Rewaloryzacja rządu

Rewaloryzacja rządu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Koalicja ma szanse na przejście do kontrofensywy
Szeroka ława stu tysięcy gniewnych ludzi, z gardeł dobywa się miarowe ,,Precz z...". Podczas gdy ostatnie grupy manifestujących dopiero rozpoczynają marsz, czoło potężnego pochodu dociera pod siedzibę kancelarii premiera. Utarczki z policją, sparaliżowana na wiele godzin stolica. Wieczorem jeden z liderów opozycji stwierdza, że sprawdziła się zapowiedę: ,,Ta manifestacja rzuci rząd na kolana". Pada hasło: ,,Za miesiąc robimy strajk generalny". Czyli - przedterminowe wybory i exposé premiera Leszka Millera. Otóż, nic takiego nie nastąpiło. 24 września tego roku opozycja poniosła porażkę. Coraz mniej wyborców daje sobie wmówić, iż można zwalczać bezrobocie, dotując deficytową fabrykę, że to państwo ma określać, co, jak i kiedy produkować, że rząd ma budować mieszkania i kupować zboże, że premier jest odpowiedzialny za złą pogodę i kwaśnienie mleka. Fiasko wielkiej manifestacji może stanowić punkt zwrotny w dziejach rządu Buzka, koalicji i opozycji. Jak wykazał ostatni piątek, społeczne nastroje powinny rządzącym zacząć sprzyjać bardziej niż dotychczas. Manifestacja była duża, gdyż 30 tys. ludzi to nie jest mało, jednak następnego dnia w Bratysławie, która w końcu jest stolicą państwa znacznie mniej liczebnego od Polski, przeciw rządowi manifestowało 40 tys. związkowców. Nie doszło też - o co bardzo dbali również sami organizatorzy - do utarczek z policją. Podjęta przez Pawła Piskorskiego, prezydenta Warszawy, nieudana próba niedopuszczenia do manifestacji ze względu na zagrożenie dla mieszkańców stolicy, przyniosła jednak rezultat - wzbudziła powszechną obawę przed zrewoltowaniem tłumu. W rezultacie nastrój demonstrantów nasuwał skojarzenia z lat 70., kiedy 1 maja tysiące obywateli maszerowało ulicami miast w piknikowej atmosferze. I gdy się stało jasne, iż na placu Piłsudskiego brakuje 70 tys. ze 100 tys. zapowiadanych wrogów rządu, politycy opozycji zaczęli głosić, że - kierując się prośbami rządu - sami zadbali o ograniczenie liczby demonstrujących. Niestety, nie ujawniono, czy szefowie OPZZ i Samoobrony osobiście dzwonili z poleceniami: ,,Mniej autobusów! Mniej ludzi!", czy też wystarczyło wysłanie faksów z informacją: ,,Zgodnie z sugestią premiera Buzka redukujemy się do 30 proc.". W badaniach opinii publicznej rząd ma złe notowania, jednak takie oceny nie wywołują nastrojów przedrewolucyjnych, jak sądzili niektórzy przywódcy opozycji. Wielu ludzi, zmęczonych reformami i sporami w koalicji, chętnie podkreśla w ankietach, że ma dość obecnego rządu i głośno klaszcze, gdy wiecowy mówca lub szef zakładowej komórki związku zawodowego obraża rządzących. Czym innym jest jednak podkreślać i klaskać, a czym innym jechać do stolicy, by samemu obalać rząd. Mała frekwencja na manifestacji wymownie zasygnalizowała liderom SLD, Samoobrony i PSL, by poprawili sytuację bez gromadzenia tłumów i paraliżowania kraju. Wysoka absencja może również oznaczać, że politycy opozycji, zwłaszcza SLD i PSL, nie są zbyt wiarygodnymi ,,zbawcami". W końcu już rządzili, teraz też podpisują listę wypłat w sejmowej kasie. Przebieg manifestacji pokazał, że samym działaczom lewicy nie zależało na podnoszeniu władzy z ulicy. Wznoszone przez kilku polityków podczas pochodu wojownicze okrzyki miały raczej zapobiec zupełnemu wyziębieniu nastrojów, a nie prowokować do gwałtownych zachowań. Jeżeli bowiem sto tysięcy ludzi raz przełamie kordony policji, powodując upadek koalicji, to już żaden rząd nie będzie miał pewności, że potrafi się uchronić przed takimi demonstracjami i upadkami. Organizatorzy, wmawiając elektoratowi, że od manifestacji przybędzie miejsc pracy, w istocie zamierzali utwierdzić swoją przedwyborczą pozycję, pokazać - poprzez wielkość demonstracji - swoją siłę, a poprzez jej spokojny przebieg - swoją obliczalność. W Polsce można wystartować w wyścigu po władzę, opierając się na radykalnych hasłach i tych grupach zawodowych, które nie boją się zaatakować rządowych gmachów. O zwycięstwie w wyborach decyduje jednak szerokie, umiarkowane centrum, skreślające ,,oszołomów" i maczugowników. Dlatego na przykład dla Andrzeja Leppera ostatnia manifestacja była okazją do pokazania twarzy polityka obliczalnego. Przestrzegał przed starciami, apelował o spokój, uspokajał warszawiaków, a maszerując, niczym amerykański senator pozdrawiał przechodniów dostojnym machaniem ręki. Pokazanie lewicowej ,,siły spokoju" pokrzyżowała jednak nieobecność 70 tys. ludzi. Czym innym jest jednak zblaknięcie groęby społecznej rewolty i rozpisania przedterminowych wyborów, a czym innym - odzyskanie choć części utraconego poparcia. ,,Nowe otwarcie"? ,,Teraz musimy ustabilizować system i położyć nacisk - już bez przeprowadzania ewolucyjnych zmian - na zwiększenie bezpieczeństwa obywateli, tworzenie miejsc pracy, polepszanie warunków rozwoju przedsiębiorczości i poprawę sytuacji na wsi" - zapowiadał premier wczesną wiosną tego roku. Co oznacza, że parę dni temu nastąpiło raczej odnowienie ,,nowego otwarcia", które nie jest w związku z tym aż tak bardzo nowe. I tym razem ogłoszenie nowego etapu działalności rządu nie zbiegło się z wielką kampanią informacyjną. A przecież, mówiąc o przyczynach upadku rządu Hanny Suchockiej, premier Buzek w listopadzie ubiegłego roku zauważył: ,,Reformy należało realizować, ale można mieć wiele zastrzeżeń do stylu wprowadzania ich w życie i dialogu ze społeczeństwem". Ţywa prawda. ,,Nowe otwarcie" i stare problemy. Niedługo po telewizyjnym wystąpieniu premiera posłowie AWS wbrew stanowisku rządu przedłużyli podczas głosowań w Sejmie urlop macierzyński do 26 tygodni. Większość posłów zajmuje się liczeniem publicznych pieniędzy tylko w rubryce ,,wydatki". Niewielu zważa na wysokość dochodów, jeszcze mniej ma odwagę mówić, że wydatki na cele socjalne należy ograniczać, nie zaś zwiększać. Chęć przypodobania się wyborcom będzie kosztować budżet państwa - czyli samych wyborców - 350-370 mln zł rocznie. ,,Pytam, czy na tym ma polegać nowe otwarcie rządu premiera Jerzego Buzka? Jeżeli tak, to trudno będzie panu premierowi rządzić wbrew swemu klubowi" - uznał w wypowiedzi dla PAP Jerzy Wierchowicz, przewodniczący Klubu Parlamentarnego UW. W odzyskaniu popularności mogą skutecznie przeszkodzić ostre konflikty zarówno między koalicjantami, jak i w AWS. Do tych z ubiegłego roku należy doliczyć niedawny kryzys związany ze sprawą Janusza Tomaszewskiego, spory na temat kwalifikacji kierownictwa ZUS, otwieranie sejfu byłego dowódcy jednostki GROM, dyskusje na temat przyczyn wyczerpania limitu deficytu budżetowego, znacznie większe od spodziewanych straty górnictwa czy powstanie luki finansowej w służbie zdrowia. łatwiej rozwiązać rząd niż problemy budżetu. Aleksander Hall, jeden z liderów AWS i SKL, nieustannie ogłasza, że w ramach wprowadzania zmian najlepiej byłoby zmienić premiera. Inni politycy akcji są bardziej powściągliwi, gdyż woleliby premiera zostawić, ,,co najwyżej" wymieniając większość ministrów. Zainteresowanie personaliami jest zrozumiałe, gdyż polityka realizuje się poprzez ludzi, tyle że problemem polityków koalicji jest brak lojalności. Przy czym koalicja w istocie składa się nie z dwóch, ale pięciu ugrupowań (RS AWS, ZChN, SKL, PPChD i UW). W tej sytuacji podrzucane niekiedy przez opozycję, a podchwytywane przez niektórych polityków koalicji przekonanie o konieczności dokonywania zmian personalnych musi owocować zaostrzeniem się konkurencji między działaczami pięciu politycznych firm. Czyli - żmudnym uzgadnianiem stanowisk, kłótniami i groębami opuszczenia klubu. Na takiej koalicji opiera się rząd Jerzego Buzka, w takich warunkach musi działać Marian Krzaklewski, który jest główną podporą premiera. Powstają sprzeczne oczekiwania. Z jednej strony, wielu polityków akcji oczekuje, że Buzek lub Krzaklewski, niczym dawni I sekretarze kompartii, będą wszechmocnie i zdecydowanie rządzić, z drugiej strony, często ci sami działacze tworzą sytuację szantażu. Bo skąd Krzaklewski ma mieć pewność, że nagle nie usłyszy od działaczy jednej z partii: ,,Marian, popieramy rząd, ale tworzymy własny klub. Zapraszamy cię więc na rozmowy do sali 124"? A i bez tego Krzaklewski musi myśleć o tym, że z jednej strony, skrajni narodowcy, a z drugiej - Lech Wałęsa, mogą ,,urwać" AWS po kilka procent zwolenników, co może oznaczać klęskę. To jak w tej sytuacji karać i wyrzucać? Zarówno Krzaklewski, jak i Buzek popełniają błędy - nie potrafią zorganizować sprawnego zaplecza merytorycznego, nie wypracowali polityki informacyjnej, rzeczywiście wykazują też - co im się najczęściej zarzuca - brak stanowczości. Na ile jednak mogą być bardziej stanowczy? Polityk SLD otwarcie atakujący Leszka Millera czy Aleksandra Kwaśniewskiego nie mógłby tego czynić zbyt długo, gdyż - decyzją kierownictwa i przy milczeniu kolegów - szybko przestałby być politykiem SLD. Polityk AWS publicznie atakujący Jerzego Buzka lub Mariana Krzaklewskiego może liczyć na pobłażliwość - większości przecież nie wyrzucą. Na tym polega różnica między instynktem samozachowawczym polityków lewicy i prawicy. Faktyczna przyczyna pogarszania się nastrojów społecznych w Polsce to spadek tempa rozwoju gospodarczego, wywołany m.in. kryzysem w Rosji i wolniejszym tempem wzrostu w Europie Zachodniej. Czy następny rząd wyda rozporządzenie o przyspieszeniu tempa wzrostu w krajach Unii Europejskiej? Czy będzie miał natychmiast pomysł, jak zwiększyć eksport, jak ograniczyć wydatki socjalne, obciąć dotacje dla kopalń i rolnictwa? Czy następny premier będzie potrafił lepiej dyscyplinować klub AWS? ,,Nowe otwarcie" może zaowocować sukcesem, gdy Jerzemu Buzkowi pozwoli się korzystać z nowych uprawnień, które daje mu tzw. ustawa o działach, a on sam też tego będzie chciał. Ponadto koalicja musi się zastanowić, co zrobić, by społeczeństwo odetchnęło od nowych reform, a równocześnie zmniejszyć wydatki socjalne i dotacje. Testem na to, kto wygra następne wybory parlamentarne, będzie przebieg debaty budżetowej i kształt przyszłorocznego budżetu. W tej chwili, po porażce opozycji, największym wrogiem koalicji może być ona sama. Jeżeli tak się stanie, prawica będzie mogła naśladować grupę uczestników piątkowej manifestacji, którym zdarzyło się, zapewne z ,,przemęczenia i wzruszenia", napisać na transparencie: ,,Rolnicy z Sulęcina - dajcie nam żyć".
Więcej możesz przeczytać w 40/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor:
Współpraca: