Bramy nowego świata

Bramy nowego świata

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z Charlesem B. Wangiem, prezesem i dyrektorem wykonawczym Computer Associates
Jarosław Giziński: - Przybył pan do Stanów Zjednoczonych z Chin, by z emigranta stać się prezesem jednej z największych korporacji w przemyśle informatycznym. Czy to prawda, że w pionierskich czasach tej branży tak łatwo było pokonać drogę "z garażu do drapacza chmur"?
Charles B. Wang: - Nie było to takie proste. Kiedy przybyłem do Ameryki, nie mogłem nawet przypuszczać, że w przyszłości będę kierował jakąkolwiek firmą. Rozpoczynając nasz biznes, musie liżmy pokonać mnóstwo przeszkód: szukaliśmy kapitału, wynajmowaliśmy konsultantów, czas pracy systemów komputerowych. Wymagało to wiele pracy, ale dawało satysfakcję. Oczywiście, informatyka nie wymaga aż tak dużych kapitałów jak choćby uruchomienie huty. Można zacząć działalność, nie mając prawie nic, nie znaczy to jednak, że każdy, kto ma jakiż pomysł, zostanie software'owym gigantem... Do tego trzeba ciężkiej pracy, pewnej dozy szczęścia i właściwych ludzi, z którymi się współpracuje.
- Powiedział pan, że tylko najbardziej rozwinięte przedsiębiorstwa będą w stanie przetrwać. Czy sądzi pan, że to właśnie szeroko rozumiana branża informatyczna będzie motorem rozwoju cywilizacji?
- Nie mam co do tego żadnych wątpliwości! Użycie technologii informatycznej jako nośnika informacji i narzędzia biznesu jest niezwykle istotne dla globalizacji, uprzemysłowienia i w końcu przekroczenia granicy epoki informatycznej. Oczywiście, wiele państw nie posiada jeszcze infrastruktury - w wielu miejscach problemem jest nawet dostęp do zwykłego telefonu. Ale dokonuje się postęp technologiczny, a systematyczne obniżanie kosztów spowoduje, że także te kraje będą w stanie włączyć się do procesów globalnych.
- Czy postęp technologiczny może się przyczynić do zniwelowania różnic między najwyżej rozwiniętymi państwami i resztą świata?
- To zależy, jak podchodzimy do tego zagadnienia - rozwój nowych technologii może oczywiście niwelować różnice, ale w pewnych warunkach może je wręcz pogłębić. W Computer Associates zawsze uważaliśmy, że należy rozwijać silne lokalne firmy komputerowe. W ten sposób zastosowanie technologii informatycznych staje się coraz powszechniejsze, co w rezultacie przyczynia się do rozwoju danego kraju.


Charles B. Wang
Charles B. Wang jest jedną z legendarnych postaci amerykańskiego przemysłu informatycznego. Do Stanów Zjednoczonych przybył wraz z rodziną w roku 1952, mając osiem lat. Po ukończeniu Queens College został informatykiem w instytucie badawczym Uniwersytetu Columbia. W 1976 r. założył firmę Computer Associates, której specjalnością od samego początku stała się produkcja oprogramowania dla przedsiębiorstw. Dzisiaj Charles Wang jest jednym z najbardziej cenionych (i najwyżej opłacanych) menedżerów w branży informatycznej. Przychody Computer Associates, zatrudniającej na całym świecie ponad 17 tys. pracowników, wyniosły w ubiegłym roku 5,3 mld dolarów. W 1994 r. Charles Wang opublikował przetłumaczoną na wiele języków książkę ?Techno Vision? (jej druga wersja ukazała się w 1997 r.), w której nakreślił perspektywy wykorzystania technologii informatycznej i Internetu w świecie biznesu.


- Czy takie państwa jak Polska - średnio rozwinięty kraj, który dopiero od kilku lat włącza się do procesów globalnych - mają szansę wziąć udział w ogólnoświatowym wyścigu technologicznym?
- Musicie się do niego włączyć! Jeśli będziecie się ograniczać tylko do rynku lokalnego, mogą was ominąć dokonujące się na świecie zmiany. Polscy specjaliści mają bardzo dobrą opinię, ale sami nie będą w stanie podołać wymogom finansowym. Receptą jest specjalizacja i zajmowanie specyficznych nisz rynkowych. Jeśli nie zbudujecie całego przemysłu, który będzie w stanie włączyć się w procesy globalne, ograniczając się do oferowania względnie taniej siły roboczej, to wcześniej czy później ktoś znajdzie sposób, żeby produkować jeszcze taniej.
- W kampanii reklamowej produktów CA wykorzystywany jest slogan "myślące programy". To oczywista przesada. Czy wierzy pan jednak, że pewnego dnia tworzone przez człowieka systemy rzeczywiście zaczną samodzielnie podejmować decyzje?
- Nie, nie sądzę. Maszyny mogą najwyżej pomóc w segregowaniu danych. Można to robić na dwa sposoby - jeden polega na ustalaniu pewnych prostych reguł i wyciąganiu wniosków wypływających z analizy informacji. Inny to kombinowanie danych na różne skomplikowane sposoby. Niekiedy nie jesteśmy w stanie przeanalizować bardzo odległych i zawiłych skojarzeń, a maszyna nam w tym pomaga. Maszyna może stwierdzić, czy pewne informacje odpowiadają wzorcom, ale żadna maszyna nie będzie potrafiła myśleć niezależnie od człowieka.
- Opracowany przez Computer Associates system analizy danych służy do doskonałego rozpoznania rynku i pozwala przewidzieć potrzeby konsumentów. Czy jednak technologia taka nie mogłaby zostać wykorzystana do zbudowania systemu kontroli społeczeństwa?
- Komputery nie są od tego, żeby gromadzić dane, one mają je analizować. Każde narzędzie może być nadużywane i w wykorzystywane niezgodnie z intencjami twórców - nawet Internet może służyć do rozsiewania plotek i zniszczenia czyjejś reputacji. Ostatecznie to ludzie określają sposób użycia narzędzi, które tworzą.
- Na przełomie tysiąclecia pojawiają się liczne próby nakreślenia perspektyw rozwoju ludzkości. Jaka jest pana wizja przyszłości? Czy ma to być "nowy wspaniały świat" pełen technologicznych cudów?
- Często zdarza się, iż przeceniamy pewne rzeczy i zjawiska tylko dlatego, że są całkiem nowe. Po upływie pewnego czasu okazuje się, że w istocie nie doceniliśmy ich znaczenia. W historii działo się tak wiele razy, gdy pojawiały się nowe technologie. Nie inaczej było z komputerami - najpierw mówiliśmy, że to "rewolucja, która zmieni świat", później komputer stał się zwyczajnym urządzeniem, a w końcu okazało się, że owo "zwyczajne urządzenie" naprawdę zmieniło świat. Dotychczas wydawało się, że komputery służą tylko do liczenia, ale dzisiaj technologia informatyczna pojawia się wszędzie - w samochodach, sprzęcie gospodarstwa domowego, w elektronicznych notatnikach. Nowy świat, w który wkraczamy, będzie pełen takich narzędzi. Zaczynamy się tym zachwycać, ale ja powtarzam, że świat realny jest prawdziwszy od wirtualnego, istniejącego w Internecie. Na różnych spotkaniach radzę rodzicom, by zachęcali swoje dzieci do wyjścia z domu, do gry w piłkę. Konieczny jest kontakt człowieka z człowiekiem, twarzą w twarz. Naszą dzisiejszą rozmowę moglibyśmy przeprowadzić za pośrednictwem Internetu, ale bez kontaktu osobistego nie byłoby to już to samo. Nie ma większej wartości niż ludzie, którzy mogą usiąść naprzeciw siebie i rozmawiać. Nie chciałbym tego utracić. Wyobrażam sobie, że w przyszłości świat będzie wypełniony cudownymi urządzeniami, które pomogą nam lepiej zorganizować i wykorzystać czas, ale nie będą służyły jako narzędzie ucieczki od rzeczywistości.

Więcej możesz przeczytać w 41/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.