Donos obywatelski

Donos obywatelski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polacy donoszą najczęściej z zawiści, rzadziej po to, by eliminować patologie
Poinformowanie organów ścigania o groźnym przestępstwie, przemycie bądź oszustwie podatkowym jest na ogół postrzegane przez Polaków jako czyn patologiczny. Tymczasem grzechem jest w takiej sytuacji milczenie. - Nie wyobrażam sobie, bym nie sięgnął po telefon, widząc, że ktoś kradnie samochód, handluje narkotykami lub niszczy przystanek autobusowy - mówi nadkomisarz Paweł Biedziak z KG Policji. - Państwo od dwustu lat było wrogiem obywateli. Mamy silnie zakorzenioną niechęć do jakichkolwiek jego instytucji. Uważamy je za wrogie. W czasach PRL gloryfikowano donosicielstwo. Normalne odruchy obywatelskie zanikły i niezwykle ciężko będzie je wywołać - uważa dr Hanna Palska, socjolog z Polskiej Akademii Nauk. - Polacy w przeciwieństwie do Niemców nie mają odruchów państwowotwórczych. Donoszą najczęściej z zawiści lub chęci dołożenia komuś, rzadziej zaś po to, by eliminować niepożądane zjawiska. W Polsce donosiciel rzadko działa w dobrej wierze - zauważa prof. Janusz Czapiński, psycholog.

W społeczeństwie obywatelskim dostrzeganie nieprawidłowości i przeciwdziałanie im jest bezspornie chwalebne. Informowanie instytucji i żądanie za to pieniędzy jest już jednak moralnie dwuznaczne. - Człowiek, który za pieniądze pośredniczy między władzą a społeczeństwem, zostaje potępiony. Ale może płacenie za przekazywanie wiadomości obudzi w ludziach obywatelskie postawy - zastanawia się dr Palska.
Ostatnio za pomocą donosów walkę z korupcją rozpoczęli wojewoda śląski Marek Kempski i Radio Zet. Polityk AWS uruchomił w urzędzie telefon, pod który można dzwonić, by zadenuncjować urzędnika łapówkarza, a popularna radiostacja założyła "czarny telefon". Dzwoniący za ujawnienie łapówkarza dostanie 10 tys. zł. - Niektóre afery są tajemnicą poliszynela. "Czarny telefon" jest po to, by ujrzały światło dzienne. Mam nadzieję, że stanie się on straszakiem na nieuczciwych urzędników państwowych i biznesmenów - mówi Robert Kozyra, redaktor naczelny Radia Zet. Przez kilka pierwszych dni funkcjonowania tego telefonu zadzwoniło 4 tys. osób. Zajęte były też linie telefoniczne w urzędzie wojewody Kempskiego. Wzorując się na Śląsku, telefon antykorupcyjny uruchomił wojewoda mazowiecki Antoni Pietkiewicz.
Za wiadomości od lat płacą celnicy, policjanci i niektóre redakcje. Wszyscy przekonują, że zapewniają informatorom anonimowość. - Samochody straży granicznej numer telefonu mają wypisany na drzwiach. Każdy może go przepisać - przypomina ppor. Mirosław Szaciłło z Komendy Głównej Straży Granicznej. - Dysponujemy funduszem operacyjnym, z którego wypłacane są gratyfikacje. Można też do nas dzwonić, by wskazać nieprawidłowości w funkcjonowaniu straży granicznej. - Do informacji z tych źródeł podchodzimy jednak niezwykle ostrożnie. Zanim dzwoniącemu wypłacimy pieniądze, musimy się upewnić, że nie wprowadza nas w błąd - wyjaśnia nadkomisarz Biedziak. Wysokość policyjnego funduszu operacyjnego, a także wartość wypłacanej nagrody jest tajemnicą. Wiadomo, że o jej przyznaniu decyduje funkcjonariusz prowadzący sprawę. Wypłaty są opodatkowane (policja rozlicza się z fiskusem). - Wysokość nagrody zależy od znaczenia informacji. Płaciliśmy już nawet 100 tys. zł. Za pomoc w rozwikłaniu sprawy zabójstwa gen. Marka Papały oferujemy w tej chwili ok. 350 tys. zł - mówi Biedziak.

Niemal 50 procent przestępstw wykrywa się dzięki płatnym informatorom i "życzliwym"


Warszawska policja schwytała kilku dealerów narkotyków dzięki informatorom dzwoniącym na bezpłatną infolinię. Kilkakrotnie wypłacono pieniądze za ujawnienie malwersacji gospodarczych i wskazanie magazynów broni. - Wprawdzie nie korzystamy z płatnych informatorów, ale nigdy nie lekceważymy wiadomości przekazanych przez anonimowe osoby. Oczywiście, zdarza się, że "życzliwi" są przemytnikami, którzy chcą popsuć interesy konkurencji - mówi Krystyna Urbańska z Głównego Urzędu Ceł.
Organy ścigania niechętnie rozmawiają o swoich informatorach. Prawdopodobnie dzięki nim udało się na przykład zatrzymać nielegalnych imigrantów (Hindusów i Pakistańczyków) starających się przedostać przez zieloną granicę z Ukrainy. - Informatorzy pomogli nam odkryć "dziuplę" z dwoma skradzionymi chryslerami i dwa magazyny przemyconego spirytusu - potwierdzają stołeczni policjanci. Według nich, nawet ok. 50 proc. przestępstw wykrywa się dzięki płatnym informatorom i "życzliwym". Nie można określić, ile wiadomości dociera do policji za pośrednictwem konkurujących z sobą grup przestępczych. W ten sposób najczęściej wpadają dealerzy narkotyków.
We wszystkich komendach wojewódzkich policji i niektórych miejskich działają telefony, przy których dyżurują policjanci odbierający informacje o przestępczości zorganizowanej. Nad- komisarz Biedziak wysoko ocenia ich skuteczność: - Nie interesujemy się, skąd dzwoniący ma informacje. Po prostu je sprawdzamy. Dzięki specjalnym liniom zatrzymaliśmy i przekazaliśmy prokuraturze między innymi kilku pedofilów i przestępców poszukiwanych listami gończymi - mówi.
Za wskazanie miejsca, w którym ukryto skradziony samochód, można uzyskać kwotę sięgającą nawet 10 proc. jego wartości rynkowej. Taką samą stawkę oferują dzwoniącym towarzystwa ubezpieczeniowe, np. Warta wypłaca co najmniej 10 proc. wartości pojazdu, a niekiedy więcej. Wszystko zależy od negocjacji między agentem towarzystwa a informatorem i od wartości auta. Zarobić można również na informacji o skradzionym psie, dokumentach i miejscu pobytu członka rodziny, który uciekł z domu. Policjanci przypominają, że czasami wywołuje to zachowania patologiczne. - Przestępcy kradną auta nie po to, by je potem sprzedać, lecz zaoferować tzw. wykupkę. Podobnie - choć na mniejszą skalę - jest z psami. Zwierzaka kradnie się, by wyłudzić nagrodę - tłumaczą.


Moralny obowiązek
W Niemczech donosicielstwo jest często praktykowane. Nazywa się je "moralnym obowiązkiem wobec kraju lub porządku publicznego". Nierzadko wszakże ów "moralny obowiązek" sprowadza się do przejawów złośliwości i zawiści. Rygorystyczne przepisy porządkowe, zwłaszcza w budownictwie, sprzyjają temu zjawisku. Ostatnio głośna stała się sprawa właściciela domu w okolicach Aachen, który wybudował garaż zbyt blisko willi sąsiada. Wprawdzie wcześniej uzyskał od niego ustną zgodę, lecz gdy garaż stanął, sąsiad zadzwonił do urzędu budowlanego i poinformował o złamaniu przepisów. Właściciel garażu, nie posiadając pisemnej zgody, nie tylko musiał zapłacić karę w wysokości 2 tys. DM, lecz także na własny koszt go zburzyć. Do podobnej sytuacji doszło niedaleko Essen - jeden z mieszkańców postawił kompostownik w swoim ogrodzie. Nie uprawiał jednak warzyw ani owoców, nie miał więc prawa umieścić tam pojemnika na odpadki biologiczne. "Uczynny" sąsiad doniósł o złamaniu prawa odpowiedniemu urzędowi, a ten nakazał kompostownik zlikwidować i zapłacić 400 DM grzywny. Niemcy dość często "informują" o tym, że ktoś prawdopodobnie prowadzi nielegalną budowę i zatrudnia pracowników na czarno oraz parkuje w miejscach zakazanych. Jeden z mieszkańców Duisburga przyjechał o godz. 22.00 na pusty parking, ale - przez nieuwagę - stanął na miejscu dla pojazdów inwalidów. Piętnaście minut później samochodu już nie było. Poinformowana przez przypadkowego przechodnia policja zleciła wywiezienie auta. Mandat oraz "usługa" kosztowała właściciela auta ok. 300 DM. Dosyć popularną formą donosicielstwa są też anonimy - każdy jest sprawdzany. Czasem ma ono dobre strony, zwłaszcza gdy dotyczy nielegalnego wywozu śmieci do lasu (starych akumulatorów, puszek po farbach czy opon). Za tego typu informacje nie dostaje się jednak wynagrodzenia. Socjologowie twierdzą, iż tak dobrze znany w świecie "niemiecki porządek" bierze się między innymi z przestrzegania ustalonych reguł i zgłaszania odpowiednim władzom, że są łamane, nawet jeśli nie jest przewidziana gratyfikacja. Być może w przyszłości uda się zarobić tym, którzy donoszą o przestępstwach finansowych. Zastanawiają się nad tym ministrowie finansów poszczególnych landów.

Płatnikami informatorów wzbudzającymi najwięcej kontrowersji są media. Dyskusja na temat tego, czy kupować sensacyjne informacje, podzieliła środowisko dziennikarskie. - Można u nas zarobić nawet 800 zł, ale bardzo rzadko wypłacamy taką sumę. Dzwoniący przede wszystkim wyżalają się na sąsiadów. Nie zdarzyło się jeszcze, byśmy przez telefon dostali informację na pierwszą stronę - mówi Ewa Jarosławska, redaktor naczelna "Super Expressu". Zaprzecza jednocześnie plotce, jakoby redakcja płaciła policjantom za informacje. Podobne stawki za wiadomości oferują w TVN i "Kurierze Warszawskim". Stacje płacą przede wszystkim za błyskawiczną informację o wypadkach, katastrofach i przestępstwach (chodzi o to, by operator kamery zdążył dojechać na miejsce zdarzenia i zrobić zdjęcia).
Pracownicy Radia Zet chwalą sobie funkcjonujący od kilku lat "czerwony telefon". Przekazując stacji istotną wiadomość, która zostanie wykorzystana na antenie, można liczyć na nagrodę wynoszącą 1000 zł. Kilka lat temu dzięki tej linii Radio Zet pierwsze poinformowało o aresztowaniu Aleksandra Gawronika i zabójstwie małżeństwa Jaroszewiczów. - Z "czerwonego telefonu" czerpiemy bieżące wiadomości o wypadkach, katastrofach. Każdego dnia dzwoni on trzysta, czterysta razy - mówi Robert Kozyra. Instytucje tego typu działają na świecie od kilkudziesięciu lat. Francuska radiostacja właśnie od łasego na nagrodę informatora dowiedziała się o zamachu na generała Charlesa de Gaulle?a.


Więcej możesz przeczytać w 39/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor:
Współpraca: