Podatkowa kontrrewolucja

Podatkowa kontrrewolucja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co drugi Polak badany przez CBOS chciałby płacić niższe podatki i sam decydować o wydatkach na leczenie, kształcenie i inne potrzeby
Co drugi Polak badany przez CBOS chciałby płacić niższe podatki i sam decydować o wydatkach na leczenie, kształcenie i inne potrzeby. Na obniżenie podatków - nawet gdyby spowodowało to ograniczenie dotacji państwa na różne świadczenia społeczne - zgadza się 48 proc. ankietowanych, a aż 60 proc. opowiada się za niższymi podatkami i zlikwidowaniem równocześnie ulg i odpisów. Zaledwie 9 proc. jest zdania, że wyższe podatki, ale jednocześnie możliwość skorzystania z ulg i odpisów, to rozwiązanie korzystniejsze. Ponad 66 proc. Polaków stwierdziło, że obecny system fiskalny należy zreformować. Tylko co dziesiąty jest przeciwnego zdania. Okazuje się więc, że zrównania obywateli wobec prawa - co gwarantuje konstytucja, lecz nie progresywny system podat- kowy - domaga się już 91 proc. społeczeństwa.
- Podatnicy zaczęli rozumieć, że dzięki obniżeniu podatków w ich kieszeniach zostanie więcej pieniędzy, które można przeznaczyć na inwestycje o charakterze przemysłowym czy na przykład edukacyjnym. Ponad 66 proc. pracujących w prywatnych firmach ma też świadomość, że ich byt zależy od bezpieczeństwa ich pracodawców - mówi Zbigniew Niemczycki, prezes Polskiej Rady Biznesu.


Polacy chcą niższych podatków kosztem likwidacji ulg

Opodatkowanie w Polsce należy do najwyższych na świecie. Według statystyk OECD, w 1997 r. podatki (wraz z obowiązkowymi składkami i opłatami) stanowiły u nas 41 proc. PKB, podczas gdy w Wielkiej Brytanii - 35,3 proc., a w szybko rozwijającej się Irlandii - 34,8 proc. Znacznie niższy poziom fiskalizmu mają najbardziej dynamiczne gospodarki świata: w Stanach Zjednoczonych i Japonii podatki stanowią odpowiednio 28,5 proc. i 28,4 proc. PKB.
W Polsce po 1990 r. automatycznie przejęto system podatkowy funkcjonujący w zachodniej Europie, modyfikując go zgodnie z zakorzenionym w naszej świadomości postulatem równości społecznej. Ale równość ta prowadzi do stagnacji, wręcz dusi gospodarkę. - Prosty i stabilny system podatkowy wzmacnia korzystne procesy ekonomiczne, jest ich katalizatorem. I nieprawdą jest, że zyskują na tym tylko najbogatsi - przekonuje Aleksander Gudzowaty, prezes Bartimpeksu. System podatkowy powinien umożliwiać wzrost gospodarczy (ok. 6 proc. rocznie) i tworzenie nowych miejsc pracy. Na pewno nie powinien natomiast zachęcać przedsiębiorców do ucieczki do podatkowych rajów lub krajów o mniejszym fiskalizmie - zgodnie twierdzą przedstawiciele Centrum im. Adama Smitha i Business Centre Club. - Polsce potrzebne są inwestycje przekładające się na wzrost gospodarczy i przynoszące korzyści wszystkim obywatelom, czyli płatnikom podatku od osób fizycznych i prawnych. Skomplikowany system fiskalny oraz wysokie progi podatkowe wpływają natomiast na podnoszenie kosztów pracy, a co za tym idzie - zniechęcają inwestorów - uważa Cristiano Pinzauti, przewodniczący Forum Izb Gospodarczych Unii Europejskiej.
Prosty i sprawiedliwy system fiskalny, którego domaga się polskie społeczeństwo, niekoniecznie odpowiada różnym "obrońcom ludu". Stracą oni bowiem swoją klientelę wyborczą - obiecują jej przecież finansowanie kolejnych wydatków socjalnych z budżetu. Zapłacić za to mieliby oczywiście zarabiający najwięcej. Utrzymywanie, że strategia Janosika wzbogaca budżet państwa, jest tymczasem jedną z większych mistyfikacji. Przecież największą część wpływów fiskalnych stanowią podatki pośrednie - od towarów i usług, akcyzowy oraz od gier (56,6 proc.) - a także dochodowy od osób prawnych (11,7 proc.). Podatek dochodowy od osób fizycznych przynosi nieco więcej niż czwartą część wpływów podatkowych (26,4 proc.). Przy tym - według danych za 1998 r. - 95 proc. płatników (ponad 23 mln) uiściło podatek dochodowy według najniższej stawki. "Obrońcy ludu" mamią więc społeczeństwo, twierdząc, że wystarczy złupić 1,2 mln podatników płacących wedle stawek drugiego i trzeciego progu, aby radykalnie zwiększyć wydatki bud- żetowe. Nawet gdyby osoby te płaciły 80 proc. podatku, dla budżetu państwa nie miałoby to większego znaczenia.


Węzeł gordyjski

Polski system podatkowy zaczęto reformować w 1989 r., wprowadzając jednolity podatek dochodowy od osób prawnych. W 1992 r. wprowadzono jednolity podatek dochodowy od osób fizycznych, a rok później podatek od towarów i usług (VAT), który zastąpił podatek obrotowy. Obecny system cechuje nadmierny fiskalizm, dotyczy to zwłaszcza kosztów pracy. Od pracownika o dochodach opodatkowanych według najniższej stawki pracodawca odprowadza do ZUS i na Fundusz Pracy 74,3 proc. płacy netto. Pracownik, którego zarobki mieszczą się w drugim przedziale podatkowym (zwykle lepiej wykształcony), kosztuje pracodawcę 111,2 proc. pensji netto. Zatrudnienie zaś osoby płacącej podatki według najwyższych stawek wiąże się z oddaniem - w formie podatków - 146,6 proc. pensji netto. Obecny system fiskalny jest też niestabilny i nieczytelny oraz wymaga zbyt wielu zawiłych interpretacji. W przepisach dotyczących podatku dochodowego od osób fizycznych istnieje 71 zwolnień ustawowych, 54 pozaustawowe, 13 rodzajów odliczeń od dochodu, 16 rodzajów odliczeń od podatku. W regulacjach dotyczących podatku dochodowego od osób prawnych mamy ponad 40 zwolnień ustawowych, w przepisach o podatku VAT - 17 zwolnień. Izby i urzędy skarbowe co roku wydają kilkadziesiąt tysięcy interpretacji przepisów podatkowych. W latach 1992-1998 ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych była zmieniania ponad trzydzieści razy, ustawa o podatku dochodowym od osób prawnych - niemal czterdzieści razy, ustawa o VAT oraz podatku akcyzo- wym - trzynaście razy.



Podatki bezpośrednie - czyli od dochodów osób fizycznych i prawnych - nie powinny być narzędziem polityki socjalnej państwa. - W Europie Zachodniej, zbudowanej na koncepcji państwa opiekuńczego, opartego na progresywnych podatkach, coraz śmielej mówi się o konieczności zmian, o wycofywaniu się z tej filozofii - przekonuje Janusz Lewandowski, minister przekształceń własnościowych w rządzie Hanny Suchockiej. - Nigdzie nie jest powiedziane, że podatki muszą pełnić tzw. funkcję redystrybucyjną, być na przykład narzędziem polityki społecznej - mówi prof. Jerzy Osiatyński, były minister finansów. - Państwo dysponuje innymi instrumentami, w tym podatkami pośrednimi, nakładając odpowiednie stawki na określone towary i usługi. Na świecie pojawiła się tendencja do obniżania obciążeń z racji podatków bezpośrednich. Zastępuje się je pośrednimi: VAT i akcyzą. W Polsce efekty utrzymywania progresywnego podatku, a jednocześnie zwiększania liczby ulg i odliczeń od podstawy opodatkowania wzajemnie się znoszą. Ostatnie badania ujawniły, że ponad 60 proc. samodzielnie rozliczających się płatników nie planuje swoich wydatków tak, aby w jak największym zakresie skorzystać z ulg i odpisów. Gdy porówna się wyniki sondaży z kwietnia 1999 r. z rezultatami sprzed dwóch lat, można zauważyć, że liczba osób zamierzających maksymalnie wykorzystać ulgi i odpisy spadła o ponad 30 proc. W ostatnich latach system podatków progresywnych wcale nie sprzyjał najmniej zarabiającym. Jeszcze w 1996 r. podatnicy o najniższych dochodach, którzy nie korzystali z odliczeń, zapłacili faktycznie 16,68 proc. swoich przychodów, a osoby należące do drugiej grupy podatkowej i korzystające z odliczeń zapłaciły "tylko" 15,62 proc. Wysoki jest też u nas (ponadtrzydziestoprocentowy) udział świadczeń społecznych (emerytur, rent, zasiłków dla bezrobotnych itd.) w dochodach do opodatkowania. Oznacza to, że co roku wielokrotnie i bez uzasadnienia wewnątrz sektora publicznego przepływa przynajmniej kilkanaście miliardów złotych - najpierw się te pieniądze wypłaca, po czym trzecią ich część zabiera w formie podatku. Robert Gwiazdowski, szef Komisji Podatkowej Centrum im. Adama Smitha, uważa, że jeśli ponad 95 proc. płatników mieści się w pierwszym przedziale skali podatkowej, to mamy w Polsce podatek liniowy. Mimo że wyższe podatki uiszcza minimalny odsetek płatników, do ich obsługi stworzono niezwykle skomplikowany system, którego funkcjonowanie kosztuje wszystkich więcej niż dodatkowe wpływy do budżetu z tytułu progresji. Obecny system podatkowy jest niejasny. Co roku w zeznaniach podatkowych pojawia się mnóstwo błędów, a pomyłki zdarzają się także fiskusowi (w 1998 r. uchylono aż 25 proc. wydanych przez organy podatkowe orzeczeń w sprawach spornych). System jest także nieefektywny. W latach 1996-1997 płatnicy opodatkowani na zasadach ogólnych zwiększyli na przykład swoje dochody brutto o 25 proc., natomiast zapłacone podatki wzrosły w tym czasie tylko o 12 proc.
Życie potwierdziło więc argumenty Leszka Balcerowicza, ministra finansów, od dwóch lat lansującego program wprowadzenia podatku liniowego w wysokości 17-18 proc. Zgodnie z ideą tego podatku biedniejsi będą i tak oddawali fiskusowi mniej niż płatnicy o wyższych dochodach. Osoba zarabiająca 100 tys. zł zapłaci do wspólnej kasy ok. 18 tys. zł, a podatnik o dochodzie 10 tys. zł - jedynie 1800 zł.
- Wyczerpały się w Polsce rezerwy proste, które wyzwoliły się po urynkowieniu gospodarki. Obserwowane ostatnio obniżenie tempa wzrostu gospodarczego wskazuje na to, że konieczne jest zwiększenie funduszy na inwestycje i obniżenie kosztów pracy, co przyczyni się do poprawy konkurencyjności polskich towarów na rynku wewnętrznym i zewnętrznym. Zwiększony popyt na polskie produkty zwróci się z kolei w postaci większych dochodów budżetu państwa, więc koło się zamknie. Umożliwiłoby to wprowadzenie podatku liniowego - konkluduje Jeremi Mordasewicz, wiceprezes Business Centre Club.

Więcej możesz przeczytać w 42/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.