Konkurs mocy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dla kilku tysięcy polskich kierowców-audiofilów ważniejsze są w samochodzie dobre wzmacniacze i odtwarzacz CD niż poduszki powietrzne i ABS
Z profesjonalnie zamontowanych głośników cieszą się bardziej niż z klimatyzacji, wspomagania kierownicy, regulowanych foteli i przestronnego bagażnika. Na samochodową aparaturę gotowi są wydać więcej niż na samo auto.
- Samochód można nagłośnić tak, że podczas jazdy kierowca będzie miał wrażenie, jakby właśnie był na stadionie i słuchał koncertu The Rolling Stones - przekonują audiofile. Wystarczy chęć i... pieniądze. Bez tych ostatnich o profesjonalnej aparaturze w aucie nie ma nawet co marzyć. - Na skompletowanie całego sprzętu w ciągu jednego dnia stać tylko naj- bogatszych. Większości hobbystów zajmuje to znacznie więcej czasu. Po kolei dokupują głośniki najlepszych firm, miedziane kable, wzmacniacze i rozmaite akcesoria. Gdy mają już wszystko, okazuje się, że wydali na sprzęt audio nie mniej niż 20 tys. zł - mówi Tomasz Okurowski z dwumiesięcznika "Car hi-fi". - Prawdziwa przyjemność to rozbudowywanie systemu. Kupno najdroższych komponentów nie gwarantuje bowiem, że zestaw będzie doskonale brzmiał. Zdarza się, że części tańsze, a dobrze dopasowane, są lepsze - przekonuje Jarosław Repeć z Horn Distribution, przedstawiciela Alpine i Rockford Fosgate.

Audiofile gotowi są wydać na samochodową aparaturę nagłaśniającą więcej niż na samo auto

Miłośnik czystych brzmień ma jeden cel - chce, by jego aparatura odtwarzała dźwięk jak najbardziej zbliżony do rzeczywistego. Dlatego nie wystarczą mu fabrycznie montowane głośniki i odtwarzacz, najczęściej z wmontowanym już wzmacniaczem wątpliwej jakości. Potrzebuje on kompletu kilku wzmacniaczy (każdy do innego rodzaju tonów) i co najmniej 7-9 głośników - wysokotonowych (tzw. gwizdków), średniotonowych, średnioniskotonowych, niskotonowych i superniskotonowego. Ten ostatni, tzw. subwoofer, ma średnicę co najmniej 30-40 cm (największe są ponad dwa razy większe!), służy do odtwarzania dźwięków najbardziej wyrafinowanych, na przykład wydawanych przez kontrabas lub bębny, i powoduje wibracje sprawiające, że słuchacz czuje się jak na koncercie. Sam odtwarzacz (audiofile wolą mówić "jednostka sterująca") to sprawa raczej drugorzędna, mniej ważna niż dobrej klasy głośniki, wzmacniacze i kable. Przyzwoity odtwarzacz na płyty kompaktowe lub minidyski można kupić już za 2,5 tys. zł. Cena dobrego wzmacniacza to minimum 1,5-2 tys. zł (w dobrze nagłośnionym aucie są co najmniej trzy). Kolejne kilka tysięcy złotych trzeba wydać na miedziane kable (beztlenowe, plecione i ekranowane), najlepiej ze złotymi końcówkami.
Oprócz tego audiofile kupują jeszcze rozmaite akcesoria mające poprawić jakość dźwięku. Na maty wygłuszające drzwi wydają około tysiąca złotych, na kondensatory (pojemność najlepszych dwukrotnie przekracza pojemność kuli ziemskiej!) - po 500-1000 zł, a na preparaty uszczelniające - kilkaset złotych. Najbardziej wyrafinowane systemy są dodatkowo wyposażone w procesory dźwięku (cyfrowo przetwarzają muzykę, by symulować akustykę sali koncertowej czy stadionu) i korektory czasu, które opóźniają dźwięki płynące z głośników z lewej strony auta (słuchacz na siedzeniu kierowcy znajduje się wówczas w centrum).
Audiofile przekonują, że nie jest ważne, w jakim aucie zamontuje się sprzęt. Dobrze oczywiście, jeśli w dużym. Nowoczesne być nie musi, choć w starszych samochodach zbyt mocno wibrują silniki, co pogarsza jakość dźwięku. I na to jednak znaleziono sposób- wystarczy odtwarzacz i głośniki zamontować w specjalnych stalowych tulejach, wygłuszyć drzwi i wzmocnić elementy wykonane z plastiku, by zestaw grał jak należy.
- Młodzi ludzie jeżdżący po mieście sportowymi autami, z których wydobywa się głośne "łup-łup", nie mają nic wspólnego z prawdziwymi audiofilami. Z aut tych ostatnich żaden dźwięk nie wydostaje się na zewnątrz. Poza tym audiofile rzadko popisują się swoim sprzętem w obawie przed kradzieżą - przekonuje Tomasz Okurowski.
Środowisko zmotoryzowanych audiofilów zjednoczyło się ostatnio w organizacji PASCA (Polish Auto Sound Challenge Association), która w Warszawie zorganizowała I Otwarte Mistrzostwa Polski w Car-Audio. W dwóch konkursach: "Sound Off" (badano jakość dźwięku i sposób wykonania instalacji) i "dB Drag Racing" (sprawdzano stopień nagłośnienia) wzięło udział kilkadziesiąt aut profesjonalistów i amatorów. Konkurs na najgłośniejsze auto wygrał Volkswagen Passat, w którego wnętrzu poziom hałasu sięgnął 150,8 decybeli (dawka śmiertelna to 140 dB). Startujące w tej konkurencji auta ze względu na panujące wewnątrz ciśnienie są wzmacniane drewnem i betonem, a podczas konkursu otacza je i trzyma kilkanaście osób, by były szczelne.

Więcej możesz przeczytać w 38/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.