Moralna rekompensata

Moralna rekompensata

Dodano:   /  Zmieniono: 
PRL skrzywdziła nie tylko byłych właścicieli
Doceniam prawne i moralne racje przemawiające za pełną reprywatyzacją mienia zagarniętego przez władze komunistyczne. Choć przyznam, że nie one są dla mnie najważniejsze. Mało ważne bowiem wydaje mi się to, czy komuś zabrano 51-hektarowy majątek zgodnie z dekretem o reformie rolnej, czy też bezprawnie pozbawiono go 49-hektarowego gospodarstwa. Drugorzędne są także kwestie, czy dekret o reformie rolnej był zgodny z konstytucją i czy w ogóle PKWN miał prawo go wydawać. Dla każdego rozsądnego człowieka o jakiej takiej intuicji moralnej wszystkie te czyny muszą mieć jednoznaczną ocenę - był to rabunek.
Za bardzo ważne i na ogół pomijane w dyskusji o reprywatyzacji uważam natomiast pytanie: dlaczego komuniści rabowali? Otóż nie rabowali w imię "sprawiedliwości społecznej". Nie rabowali także po to, aby znaleźć środki na sfinansowanie rozwoju kraju. Te czynniki, jeżeli brane były pod uwagę przy podejmowaniu decyzji, miały drugorzędne znaczenie.
Nacjonalizacja miała jeden zasadniczy cel, notabene niezbyt przez teoretyków nowej władzy tajony. Chodziło o likwidację wszystkich warstw społecznych, które mogły się sprzeciwiać dyktaturze garstki sowieckich pomazańców, całkiem wyraźnie zmierzających z końcem lat 40. do przekształcenia Polski w kolejną republikę Ojczyzny Światowego Proletariatu.
Wywłaszczenie było ważnym, ale tylko jednym z bogatego zestawu środków służących temu celowi. Oprócz pozbawiania własności było to także pozbawianie wolności (a nawet życia) wszystkich faktycznych i potencjalnych buntowników, utrudnianie zdobycia wykształcenia dzieciom z nieprawomyślnych rodzin, ograniczanie wolności przemieszczania się i miejsca zamieszkania, swobody wyboru pracy. W efekcie owej antynarodowej polityki prowadzonej z malejącym natężeniem do czerwca 1989 r. straty poniosła znaczna część społeczeństwa. Liczbę pokrzywdzonych prościej określić można od drugiej strony - strat nie ponieśli tylko ci obywatele PRL, którzy bez zastrzeżeń i na każdy rozkaz gotowi byli stawać do obrony dominacji PZPR.


Strat nie ponieśli tylko ci, którzy na każdy rozkaz gotowi byli bronić dominacji PZPR

Część strat, na przykład tych związanych z pozbawieniem własności, jest wymierna. Sporej części jednak ani wymierzyć, ani zrekompensować się nie da. Kogoś tak zastraszono w UB, że do końca życia był z niego strzęp człowieka. Komuś uniemożliwiono edukację uniwersytecką i zmarnował swe wielkie zdolności. Ktoś nie dostał paszportu, nie wyjechał na stypendium i nie został laureatem Nagrody Nobla. Innego natomiast przymuszono do nie chcianej emigracji. Jedni stracili dorobek życia, inni w życiu nie mogli się dorobić. Wszyscy bowiem, prawie bez wyjątku, cierpieli niepotrzebną biedę. Wedle znanych szacunków ekonomistów, gdyby Polska nie przeszła półwiecznego eksperymentu z księżycową sowiecką ekonomiką, produkt krajowy brutto przypadający na mieszkańca wynosiłby nie cztery, lecz dziesięć tysięcy dolarów. Jak sprawiedliwie rozliczyć się z owych niesprawiedliwości? Sądzę, że jest to możliwe tylko przy równoczesnym spełnieniu dwóch warunków. Po pierwsze, idzie o jednoznaczne potępienie półwiecza komunizmu w Polsce jako okresu nieprawości, niesprawiedliwości i pełzającej kolonizacji. A taka ocena, stanowiąca najważniejszą moralną rekompensatę dla pokrzywdzonych, nie została jeszcze jednoznacznie dokonana. Bronią się przed nią zwłaszcza partie, które są spadkobierczyniami "sił kierowniczych PRL". Ale nie tylko. Oto Andrzej Lepper, mile widziany przez niektórych jako przyszły wódz znaczącego ugrupowania parlamentarnego, może w odrodzonej Polsce bezkarnie wychwalać Stalina. A ciche przyzwolenie rządzącej koalicji na jego postępki jest ważną przyczyną rozmywania moralnych podstaw państwa i prawa.
Warunek drugi to usunięcie skutków tych krzywd, które można naprawić. Na jednym z pierwszych miejsc wymienić tu trzeba rekompensatę za zagarnięcie mienia. Pamiętać należy jednak także o tym, że w tym wypadku skrzywdzonym, znanym z imienia i nazwiska, straty rekompensuje bezimienna rzesza tych, którzy również byli pokrzywdzeni. I z tego, a nie tylko z bilansowych wyliczanek, wynikać musi wniosek, że owa rekompensata nie może być stuprocentowa.
Sądzę, że większość bezetów (byłych ziemian), befów (byłych fabrykantów), beków (byłych kamieniczników), a także tych, których obrabowano dlatego, że potrzeba było jeszcze paru groszy, skłonna jest podzielić to rozumowanie. Zwłaszcza jeżeli towarzyszyć mu będzie wspomniana wyżej ogólna ocena systemu politycznego PRL.



Więcej możesz przeczytać w 43/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.