Naloty i podskoki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Francuscy rolnicy nie muszą kończyć w roli bezradnych frustratów. Muszą jednak znaleźć takie sposoby nawiązywania kontaktu z rzeczywistością gospodarczą, by im ona w podskokach nie uciekła
Francuscy rolnicy mają pretensje. Dzielą się one na pretensje krajowe i zagraniczne. Ostrze pretensji krajowych uderza w sieci hipermarketów, określanych we Francji mianem grandes surfaces, co znaczy "sklepy o dużej powierzchni". Rolnicy zarzucają im - z jednej strony - wymuszanie niskich cen skupu produktów spożywczych, a z drugiej - stosowanie tak wysokich marż, że ceny sprzedaży nie spadają, a zatem popyt na te produkty nie rośnie. Rolnicy nie mogą więc skompensować spadku cen skupu wzrostem obrotów. Innymi słowy, sprzedają ciągle mniej więcej tyle samo za coraz niższe ceny, co ich rujnuje.

Pretensje zagraniczne są wymierzone w Amerykanów. Światowa Organizacja Handlu uznała niedawno za uzasadnione ich decyzje o wprowadzeniu sankcji handlowych przeciwko Unii Europejskiej za to, że nie dopuszcza ona na swój rynek mięsa, pochodzącego z uboju tych zwierząt amerykańskich, których wzrost był sztucznie pobudzany hormonami. Unia twierdzi, że wpływ takiego "wzbogacania" mięsa na zdrowie konsumentów nie jest jeszcze dokładnie znany, więc lepiej nie ryzykować, dopóki się tego nie zbada. Przeważyła jednak argumentacja Amerykanów, że chodzi jedynie o pretekst służący zdławieniu wolnej konkurencji. Stany Zjednoczone obłożyły zatem wysokim cłem niektóre europejskie produkty spożywcze, m.in. sery, trufle, pasztety z gęsich wątróbek itp. Francuscy rolnicy dostają więc po kościach również z tej strony, ponieważ nagle zamyka się ważny i dochodowy kanał zbytu ich wytworów.
Przyczyny kłopotów są w obu wypadkach wbrew pozorom podobne. Wiążą się one z walką o duże rynki. W pierwszym wypadku, duże w skali krajowej, w drugim - duże w skali globalnej. Rolnicy są zbyt mali i rozdrobnieni, by narzucić tej walce reguły zgodne z ich interesami. Hipermarkety dysponują możliwością zbytu olbrzymiej ilości towaru naraz. Dlatego rolnik zrobi wszystko, zgodzi się na każdą obniżkę cen skupu, byle tylko jego miejsca w systemie dostaw dla grandes surfaces nie zajął inny gospodarz. Potem zaś wspólnie z innymi narzeka, że ceny skupu spadają. A już w początkach kariery Edouard Leclerc tłumaczył drobnym sklepikarzom, którzy oburzali się jego praktykami zbijania cen, żeby - zamiast marudzić - sami się zgrupowali i zbijali ceny, bo to wyjdzie na dobre i im samym, i konsumentom. Rolnicy są w innej sytuacji niż sklepikarze, ale główna myśl wypowiedzi Leclerca jest taka, że z mechanizmami ekonomicznymi trzeba sobie radzić, odwołując się do mechanizmów ekonomicznych, a nie do lamentowania.
Na razie rolnicy nie wymyślili reakcji ekonomicznej na poczynania hipermarketów, więc siłą próbują wymusić na nich działania nieekonomiczne. Na przykład producenci mleka robią grupowe "naloty" na takie sklepy, zwyczajnie ograbiając je z serów, jogurtów, masła i mleka, a następnie rozdając zdobycze zachwyconym klientom na parkingu. Wszystko pod hasłem: "Oddajemy wam to, co nam ukradły hipermarkety". Sklepowi ochroniarze przyglądają się temu ze stoickim spokojem, bo wiedzą, że nie ma sensu bić się z setką rolników, a poniesione straty stanowią nikły ułamek obrotów ich firmy. Takie formy nacisku nie mają cienia szans powodzenia.
Większe widoki na sukces mają tego typu presje na Amerykanów, bo rolnicy mają tu możliwość przemówienia do nich - bardziej lub mniej świadomie - językiem dla nich zrozumiałym, tj. językiem lobbingu. Kiedy Waszyngton wprowadzał sankcje przeciwko UE, najwyraźniej liczył na to, że rolnicze lobby zacznie naciskać na europejskie rządy, by ustąpiły w sprawie mięsa z hormonami, bo upór w tej kwestii narusza ich interesy. Tymczasem francuscy rolnicy wcale nie zaczęli wywierać presji na rząd, tylko dobrali się do skóry amerykańskim firmom- i to nie byle jakim, bo McDonald?sowi i Coca-Coli. Środki nacisku są różne - od manifestacji i bojkotu produktów, aż po demolowanie lokali, wylewanie przed nimi gnojówki i odstraszanie klientów na różne sposoby. Na przykład do McDonalda w Bergerac przybyła grupa rolników z cielęciem, kurami i stadem gęsi i zajęła lokal, stwarzając w nim atmosferę słodkiego rozgardiaszu. Nie wszystkim obecnym to się spodobało, ale wzięte na celownik firmy wyraźnie się zlękły. McDonald odstąpił od składania skarg przeciwko sprawcom szkód, a Coca- Cola zaczęła organizować spotkania z przedstawicielami rolników, by wytłumaczyć im, jak wiele korzyści przynosi jej działalność gospodarce francuskiej, z dumą podkreślając, że zatrudnia 2000 Francuzów i jest największym importerem francuskich buraków cukrowych. Jeszcze chwila, a zaczną tłumaczyć rządowi USA, żeby się tak nie upierał z tymi sankcjami, bo to szkodzi interesom firm amerykańskich... Gdyby tak się zastanowić, co mogłoby spowodować, żeby hipermarkety (i konsumenci) miały interes w zwiększeniu skupu lub w niezaniżaniu jego cen - szczęście byłoby blisko. Rolnicy wcale nie muszą kończyć w roli bezradnych frustratów wyśmiewanych przez prasę. Natomiast muszą znaleźć takie sposoby nawiązywania kontaktu z rzeczywistością gospodarczą, by im ona w podskokach nie uciekła.

Więcej możesz przeczytać w 37/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.