Łabędzi śpiew

Łabędzi śpiew

Dodano:   /  Zmieniono: 
Andrea Bocelli stał się bożyszczem tłumów na miarę Michaela Jacksona czy Celine Dion
Występ Andrei Bocellego, najsłynniejszego dziś tenora świata, w łódzkim Teatrze Wielkim wzbudził sensację nie tylko z powodu cen biletów, ale także dlatego, że rzadko występują w Polsce śpiewacy, którzy przeżywają akurat szczyt kariery. Częściej odwiedzają nas artystyczni rentierzy. Czterdziestojednoletni Bocelli, niewidomy od dwunastego roku życia, multiinstrumentalista (uczył się gry na fortepianie, flecie i saksofonie), absolwent wydziału prawa uniwersytetu w Pizie, stał się w la- tach 90. bożyszczem tłumów na miarę Michaela Jacksona czy Celine Dion.
Bocelli ogranicza swoje występy do kilkunastu w roku. Może sobie jednak na to pozwolić. Swoim śpiewem uczcił dwóchsetlecie przyjęcia oficjalnej flagi włoskiej oraz pięćdziesięciolecie powstania państwa Izrael. Śpiewał przed Janem Pawłem II i Billem Clintonem, występował zarówno z Claudio Abbado czy Zubinem Mehtą, jak i z Celine Dion bądź Michaelem Jacksonem. W zeszłym roku w Monte Carlo otrzymał World Music Award - po raz pierwszy jeden artysta dostał tę samą nagrodę za osiągnięcia "klasyczne" i w muzyce pop. Swój sukces zawdzięcza nie tylko wspaniałemu głosowi, ale przede wszystkim osobowości. Potrafi się zmieścić w konwencji operowej i zaśpiewać popowe hity. W tym roku śpiewał już m.in. na rozdaniu Oscarów, a 20 grudnia weźmie udział w ceremonii rozdania Nagród Nobla w Oslo. W Boże Narodzenie ma wykonać w Watykanie - na zaproszenie papieża - hymn nowego milenium, a samo nowe tysiąclecie powita na wielkim koncercie sylwestrowym w Nowym Jorku. Otrzyma za nie większe honorarium niż Pavarotti za podobny koncert w Wiedniu.
Mając tyle ważnych propozycji - nie licząc występów operowych - Bocelli odwołał zaplanowane wcześniej wrześniowe tournée po Europie. Miał śpiewać w ośmiu stolicach - wszędzie bilety były już wyprzedane. Nie odwołał tylko koncertu w Łodzi. - Wygraliśmy światowy przetarg - triumfował Janusz Pietkiewicz z impresariatu Unisono Arts. Bocelli ma do Polski sentyment, gdyż jest ojczyzną Jana Pawła II, z którym utrzymuje serdeczne kontakty. Interesował się naszą historią, a gdy jeszcze był pianistą, polubił muzykę Chopina. Dzięki szczególnemu stosunkowi do Polski Bocelli nie tylko zgodził się na występ w Łodzi, ale i na program specjalny - bezpośrednią transmisję telewizyjną w Jedynce. Prawdziwą sensacją jest jednak to, że na zakończenie koncertu zdecydował się zaśpiewać na balkonie dla tłumów zgromadzonych na placu przed teatrem. Bocelli wsparł też polskich artystów. Wraz z nim wystąpi- li - obok wschodzącej gwiazdy włoskiej sopranistyki Danieli Dessi - znany w Niemczech polski bas Andrzej Dobber oraz obiecująca mezzosopranistka Magdalena Idzik.
Idzik ma też otrzymać stypendium współorganizatora koncertu - Fundacji Promocja Talentu Ewy Czeszejko-Sochackiej. Fundacja, która opłaciła zagraniczne studia wielu młodych artystów, organizuje serię koncertów gwiazd (dawniej razem z Elżbietą Penderecką). Wystąpili na nich m.in. Mścisław Rostropowicz, Jessye Norman, Nigel Kennedy. Teraz obie panie działają osobno. Elżbieta Penderecka firmowała m.in. krakowski koncert Barbary Hendricks. Gwiazdy przyjeżdżały do Polski także na zaproszenie prof. Zbigniewa Religi - w Katowicach odbywały się koncerty z cyklu "Serce za serce". Pojedyncze występy, na przykład Luciano Pavarottiego, organizowane były z kolei przez niezależne impresariaty.
Właściwie powinniśmy się cieszyć, że Polska znalazła się już w normalnym obiegu artystycznym, że przyjeżdżają do nas najwybitniejsi śpiewacy i muzycy. Jeśli jednak mamy mieć normalność, trzeba gwiazdom normalnie, adekwatnie do ich wielkości, płacić. Wątpliwości budzą szczególnie koncerty połączone z akcjami charytatywnymi, kiedy sponsor płaci zagranicznemu artyście krociowe honoraria, które można by spożytkować na równie szczytne cele. Rodzimi sponsorzy wolą jednak wspierać spektakularne inicjatywy, niż po cichu finansować przedsięwzięcia szlachetne, lecz słabo zauważalne. Kiedy pracuje się na swój image, lepiej być powszechnie kojarzonym z wielkim wydarzeniem. Dlatego Plus GSM i Nokia wypłaciły Bocellemu honorarium, jakiego wcześniej nie otrzymała w Polsce żadna gwiazda muzyki poważnej.
Organizatorzy nie chcieli ujawnić sumy, twierdząc, że jest ona niższa od tych, jakie artysta otrzymuje w innych krajach. Łódzki Teatr Wielki słusznie postanowił skorzystać z okazji i wywindował ceny biletów do wysokości dotychczas u nas nie spotykanej - od 1100 zł do 10 tys. zł, a ponoć sprzedano też kilka biletów za 16 tys. zł. Dochód z nich będzie przeznaczony na potrzeby szeroko rozumianego teatru, co oznacza, że pieniądze te zostaną roztrwonione. Teatr będzie miał czyste sumienie, jako że Bocellego wszyscy mogli obejrzeć w telewizji. Jeśli ktoś zapłacił za bilet, to oznacza, że chciał i mógł.

Więcej możesz przeczytać w 38/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.