FASADA

Dodano:   /  Zmieniono: 
O ile nie dziwi obecność spółek węglowych, hut bądź PKP na liście największych dłużników budżetu, o tyle zastanawia inwestycyjny rozmach niektórych z nich
- wznoszenie okazałych gmachów, nierzadko zdobionych marmurami i złoceniami, czy kupowanie luksusowych samochodów. W 1998 r. z pieniędzy podatników na inwestycje centralne przeznaczono ponad 17 mld zł, czyli tyle, ile wyniosły łączne wydatki na obronność i bezpieczeństwo publiczne. Sprawozdanie Urzędu Zamówień Publicznych ujawniło, że 77 proc. tej kwoty - ok. 13,5 mld zł - przekazano na prace budowlane. Nikt nie wie, ile na tego typu inwestycje wydają spółki węglowe, fundusze celowe i firmy będące własnością skarbu państwa. Zdawkowe informacje wskazują, że na przykład w 1996 r. z pieniędzy przeznaczonych na remonty i budowy ZUS można by sfinansować emerytury dla prawie 20 tys. osób. Niemal tylu osobom ZUS z opóźnieniem wypłacił świadczenia we wrześniu tego roku. Dlaczego najwięksi dłużnicy skarbu państwa, zamiast wdrażać programy naprawcze, budują okazałe siedziby?
Przed wojną w Polsce architektoniczne standardy wyznaczały projekty budynków użyteczności publicznej. Obecnie ta tradycja powoli się odradza - nowe siedziby Sądu Najwyższego, Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego czy Biblioteki Śląskiej są tego dobrym przykładem. W wypadku szklanych fasad obiektów ZUS (zaciągającego kolejne pożyczki z budżetu) oraz "plombowania" marmurami siedzib Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (dotowanego z budżetu w 95 proc.) trudno mówić o kształtowaniu wzorców estetycznych. Budynki te często bowiem powstają samowolnie, wbrew planom zagospodarowania przestrzennego. - Troszcząc się o swoje polityczne kariery, lokalni działacze popierają te inwestycje, przy czym nie zwracają uwagi na przestrzeń publiczną, która wciąż będzie istnieć, gdy oni przestaną być politykami - mówi Krzysztof Chwalibóg, prezes Stowarzyszenia Architektów Polskich.


Najwięksi dłużnicy skarbu państwa zamiast wdrażać programy naprawcze, budują okazałe siedziby

Anna Bańkowska, prezes ZUS w czasie rządów koalicji SLD-PSL, zaakceptowała z kolei kupno luksusowych samochodów (po ujawnieniu faktu przez media wycofała się z tej decyzji). Gdy w ZUS planowano nabycie drogich aut, równocześnie wyciągano rękę po kolejne, coraz wyższe dotacje budżetowe. Zarząd firmy nie widział też przeszkód w wydaniu w 1996 r. 167 mln zł na wykładane marmurami siedziby i projekty nowych obiektów. - To typowy przykład samowoli decyzyjnej. Urzędnicy firm państwowych, w tym ZUS, skarżą się na ciasnotę i brak odpowiednich warunków do pracy. Kiedy kontrolą zostają objęte te firmy, często okazuje się jednak, że korzyści uzyskane z poprawy warunków pracy i wzbogacania krajobrazu architektonicznego są pozorne. Spora część pieniędzy jest zaś wyrzucana w błoto - mówi Andrzej Wielowieyski, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych.
Gdy po 1989 r. wielu prywatnych biznesmenów chciało zademonstrować swój nowy status materialny, nie wystarczało im kupowanie butów Westona czy zegarków Shoparda. Siedziby swoich firm wyłożyli więc marmurami sprowadzonymi z Carrary. Większość z nich szybko splajtowała. Prezesi firm należących do skarbu państwa oraz holdingi i fundusze powołane na mocy decyzji rządu nie bankrutują, choć inwestują równie ryzykownie. Jednocześnie brakuje elementarnej kontroli "zewnętrznych objawów zamożności" przedsiębiorstw, które przed urzędami skarbowymi odgrywają rolę bankrutów. W Polsce jeszcze się nie zdarzyło, by prezes firmy państwowej został odwołany za realizację ekstrawaganckich pomysłów architektonicznych. Tymczasem w wielu krajach jest to standardowe postępowanie. Na przykład w 1993 r. Jacques Attali, dyrektor Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, stracił posadę, gdy zgodził się na wyłożenie marmurem londyńskiej siedziby banku. - Podczas gdy w Europie środki publiczne wydawane są na projekty przyjmowane w drodze konkursów, w Polsce przyjęła się korupcyjna praktyka przetargów. To śmieszne zawody, w których konkurują ceny, a nie wizja estetyczna i praktyczna nie do końca znanych projektów. SARP bezskutecznie próbuje od dwóch lat przekonać Urząd Zamówień Publicznych, by do rywalizacji startowała jakość, a nie cena. Zamówienie nie będzie wówczas trafiało do przypadkowych wykonawców, lecz do tego, kto najlepiej potrafi rozwiązać zadanie. Powstające w efekcie takich procedur budynki nie budziłyby takich kontrowersji jak obecnie - tłumaczy Krzysztof Chwalibóg.
Polskie przepisy regulują jedynie kwestie zamówień dotyczących robót budowlanych. Natomiast planowanie większości inwestycji odbywa się poza procedurą zamówień publicznych. Kontrola NIK, obejmująca inwestycje przeprowadzone przez ZUS, ujawniła, że w latach 1996-1997 budowano lub modernizowano niemal połowę z 301 siedzib oddziałów i inspektoratów. W 34 proc. placówek urzędnicy uzyskali optymalny, określony przez Ministerstwo Pracy wskaźnik powierzchni użytkowej, czyli 13-20 m2 na osobę. Niemal połowie pracowników ZUS zapewniono jednak biura, w których na osobę przypadało ponad 20 m2. W budynku inspektoratu w Brzezinach, podlegającego oddziałowi ZUS w Żyrardowie (na inwestycję wydano 2 mln zł), na urzędnika przypada 98,8 m2. Inspektorat w Zwoleniu, zatrudniający osiemnaście osób, wyposażono w 68 biurek i 118 krzeseł. - Wydatki inwestycyjne zależą od tytułu własności firm. Wiadomo, że prywatny właściciel dokonuje racjonalnej alokacji środków, licząc się ze swoimi możliwościami i potrzebami - mówi Andrzej Wielowieyski. Podczas gdy inwestowano w biurka i ściany (na modernizację i budowę obiektów wydano 364,4 mln zł), jedynie 8 proc. wydatków przeznaczono na komputeryzację ZUS. Nawet w połowie nie zrealizowano planów dotyczących informatyzacji firmy. - Trudno wyważyć estetyczną rangę powstających obiektów i racje ekonomiczne. Realizacja inwestycji ZUS pochłania najwyżej 0,5-1 proc. budżetu firmy. Gdyby te pieniądze przeznaczono na pomoc społeczną, nie byłaby znacząca. Tymczasem tacy inwestorzy jak ZUS mają do spełnienia - obok innych zadań - misję tworzenia krajobrazu kulturowego Polski. Krytyka powstających obiektów pozbawiona jest głębszej refleksji, bo przecież pieniądze przeznaczone na realizację wizji projektantów mogłyby się zmarnować. A tak przynajmniej zostaje po nich ślad w krajobrazie - zgodnie twierdzą Andrzej Duda i Henryk Zubel, autorzy między innymi projektu siedziby ZUS w Zabrzu.
Budynek przy ulicy Szczęść Boże w Zabrzu architekci uznali za "kolejny krok w ciągu osobistych poszukiwań, wpisujących się w nurt światowej architektury". - Należy pamiętać, że projektanci często dla własnej sławy potrafią wymusić na zleceniodawcy realizację najbardziej fantastycznych wizji. Firmy de facto nie posiadające właściciela postępują samowolnie, wybierając projekty piękne, ale niekoniecznie tanie i potrzebne - ripostuje Andrzej Wielowieyski. Do takich inwestycji należą realizowane w ostatnich latach siedziby ZUS w Gdyni i Kartuzach. Łącznie wydano na nie 15 mln zł. Pracownicy tłumaczą, że nowe pomieszczenia są niezbędne, gdyż na osobę przypada dziś ok. 18 m2 powierzchni. Podobnej argumentacji użyto, wyjaśniając, dlaczego na budowę i modernizację inspektoratów ZUS w Gnieźnie i Poznaniu wydano 10 mln zł. W 1997 r. władze Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego przymierzały się do kupna kilkunastopiętrowego wieżowca w Poznaniu, mimo że w tym samym czasie NIK zakwestionowała zasadność zwiększenia liczby nieruchomości KRUS (z 42 do 76). Warto się też przyjrzeć siedzibom spółek węglowych - największych dłużników skarbu państwa. Wyjątkowo okazały budynek zafundowała sobie Nadwiślańska Spółka Węglowa, zadłużona wobec ZUS na 623,2 mln zł. W pierwszym etapie - w latach 1994-1995 - gruntownie przebudowano dawny hotel robotniczy, całkowicie zmieniając zewnętrzną elewację i dodając szklaną fasadę. Później rozpoczęto budowę czterokondygnacyjnego obiektu z podziemnym garażem i specjalnym systemem wentylacji.
Wydatki spółek węglowych, ZUS, KRUS czy PFRON obciążają podatników, a nie decydentów. Firmy wyciągające pieniądze z naszych kieszeni powinny więc zachować umiar, decydując się na inwestycje. Oczywiście, kupno mniejszej liczby krzeseł czy rezygnacja z klimatyzacji nie przyczyni się do likwidacji deficytu budżetowego, ale będzie sygnałem, że publiczny grosz wydawany jest z namysłem. Ponadto nie igra się z opinią publiczną, gdy brakuje środków na wiele ważnych celów społecznych.

Więcej możesz przeczytać w 43/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor:
Współpraca: