Zdenerwowany kraj

Dodano:   /  Zmieniono: 
Konia z rzędem temu, kto mi udowodni, że Polska, gdzie tylu ludzi niezadowolonych, to atrakcyjna oferta dla zagranicznych gości
Nie dziwię się spadkowi zainteresowania zagranicznych turystów naszym pięknym (?) krajem. To nie tylko wina złych dróg, kradzieży samochodów, rozbojów, różnych małych i większych oszustw, braku skromnych, ale przyzwoitych kwater i hotelików. To wina klimatu, atmosfery, nie tej meteorologicznej. Nie trzeba zmysłu obserwacyjnego i wnikliwości, by spostrzec, że nie jest to kraj ludzi pogodnych, zadowolonych z tego, co odzyskali po latach utopii, utożsamiających się z własnym państwem, dbających o jego prestiż, powagę. Jest to kraj ludzi pogardzających tym, co mają, i wznoszących modły, by było lepiej za sprawą manny z nieba, a nie dzięki własnej postawie i pracy. Jest to kraj, w którym zjawiskiem normalnym jest jednoczesne pielgrzymowanie do Rzymu i głosowanie na lewicę, sprytnie wykorzystującą zaległości Kościoła w edukacji ekonomicznej. Syndrom "wrogiego państwa opiekuńczego" trwa. Potęgującym się roszczeniom towarzyszy brak poczucia odpowiedzialności. Dalecy jesteśmy ciągle od solidnego wykonywania obowiązków, od pojmowania pracy jako swoistej służby społecznej.
Jesteśmy natomiast zdenerwowani, sfrustrowani, agresywni. Chyba połowę wypadków drogowych trzeba by przypisać agresji wynikającej ze złości, z irytacji, niezadowolenia. Oczywiście, wszystkiemu winne jest państwo, które ma wszystko dać i zapewnić wolność od obowiązków oraz odpowiedzialności. Ponieważ nie jest to możliwe i nie w takim kierunku rozwija się współczesne państwo i gospodarka, jesteśmy okropnie zdenerwowani i skłonni do wszelkiego rodzaju wykroczeń, które oczywiście powinny uchodzić bezkarnie. Inną postawą jest czekanie na Godota. Nie widać tych, którym chciałoby się coś zasiać. My mamy węgiel i nie będziemy się bawić w produkowanie jakiejś chińszczyzny. Istotną rolę w tworzeniu atmosfery zdenerwowania i stresu gra oczywiście kompromitująca słabość sceny politycznej i administracji. Degrengolada tzw. czołowej siły obecnej koalicji jest tego jaskrawym przykładem. To, co dzieje się w naszym życiu publicznym, jest pożywką dla tej części mediów, która poszukuje sensacji. Mamy atmosferę siania niepokoju, zamiast klimatu stabilności i umiarkowania. Tylko w nielicznych po europejsku redagowanych tygodnikach panuje klimat rzeczowości, niezbędnego dystansu, spokojnej analizy.
Dlatego, proszę Państwa, w trosce o normalność i higienę psychiczną staram się co roku wyjeżdżać samochodem do jakiegoś spokojnego, z grubsza normalnego kraju, gdzie ludzie się uśmiechają, są uprzejmi nie tylko wobec znajomych, gdzie można liczyć na zachowanie standardów i norm cywilizowanego życia. Nie podaję nazw tych krajów. Wiem jedno: przekroczywszy w ich kierunku granicę Polski, zaczynam się czuć bezpieczniej na drodze, jestem spokojniej i uprzejmiej obsługiwany i informowany, nawet gdy nie przynosi to moim rozmówcom żadnych korzyści. Droga będzie miała porządnie wymalowane (jakie to ważne w nocy!) środkowe i boczne pasy, a tak chamskich, przez nikogo nie naprawianych dziur prawie nie będzie. Nie będzie kłopotów ze znalezieniem przyzwoitego i bezpiecznego noclegu, choćby skromnego i taniego. Ludzie tam są spokojniejsi, na luzie, mimo że nie wszystkim wiedzie się świetnie. Dominuje w tych krajach, wcale nie tak bardzo od nas odległych, poczucie spokoju, klimat jakiejś obywatelskiej wspólnoty interesów.
Konia z rzędem temu, kto mi udowodni, że Polska - kraj ludzi niezadowolonych, agresywnych i ponurych - to atrakcyjna oferta dla zagranicznych gości! I nie wmawiajmy sobie, że problem rozwiąże jeszcze jeden pięciogwiazdkowy hotel.
Więcej możesz przeczytać w 37/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.