Mobilizacja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak demonstranci i policja przygotowują się do manifestacji 24 września
Piątkowy przemarsz stu tysięcy demonstrantów z OPZZ, Samoobrony i Krajowego Związku Kółek i Organizacji Rolniczych przez ulice Warszawy (de facto ma ich być 20-30 tys.) na pewno sparaliżuje centrum dwumilionowego miasta. Związkowcy zamierzają zaparkować swoje autokary wzdłuż Wisłostrady. - Będzie tyle autobusów, ile było podczas wizyty papieża - zapewnia jeden z działaczy Samoobrony. Stamtąd manifestanci pójdą na plac Piłsudskiego, gdzie wyznaczono miejsce zbiórki. Związkowcy przejdą ulicami Królewską, Krakowskim Przedmieściem, Nowym Światem i Wiejską - do gmachu Sejmu. Raczej nie będą skręcać w Świętokrzyską, by manifestować przed Ministerstwem Finansów. - To przejaw naszej dobrej woli. Nie będziemy przecież ganiać stu tysięcy ludzi po całym mieście. Nie chcemy utrudniać życia warszawiakom - mówi Wojciech Kaczmarek, wiceprzewodniczący OPZZ.
W czasie demonstracji utrudniona będzie komunikacja pomiędzy prawobrzeżną i lewobrzeżną częścią stolicy. Manifestanci przemaszerują m.in. przez kluczowe dla ruchu w centrum Warszawy skrzyżowanie Świętokrzyskiej i Nowego Światu oraz przez rondo de Gaulle?a. Praktycznie nie będzie więc można dostać się z centrum na Pragę przez mosty Poniatowskiego i Syreny. Samochody będą musiały zostać skierowane na mosty Łazienkowski i Grota-Roweckiego. Większość kierowców zapewne będzie się starała objechać trasę manifestacji Wisłostradą, lecz właśnie tam - jak wspomniano - zaplanowano parkingi dla autokarów.

Prof. ANDRZEJ ZOLL, były przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego:
- Prawo do zgromadzeń jest oczywiście istotnym prawem konstytucyjnym. Jednak bezpieczeństwo i wolność poruszania się mieszkańców po mieście jest także wartością konstytucyjną. Pogodzeniem tych zapisów jest propozycja przeprowadzenia manifestacji w miejscu, gdzie nie dojdzie do zakłócenia praw innych obywateli. Przecież wolność zgromadzeń nie musi oznaczać ograniczenia wolności mieszkańców miasta. Blokada drogi jest natomiast aktem terroru. Podobnie demonstracja, która blokuje stolicę państwa.

Prof. MARIAN FILAR, kierownik Katedry Prawa Karnego i Polityki Kryminalnej UMK w Toruniu:
- W odróżnieniu od prawa karnego, które bardzo precyzyjnie określa kategorie przestępstw, podejmujący decyzję administracyjną musi rozważać wszelkie okoliczności i zagrożenia mogące zaistnieć podczas manifestacji. Należy podkreślić, że przesłanki decyzji podjętej przez prezydenta Warszawy są bardzo poważne. To, co dotychczas działo się podczas niektórych manifestacji związkowców i rolników, nadaje się do atlasu patologicznych zachowań społecznych. Na każdej z nich łamano przynajmniej kilka przepisów kodeksu karnego. Te doświadczenia stanowią przesłankę do określonych decyzji władz samorządowych.

Prof. ANDRZEJ RZEPLIŃSKI, Centrum Monitoringu Wolności Prasy:
- W rozwiniętych systemach demokratycznych organizatorzy gwałtownych demonstracji mogą zostać zrujnowani finansowo przez urzędy i prywatne instytucje. Prawo o zgromadzeniach mówi wyraźnie, że organizator odpowiada za przebieg demonstracji. W Polsce dotychczas nie korzystano z tego przepisu. Wśród organizatorów demonstracji rodzi się pogarda dla sądów, a przedstawiciele władz przestają wierzyć, że cokolwiek można dzięki nim wyegzekwować. W ten sposób objawia się kryzys państwa.

MAREK NOWICKI, Helsińska Fundacja Praw Człowieka:
- Egzekucja obowiązków organizatorów, którzy muszą zadbać o bezpieczeństwo zgromadzeń, wymaga od silnej władzy konsekwentnej realizacji zapisów prawa. Jest niepokojące, że dotychczas nie uporano się z ukaraniem organizatorów blokad rolniczych, które nie były manifestacją poglądów, lecz działaniami quasi-terrorystycznymi. Ta swoista słabość państwa przejawia się m.in. w popadaniu ze skrajności w skrajność. Z jednej strony - w okresie narastania napięcia toleruje się łamanie prawa przez grupy, których władza się obawia, z drugiej strony - po przesileniu używa się bardzo ostrych środków do likwidacji manifestacji lub wręcz ich zakazuje.

PAWEŁ PISKORSKI, prezydent Warszawy:
- Problemem nie jest kwestia zezwolenia na jedną demonstrację, lecz bezkarność organizatorów manifestacji, w czasie których bije się policjantów oraz niszczy mienie państwowe i prywatne. Przestępstwa kryminalne są potem uzasadniane wyższymi powodami politycznymi. Dla władz stolicy nie do przyjęcia jest przyzwolenie na demonstracje rodzące podejrzenia, że w ich trakcie może dojść do łamania prawa i paraliżu miasta. Prezydent miasta jest zobowiązany stać na straży interesów warszawiaków.

Stołeczna policja ściąga posiłki z całego kraju. Łącznie porządku i bezpieczeństwa strzec będzie 5 tys. policjantów. Zaplanowano przyjazd do Warszawy 2,5 tys. policjantów (25 kompanii prewencji) z innych garnizonów. Wspierać ich będzie w centrum 1,3 tys. warszawskich funkcjonariuszy, zaś 1,2 tys. pełnić będzie normalną służbę patrolową w innych częściach miasta. Całością akcji pokieruje Komenda Stołeczna Policji. Policjanci mają czuwać, by w razie potrzeby przez tłum demonstrantów mogły przejechać karetki cywilnego pogotowia - wystawia je miasto w porozumieniu z organizatorami. Policja przygotuje natomiast karetki ze szpitala MSWiA, które w razie potrzeby będą transportować rannych policjantów. - Uprzedziliśmy organizatorów, że jesteśmy zobowiązani do zapewnienia szybkiego dojazdu służbom medycznym. Gdyby karetce nie udało się dojechać na czas, organizatorzy demonstracji mogliby zostać oskarżeni o spowodowanie śmierci chorego - mówi podinspektor Ryszard Pietrzykowski z Komendy Stołecznej Policji.
- Musimy być ostrożni, bo przy stu- tysięcznym tłumie interwencja policji mogłaby przynieść nieobliczalne skutki - mówi nadkomisarz Andrzej Przemyski, doradca komendanta głównego policji. - Od początku zapewniałem, że manifestacja będzie miała charakter pokojowy. Dobrze, że decyzja prezydenta Piskorskiego została uchylona, gdyż odmowa przemarszu nie pozostałaby bez wpływu na nastroje demonstrantów. Nie mógłbym wtedy wziąć na siebie odpowiedzialności za przebieg wypadków - wyjaśnia Wojciech Kaczmarek.
Organizatorzy demonstracji są przekonani, że uda im się zgromadzić w Warszawie ok. 100 tys. osób. - Cały czas odbieramy telefony z nowymi zgłoszeniami. Każda gmina, nawet każda wioska, gdzie mamy swoich działaczy, przygotowuje autokary z ludźmi - mówi Genowefa Wiśniowska, sekretarz generalny Samoobrony. - Od nas też będzie prawie tysiąc autokarów - dodaje Wojciech Kaczmarek z OPZZ.
Sprzed Sejmu - ulicą Piękną i Alejami Ujazdowskimi - manifestanci udadzą się w stronę Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Gdyby wojewoda Antoni Pietkiewicz nie zmienił decyzji Pawła Piskorskiego, manifestanci chcieli przejść chodnikami. - Przy tak dużej liczbie uczestników demonstracji w praktyce byłoby to niemożliwe. Dlatego nawet gdyby wojewoda nie zmienił rozporządzenia prezydenta Piskorskiego, przeszlibyśmy ulicami - mówi Władysław Serafin, przewodniczący Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych.
Policja zapewnia, że będzie zdecydowanie interweniować, gdyby doszło do zamieszek. - Zgodnie z ustawą o policji, jeśli dojdzie do łamania prawa, komendant wojewódzki policji w każdej chwili ma prawo do wydania rozkazu o użyciu siły - wyjaśnia Pietrzykowski. Związkowcy nie sądzą jednak, by doszło do konfrontacji z policjantami. - Mamy dobre kontakty z policją. Z pewnością funkcjonariusze nie będą nam przeszkadzać. Przecież w 1995 r., kiedy trwał protest policjantów, nasz związek poparł ich postulaty. Teraz oni na pewno zrozumieją nas - zapewnia Genowefa Wiśniowska. - Myślę, że kierujący policjantami zachowają rozwagę i nie będą przeszkadzać manifestantom. Ludzie są tak rozgoryczeni, że każda blokada policyjna będzie oznaczała początek zamieszek - mówi Władysław Serafin. - Mogę powiedzieć, że będziemy działać zgodnie z przepisami prawa - deklaruje w imieniu policjantów Ryszard Pietrzykowski.
Poważnym problemem może być powrót uczestników manifestacji spod Kancelarii Prezesa Rady Ministrów do autokarów zaparkowanych przy Wisłostradzie. - Mieliśmy podpisaną umowę z warszawskimi Miejskimi Zakładami Autobusowymi. Zaraz po zakończeniu demonstracji miały być uruchomione specjalne wahadłowe autobusy, którymi wszyscy mogliby wrócić do autokarów. Niestety, po decyzji prezydenta Warszawy dostaliśmy faks z MZA, informujący, że firma ta wycofuje się z umowy. W tej sytuacji 100 tys. ludzi będzie szukało autokarów na własną rękę. Nie muszę mówić, jaki zapanuje chaos - zauważa Wojciech Kaczmarek. - Zapewnimy własnych porządkowych i służbę medyczną, która będzie służyć pomocą w razie potrzeby - deklaruje Władysław Serafin.
Więcej możesz przeczytać w 39/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.