Polska na eksport

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy możemy budować statki w Norwegii i sprzedawać polskie piwo w Australii?
Najbardziej proeks- portową gospodarkę mają państwa posiadające mały rynek wewnętrzny i nie obdarzone bogactwami naturalnymi" - napisał przed laty Alvin Toffler. Polska, niestety, ma duże zasoby węgla kamiennego, siarki i miedzi, a także spory i stosunkowo bogaty (jak na warunki wschodnioeuropejskie) rynek wewnętrzny. Być może właśnie dlatego nasza gospodarka nie jest proeksportowa i nie możemy się porównywać z takimi państwami, jak Szwajcaria, Holandia, Irlandia, Węgry czy Izrael, w których wartość eksportu przypadająca na mieszkańca jest wielokrotnie wyższa niż w Polsce.
Ze wszystkich danych dotyczących obrotów z zagranicą tylko jedna informacja jest pozytywna: w końcu sierpnia 1999 r. rezerwy dewizowe NBP wynosiły 26,1 mld USD (w sierpniu wartość importu wyniosła 3,3 mld USD). Wprawdzie w ostatnich kilku miesiącach wielkość rezerw nieznacznie spadła, ale ich poziom jest nadal gwarantem bezpieczeństwa. Na jak długo? Tym bardziej że wszystkie inne dane dotyczące obrotów bieżących są alarmujące, a w szczególności wielkość deficytu, który przekroczył już 6,8 mld USD, czyli równowartość 7 proc. PKB. - Wielkość deficytu nie zmniejszy się znacząco w ciągu najbliższych kilku lat - twierdzi Tadeusz Chrościcki, dyrektor departamentu Monitorowania i Analiz w Rządowym Centrum Studiów Strategicznych. Często zwraca się uwagę na dużą importochłonność polskiej gospodarki, powodującą ogromny odpływ dewiz. - Trzeba jednak pamiętać, że każdy wysoko przetworzony produkt wymaga zazwyczaj tzw. wsadu importowego. Dlatego jestem przeciwny ograniczaniu na siłę importu inwestycyjno-zaopatrzeniowego, gdyż może to doprowadzić do stagnacji gospodarczej - przekonuje Tadeusz Chrościcki. Spadająca wartość eksportu oznacza, że odnotowane w ostatnich miesiącach ożywienie gospodarcze i związany z tym wzrost produkcji przemysłowej został wywołany przez popyt wewnętrzny. - Trzeba przejść przez ten trudny okres, nie zwiększając popytu krajowego, który jest głównym czynnikiem wzrostu importu - uważa prof. Leszek Zienkiewicz z Niezależnego Ośrodka Badań Ekonomicznych. Jego zdaniem, konsekwencje deficytu handlowego będą uzależnione od działań zagranicznych inwestorów. Jeżeli nie będą oni wykonywali gwałtownych ruchów i nadal będą mieli zaufanie do polskiej gospodarki, to deficyt stanowiący równowartość 7 proc. PKB nie będzie zagrożeniem dla gospodarki.
Wprawdzie sierpniowe wyniki handlu zagranicznego są już lepsze, ale ekonomiści ostrzegają, że rezultaty jednego miesiąca nie dowodzą jeszcze o wytworzeniu się trwałej tendencji. W sierpniu zawsze spada import, a odwiedzający Polskę turyści zostawiają w bankach i kantorach więcej dewiz. W sierpniu miesięczny deficyt w obrotach bieżących zmniejszył się z 1,07 mld USD (w lipcu) do 736 mln USD. Jednakże po ośmiu miesiącach luka w bilansie wynosi 6,8 mld USD, podczas gdy rok temu nie przekraczała 2,6 mld USD.
Jeszcze w 1998 r. poważnym czynnikiem łagodzącym deficyt obrotów bieżących był handel przygraniczny. Kryzys rosyjski i związana z nim dewaluacja znacznie ograniczyły handlowe eskapady ze Wschodu. Wzrost cen powoduje, że Polska przestaje być dla Niemców atrakcyjnym miejscem codziennych zakupów. W rezultacie tegoroczne obroty przygranicznych bazarów są o prawie 45 proc. mniejsze niż w ubiegłym roku.
Dość powszechnie akceptowana jest teza, że znaczny udział w ujemnym bilansie naszego handlu zagranicznego mają zagraniczni inwestorzy. Rzadziej jednak mówi się o ich udziale w polskim eksporcie. To chyba nie przypadek, że największym polskim eksporterem nie jest żadne przedsiębiorstwo państwowe, żadna kopalnia czy huta, lecz włoski FIAT. W ubiegłym roku przemysł motoryzacyjny wygenerował ponad 2,14 mld USD deficytu w handlu zagranicznym Polski. W pierwszym półroczu 1999 r. ujemne saldo zmniejszyło się o ponad 350 mln USD. Za dwa, trzy lata (kiedy przestaną obowiązywać cła i prosty montaż samochodów będzie już nieopłacalny) szeroko rozumiany przemysł motoryzacyjny będzie jednym z poważniejszych źródeł napływu do Polski dewiz. Już w ubiegłym roku wyeksportowaliśmy samochody za ponad miliard dolarów, czyli o jedną czwartą więcej niż rok wcześniej. Eksport części i akcesoriów wzrósł o przeszło 40 proc. W 1998 r. polskie produkty trafiły po raz pierwszy do Grecji i Hiszpanii. Nowych rynków zbytu - w Czechach i Estonii, na Litwie, Łotwie i Słowacji - poszukuje także fabryka autobusów Neoplan. W tym roku w polskiej filii zakładów Volkswagena oraz fabryce Isuzu rozpoczęto produkcję silników wysokoprężnych, a Toyota podpisała umowę o budowie w naszym kraju fabryki części samochodowych. Cała produkcja pochodząca z zakładu Toyoty będzie eksportowana.


Złoty środek

Jak wygląda prawda o konkurencyjności polskich towarów? Wyniki raportu "Wskaźniki technologicznej konkurencyjności wybranych krajów świata", opracowanego przez Centrum Polityki i Oceny Technologii Uniwersytetu w Atlancie w stanie Georgia, są dla nas bezwzględnie optymistyczne. Twórcy raportu analizowali między innymi politykę innowacyjną państwa (np. wskaźnik ryzyka inwestycyjnego), społeczno-ekonomiczną infrastrukturę kraju (poziom wykształcenia społeczeństwa, wyposażenie i organizacja przedsiębiorstw, nastawienie do inwestycji zagranicznych, cechy rynku kapitałowego itp.). Dalsze kategorie dotyczyły infrastruktury technologicznej, zdolności produkcyjnych, poziomu eksportu produktów zaawansowanych technologicznie i ich udziału w ogólnej wartości eksportu oraz oceny zachodzących zmian i perspektyw na przyszłość. Obecnie trwają prace nad najnowszą wersją raportu, opublikowane dane pochodzą z roku 1996. Dokument jest dostępny w Internecie pod adresem: http://tpac.gcatt.gatech.edu/hti/htiexec.htm. Podstawowe wnioski autorów są następujące: a) postępuje stopniowe wyrównywanie wskaźników technologicznej konkurencyjności czołowych państw, b) sytuacja w krajach po raz pierwszy uwzględnionych w raporcie (między innymi w Polsce) potwierdza korzystne tendencje rozwoju konkurencyjności. Wnioski te są ciekawe i odbiegają chyba znacznie od naszych obiegowych opinii. Jak na przykład interpretować fakt, że Polska już obecnie jest bardziej konkurencyjna od Hiszpanii, zaś za piętnaście lat mielibyśmy wyprzedzić także Włochy czy Szwajcarię i pozostać tylko nieznacznie w tyle za USA? Mówimy przecież o postępującej dominacji potęg gospodarczych w zakresie produkcji high-tech oraz powszechnie obawiamy się rzekomo powstającego wokół nas hermetycznego i ekskluzywnego klubu państw zaawansowanych technologicznie. Wszystko wskazuje jednak na to, że naszymi głównymi rywalami na rynkach światowych w nadchodzących dekadach będą takie kraje jak Malezja, Filipiny, Chiny, Indie czy Brazylia. Wniosek ostateczny? Należy jak najszybciej wziąć się do roboty, aby to, co najwyraźniej jest możliwe w ocenie ekspertów, stało się faktem. Wielu z nas nie ma bowiem wrażenia, że dzisiejsza polityka państwa zmierza w takim właśnie kierunku.


Głównym powodem słabych wyników eksportu jest jednak skromna oferta naszego przemysłu. Nadal nie mamy produktów, które jednoznacznie kojarzyłyby się z naszym krajem, chociaż jesteśmy na przykład światowym potentatem w produkcji koncentratu jabłkowego. - Często pojawiają się opinie, że nie wykorzystujemy możliwości zbytu towarów na potężnym rynku chińskim, a państwo nie wspiera potencjalnych eksporterów - mówi Krzysztof Jabłoński, prezes zarządu KUKE SA. - Tymczasem już dawno uruchomiliśmy linię kredytową o wartości ok. 300 mln USD. Na razie nie skorzystała z tego żadna firma. Podobną linię uruchomiono dla tych, którzy chcą eksportować swoje produkty na Litwę. Ona także nie jest wykorzystana. Po prostu w Polsce nie ma towarów poszukiwanych przez Chińczyków czy Litwinów - przekonuje prezes Jabłoński.
Trzeba się zgodzić z opinią wyrażoną przez prof. Cezarego Józefiaka, prezydenta Centrum im. Adama Smitha, podczas zorganizowanego przez "Wprost" i Forum Izb Gospodarczych Unii Europejskiej seminarium "Polska globalna: w jaki sposób inwestycje zagraniczne powiększają bogactwo narodów". Powiedział on, że szefom polskich firm brak przebojowości i determinacji w zdobywaniu zagranicznych rynków. - Deficyt w bilansie handlowym jest nie tylko "zasługą" zagranicznych inwestycji, ale także braku ekspansywności i konkurencyjności naszych przedsiębiorstw i produktów - uważa prof. Józefiak.
Niewiele jest polskich przedsiębiorstw, które próbują konkurować z zagranicznymi firmami na ich rodzimym rynku. Ich lista nie zmienia się praktycznie od lat - Zelmer, Amica. Kto jeszcze odniósł znaczący sukces lub tylko podjął próbę zdobycia trudnego rynku? Czy można sprzedawać polskie piwo w Australii i budować statki w Norwegii? Okazuje się, że jest to realne. Browar Dojlidy w Białymstoku, należący do niemieckiego koncernu Binding Brauerei, zamierza sprzedać w ciągu najbliższego roku milion butelek piwa w Australii. Pierwszy transport 100 tys. butelek trafi niedługo do sklepów, pubów i restauracji między innymi w Sydney i Melbourne. Czy uczestnicy igrzysk w Sydney będą mogli skosztować egzotycznego piwa z Polski?
Natomiast stocznia w Gdyni stara się o kupno od norweskiego koncernu Kvarnera stoczni Masa Yard, produkującej luksusowe statki wycieczkowe. Cena jednostki wynosi ok. 300 mln USD. Czy niedługo również Polska dołączy do grona producentów takich statków?
Więcej możesz przeczytać w 42/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.