektorze. Do Zamku Królewskiego przychodzi przecież co najmniej 400 tys. osób rocznie. Coraz trudniejsze jest też pozyskiwanie sponsorów - zniechęca ich do pomocy to, że nie mogą skorzystać z odpisów podatkowych. A przecież duży udział w finansowaniu największych światowych muzeów i galerii mają właśnie korporacje. W Anglii są to najczęściej media, w USA - firmy przemysłowe, a we Włoszech czy Austrii - banki.
- Czy Zamek Królewski w Warszawie można uznać za zabytek, skoro został zbudowany od podstaw?
- Bez wątpienia. Oryginalne jest bowiem wyposażenie wnętrz, fragmenty kamieniarki na przykład 60-70 proc. portali i obramień okiennych. Trudno znaleźć na świecie zabytek, który nie byłby przebudowany, a oryginalne elementy nie wymieniane. Wawel po I wojnie światowej był tak zniszczony, że trzeba było wymieniać wszystkie stropy, przekuwać portale. Japończycy rekonstruują swoje świątynie co 60-70 lat. O oryginalności zabytku świadczy nie tylko substancja, ale i historia, duch. Podobną historię jak nasz zamek ma na przykład zamek w Dreźnie czy drezdeński kościół Najświętszej Marii Panny.
- Jaki jest roczny koszt utrzymania Zamku Królewskiego?
- Nasz ubiegłoroczny bud- żet wynosił ok. 20 mln zł, z czego dotacja przekroczyła 14 mln zł, a wpływy własne - 6 mln zł. W tegorocznym na wydatki rzeczowe przyznano nam mniej pieniędzy, a potrzeby są gigantyczne. Zamek wymaga ogromnych prac konserwatorskich, na które brakuje funduszy. Gdybyśmy na inwestycje i remont pozyskali dodatkowo 20 mln zł rocznie, moglibyśmy dokończyć odbudowę zamku w ciągu dziesięciu lat.
- Na przykład arkad Kubickiego?
- Tak, ponadto ogrodów zamkowych, infrastruktury w otoczeniu zamku i pałacu Pod Blachą. Opracowany jest program zakończenia inwestycji. Szacujemy, że musimy zdobyć 200 mln zł. 

Więcej możesz przeczytać w 36/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.