Kaukaska krew

Kaukaska krew

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Dusza górala utkana jest z wiary i wolności..."
Takimi już stworzył nas Najwyższy. Ale nie ma wiary pod władzą niewiernych. Powstańcie więc bracia do świętego boju. Gazawat zdrajcom. Gazawat każdemu, kto pokusił się na naszą ojczyznę". Jest rok 1830. Do świętej wojny z niewiernymi wzywa młody adept religijnej szkoły Saida Arkańskiego w górach Dagestanu. Miejscowych władyków próbuje zmusić do przyjęcia szariatu. Przegrywa zbrojne starcie, ale nie rezygnuje. Wycofuje się w góry i tam zbiera siły po to, by wrócić z mieczem w ręku, na czele tysięcy nowych wyznawców. Dagestańscy królowie wzywają na pomoc Rosjan. Przywódca powstańców nazywa się imam Hazi-Mahomed. W końcu ginie przeszyty rosyjskimi bagnetami i staje się legendą. W sierpniu 1999 r. jego imię znów staje się głośne. Tym razem jako kryptonim pierwszego etapu nowej rebelii na północnym Kaukazie.


Miejsce akcji to samo - górzyste rejony Dagestanu. Te same osoby dramatu - Rosjanie, Dagestańczycy i rebelianci. Następuje ciąg dalszy Wielkiej Wojny Kaukaskiej, bo tak naprawdę nigdy nie było tu spokojnie. Nawet Stalin ze swoim NKWD nie potrafił zmusić górskich narodów do uległości. A zwłaszcza jednego - Czeczenów.
Obraz wojny na Kaukazie nigdy nie był przejrzysty - z jednej strony górale, a z drugiej Rosjanie. Tu wszyscy walczyli ze wszystkimi. Powstawały i upadały państwa. Zmieniały się granice. Te obecne już przestały obowiązywać albo wkrótce mogą być przesunięte. Czerkiesi znaleźli się na krawędzi wojny z Karaczenami. Do tej pory byli jak bracia, od dziesięcioleci dzielą jedną republikę. Ingusze roszczą sobie pretensje do części terytoriów Osetii Północnej. Bałkarczycy chcieliby stworzyć swoją republikę. Odżywają stare spory i rodzą się nowe konflikty. Nakłada się na to rosnąca bieda, niewyobrażalna korupcja i idący za nią paraliż władzy. A nad wszystkim unosi się duch islamskiego fundamentalizmu. Fundamentaliści na Kaukazie sięgnęli po naukę Muhammada Ibn Abd al-Wahhaba, osiemnastowiecznego kaznodziei z Półwyspu Arabskiego. Dzisiaj to naj- surowsza z prawowiernych szkół islamu, mająca najwięcej wyznawców w Arabii Saudyjskiej. To właśnie stamtąd do Dagestanu i Czeczenii przyjeżdżali duchowi nauczyciele, stamtąd też płynęły pieniądze.
Nic tak nie przekonuje do nowego porządku jak poprawa bytu. W 1997 r. przedstawiciele Usamy bin Ladena, saudyjskiego terrorysty, multimilionera i wroga publicznego Stanów Zjednoczonych, docierają do Szamila Basajewa. Bohater wojny czeczeńskiej przeżywa nie najlepszy okres. Właśnie przegrał w wyborach prezydenckich z Asłanem Maschadowem, odzywają się rany i kontuzje. Wśród jego współplemieńców pojawiają się słuchy, że Szamil chce już tylko spokojnie dożyć swoich dni w rezydencji koło Wiedieno, kupionej za dwa miliony dolarów. Ale Basajew wraca. W 1998 r. zostaje p.o. premiera republiki czeczeńskiej. Tyle że rola drugiego człowieka w państwie zupełnie go nie urządza. Po pół roku odchodzi. Łączy się z Hattabem, Jordańczykiem, bez którego trudno byłoby mu przystąpić do realizacji swoich wielkich planów. Hattab ma w Czeczenii silne i dobrze wyszkolone oddziały, własny obóz wojskowy, gdzie nieprzerwanie szkolą się setki bojowników. A co nie mniej ważne - zna osobiście przywódców większości ekstremistycznych organizacji islamskich. Tych, którzy zawsze ochoczo wspierają walkę z "niewiernymi".

Jeśli Rosja nie zdoła zdławić islamskiej rebelii, wkrótce jej granica będzie przebiegać wzdłuż Donu i Wołgi

Niedługo przed pierwszą operacją islamistów w powiecie botlichskim w Dagestanie bin Laden potajemnie przybył do Czeczenii, by spotkać się z Basajewem i Hattabem i przekazać im 25 mln dolarów. Rebelianci mają więc pieniądze i ok. 5 tys. świetnie wyszkolonych ludzi pod bronią. Sprzyja im sąsiedztwo niezależnej faktycznie Czeczenii i ukształtowanie terenu. Mają też swoją piątą kolumnę w rosyjskich miastach. "Jeśli Basajew rusza na wojnę, należy oczekiwać krwi i cierpienia w całym kraju" - pisali moskiewscy dziennikarze. W 1991 r. porwał w Mineralnych Wodach samolot i kazał pilotowi lecieć do Turcji. W 1994 r. zajął szpital i wziął ponad tysiąc zakładników w Budionnowsku. Tym razem jego zwolennicy przeprowadzają już tylko zamachy bombowe. Pod gruzami bloku w dagestańskim Bujnaksku zginęły 64 osoby. Uderzenia w Moskwie były jeszcze boleśniejsze - śmiertelnych ofiar zamachu w ubiegłą środę było ponad 70. W poniedziałek o świcie nastąpiła kolejna eksplozja - ruiny bloku mieszkalnego znów pogrzebały kilkadziesiąt osób. Na Moskwę padł strach. Islamiści osiągnęli cel - wszyscy zrozumieli, że ta wojna dotyczy wszystkich i może dosięgnąć każdego. Zdaniem wiceministra bezpieczeństwa Kirgizji, rebelię w Dagestanie i podobne ataki islamistów w środkowej Azji koordynuje bin Laden. Chce dwóch trofeów naraz - władzy w niestabilnym Tadżykistanie i panowania na możliwie dużym obszarze północnego Kaukazu.
Już dawno islamskie powstanie rozlałoby się na całą górzystą część Dagestanu, ale sprzeciwia się miejscowa ludność. Rebelianci to w większości Czeczeni. - Oni zawsze się buntowali - tłumaczy znawca regionu, polityk i uczony Ramazan Abdulatipow. - Wysiedlano ich, potem pozwolono wrócić. U Dagestańczyków niczego takiego nie było. Ci zawsze byli społeczeństwem o feudalnej strukturze.
Szamil Basajew zdaje sobie z tego sprawę, ale też wie, że naród dagestański jako taki nie istnieje. Ludność republiki stanowi kilkadziesiąt drobnych grup narodowościowych, z których tylko czternaście oficjalnie uznano. Na terenach graniczących z Czeczenią mieszkają rdzenni Czeczeni - Akinowie. To właśnie na ich poparcie liczą przywódcy rebelii. Do tej pory Akinowie nie chcieli swoich braci. Sprzyjali dagestańskim porządkom i rosyjskim wojskom. Ale to jest Kaukaz. Tutaj w żyłach kipi krew, a pojęcie honoru, obrazy i solidarność plemienna liczą się ponad wszystko.
Losy Dagestanu i całego północnego Kaukazu tak naprawdę zależą od Rosjan i miejscowych, którzy z namaszczenia lub przyzwolenia Moskwy sprawują tutaj władzę. - Fundamentalizm i to, co w Rosji nazywa się "wahabizmem", samo z siebie nie stanowi większego zagrożenia - uważa Aleksiej Wasiliew, dyrektor Instytutu Afryki Rosyjskiej Akademii Nauk. - Niebezpieczne jest ogólne socjalne nieuporządkowanie, kryzysowe zjawiska w społeczeństwie, korupcja i pauperyzacja większości. W rezultacie różne grupy ludności szukają ideologicznego uzasadnienia swoich działań, wracają do tradycyjnych wierzeń i przekonań, chociażby do islamu. Ale to tylko konsekwencja kryzysu, a nie jego przyczyna.
W dzisiejszym Dagestanie wahabitów popiera nie więcej niż 4 proc. społeczeństwa. Ale ta liczba może systematycznie rosnąć, ponieważ przychodzi nowe pokolenie, z racji powstałych uwarunkowań bardziej przychylne islamskiemu fundamentalizmowi. Rosyjskich generałów walczących z agresją Hattaba i Basajewa poparcie miejscowej ludności wprawiło niemal w euforię. Kilka lat wcześniej podczas wojny w Czeczenii przeciwko nim solidarnie wystąpił cały naród. Pod koniec tamtej kampanii Czeczeni byli bliscy kapitulacji. Generał Pulikowski, ostatni dowódca rosyjskich jednostek, wspomina: "Spotkałem się z Asłanem Maschadowem właściwie już tylko po to, by omówić warunki poddania. I wtedy niespodziewanie ktoś w Moskwie zadecydował, że należy się wycofać i przerwać wszelkie działania wojenne".
Tamtą wojnę Moskwa przegrała - jak się dzisiaj mówi - nie bez powodu. Czeczenia to dla bliskich władzy rosyjskich polityków i biznesmenów swego rodzaju wielka strefa off-shore. Jak się ocenia, na miejscowych lotniskach co roku ląduje około tysiąca samolotów i helikopterów nie kontrolowanych przez rosyjskie służby celne. W ten sposób do Rosji i z Rosji można przemycać wszystko - od broni i narkotyków aż po surowce strategiczne. Sam Basajew jest zresztą właścicielem wielkich pól makowych w kontrolowanym przez siebie rodzinnym regionie Wiedieno.
Teraz jednak gra idzie o stawkę największą. Na szali obecnej batalii z islamistami leży integralność Federacji Rosyjskiej. - Jeśli władza sądzi, że za pomocą artylerii można osiągnąć zwycięstwo na Kaukazie, jest w błędzie. W rezultacie bardzo szybko zapanuje tutaj islamski fundamentalizm i te terytoria będą dla Rosji stracone - mówi Abdulatipow. - Moskwa musi wypracować normalną kaukaską politykę i prowadzić wojnę z islamską propagandą metodami islamskiej kontrpropagandy, a walkę przeciwko islamskim ekstremistom przy pomocy również islamskich, ale lojalnych wobec Rosji oddziałów. Niezbędny jest też program poprawy bytu miejscowej ludności, a zwłaszcza młodzieży. W końcu trzeba się dogadać z częścią dagestańskiego establishmentu i pozbawić wpływu na władzę ludzi ze świata przestępczego. W ten sposób nie bez trudu, nie bez wstrząsów, za jakieś 10-15 lat, uda nam się uporać z tym wszystkim. A jeśli nie, to już niedługo granice Rosji będą przebiegać wzdłuż prawego brzegu Donu i lewego Wołgi, nieco poniżej Wołgogradu.


Więcej możesz przeczytać w 38/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.