Wyobraźnia władzy

Wyobraźnia władzy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z prof. JERZYM BUZKIEM, prezesem Rady Ministrów
"Wprost": Gdy niemal rok temu przekraczał pan próg swego gabinetu, zdawał pan sobie sprawę, ile reform trzeba będzie przeprowadzić "na wczoraj"?
Jerzy Buzek: Nie miałem wątpliwości co do konieczności nadrobienia straconego czasu. Obserwując życie polityczne poprzednich czterech lat, widziałem marnowanie olbrzymiej szansy, jaką otrzymała Polska dzięki sprzyjającej koniunkturze między- narodowej i osiągnięciom pierwszych rządów solidarnościowych.
- W Polsce ścierają się dwie filozofie sprawowania władzy: filozofia bezpiecznego "dryfowania" oraz filozofia uzdrawiania państwa, mimo wynikających z tego politycznych niebezpieczeństw.
- Proszę zwrócić uwagę, że partie, które przez cztery lata, chcąc zapewne przypodobać się wyborcom, nie zdecydowały się na żadne zmiany, przegrały ostatnie wybory. Znaczy to, że ludzie w Polsce oczekują zmian, że przekonały ich efekty reform przeprowadzonych przez pierwsze rządy solidarnościowe. Wiele dużych grup zawodowych już teraz dostrzega w proponowanych przemianach swoją życiową szansę.
- W rządzie Tadeusza Mazowieckiego większy nacisk położono na wprowadzenie mechanizmów uzdrawiających gospodarkę jako podstawę siły państwa. Pana gabinet wprowadza cztery fundamentalne reformy ustrojowe, jednak zostawia na przyszłość kwestię sanacji finansów publicznych.
- Nasza gospodarka jest w zupełnie innej kondycji niż na początku lat 90. Obecny jej stan pozwala na godzenie reform ustrojowych ze stabilnym rozwojem ekonomicznym. Co więcej, zasadnicza zmiana modelu funkcjonowania państwa przyspiesza wzrost gospodarczy. Reforma systemu ubezpieczeń emerytalno-rentowych wzmocni przecież rynek kapitałowy, reforma samorządowa da szansę prowadzenia racjonalnej polityki regionalnej, reforma szkolnictwa zapewni gospodarce dopływ wysoko wykwalifikowanych kadr oraz umożliwi naszym obywatelom konkurowanie na europejskim rynku pracy. Reforma służby zdrowia zaowocuje lepszą kondycją zdrowotną społeczeństwa. Moim zdaniem, siła gospodarki zależy w dużym stopniu od sprawności zreformowanego państwa. Proszę jednak nie zapominać, że wprowadzamy zasadnicze reformy gospodarcze, także odkładane przez poprzedników; chodzi tu przede wszystkim o uzdrowienie górnictwa i stopniowe zmniejszanie deficytu budżetowego.
- Obóz solidarnościowy rozpoczął reformy, za które zapłacił przegraną w wyborach w 1993 r. Przez następne cztery lata obserwowaliśmy trwałość myślenia działaczy obozu lewicy postkomunistycznej: co jest dobre dla partii, jest dobre dla państwa.
- Myślenie wyłącznie w kategoriach interesu partyjnego to pozostałość po państwie komunistycznym, kiedy to podstawowym celem sprawujących władzę było samo sprawowanie władzy. W krajach byłego bloku socjalistycznego, których rozwój hamowano przez prawie pół wieku, potrzeba dokonania zmian może być bardzo potężną siłą, znacznie większą od obaw przed skutkami tych zmian. Jeśli spojrzymy na to, co się dzieje za wschodnią granicą Polski, na kraje, które nie przeprowadziły zasadniczych reform, to widzimy jasno, że każda inna droga prowadzi donikąd. Coraz więcej ludzi to dostrzega i wyciąga wnioski. Na tym właśnie opieram swoje przekonanie, że rozpoczęcie reform daje największą szansę na utrzymanie przewagi przez te siły polityczne, które zdolne są do podejmowania śmiałych i dalekowzrocznych decyzji. Bardzo czytelne staje się przy tym, kto naprawdę dba o dobro Polski, a kto tylko o sprawy własnej partii.
- Reforma samorządowa uderza w interesy tych grup, które żyją ze słabości państwa. Rozmnożenie liczby województw w stosunku do koncepcji rządowej świadczy o tym, że grupy te mogą liczyć na poparcie znacznej części społeczeństwa.
- Mieliśmy 49 województw, będziemy mieli 16. Opór przeciwko zmianom oczywiście istnieje, ale nie paraliżuje naszej pracy. Samo "rozmnożenie" województw nie zepsuje reformy. Nadal dzięki samorządowym województwom będziemy mogli prowadzić skuteczną politykę regionalną, bez której nie można myśleć o dalszym wzmocnieniu państwa.
- Województwa nie będą w pełni samorządowe. Dlaczego obywatele mogą wybierać bezpośrednio prezydenta, posłów, senatorów, ale już nie wojewodów? Czy nie jest to ustępstwo na rzecz przeciwników samorządności?
- Absolutnie nie. Bardzo silną reprezentacją woli społeczności lokalnej będzie sejmik wojewódzki, który dokona wyboru marszałka. To sejmik zadecyduje o rozwoju regionu, realizując ideę samorządności. Jednak w każdym województwie są do wykonania zadania centralne, ściśle rządowe. W żadnym wypadku nie można poddać wojewody pod wyborcze decyzje społeczności lokalnych. Ja sam jestem zdecydowanym zwolennikiem koncepcji usytuowania wojewody jako reprezentanta rządu.
- Przecież w USA wybór gubernatora, a w Niemczech premiera landu, bynajmniej nie powoduje unicestwienia tych państw. U nas tymczasem zdaje się dominować francuski model administracji.
- To, co się sprawdza w jednym państwie, nie musi znaleźć zastosowania w innym. Tradycje kształtowania się naszej państwowości są bardziej zbliżone do doświadczeń francuskich niż niemieckich czy amerykańskich. Nie należy lekceważyć przyzwyczajenia narodów do pewnego modelu samorządności.
- Przez pół wieku przyzwyczajano nas też do braku samodzielności. "Twój poziom życia zależy od rządu" - nadal głoszą zarówno środowiska lewicy, jak i skrajnej prawicy narodowej. Tymczasem rząd pozbywa się swych uprawnień, a premier musi się pozbyć wizerunku wszechwładnego "I sekretarza KC". Wielu obywateli może się poczuć zagrożonymi z powodu konieczności samodzielnego kreowania swojej pomyślności.
- Przekazanie wielu uprawnień społecznościom lokalnym oznacza zarazem wzmocnienie państwa w jego zasadniczych funkcjach, które muszą być sprawowane w sposób centralny - takich jak choćby bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne czy też zagwarantowanie opieki najsłabszym. Równocześnie jednak rząd działać będzie poprzez tworzenie ludziom optymalnych warunków do samodzielnego dbania o swój byt, do rozwijania więzi międzyludzkich, wzajemnego świadczenia sobie usług. Demokracji i samodzielności można się nauczyć jedynie w praktyce. Nadal zaś gwarancje powszechnego, bezpłatnego dostępu do szkół czy bezpłatnej opieki zdrowotnej dla każdego pozostają w gestii rządu.


Rozpoczęcie reform daje największą szansę na utrzymanie przewagi przez te siły polityczne, które zdolne są do podejmowania śmiałych i dalekowzrocznych decyzji

- Polacy akceptują demokrację, ale niekiedy boją się - jak to ujął ks. prof. Tischner - "nieszczęsnego daru wolności". A właśnie obawy przed samodzielnością są głównym pożywieniem dla opozycji.
- Opozycja rzeczywiście odwołuje się do obaw, co więcej - stara się je wzmacniać, utrzymując w ten sposób ludzi w stanie bierności i zależności. Jeszcze niedawno mało kto sobie wyobrażał, że w sklepach mogą być pełne półki. Po zniesieniu koncesji na handel okazało się, że najbardziej opłacalne jest prowadzenie sklepów spożywczych, oferujących towary po umiarkowanych cenach. Na szczęście dla nas korzystne efekty zmian będą dość szybko widoczne. Już dziś lekarze oferują swoją pracę jako lekarze rodzinni, a pielęgniarki - jako prowadzące ośrodki opiekuńcze. Moim zdaniem, dzisiejsza opozycja, werbalnie akceptując reformy, w rzeczywistości nie potrafi się z nimi pogodzić. Nie sądzę, aby to się szybko zmieniło.
- Na początku sprawowania urzędu patrzył pan na życie polityczne bardziej idealistycznie. W maju tego roku powiedział pan w wywiadzie dla "Wprost": "Nie spodziewam się sprzeciwów pana prezydenta wobec naszych przedsięwzięć o fundamentalnym znaczeniu dla przyszłości Polski".
- No i nie myliłem się, bo sprzeciwu rzeczywiście nie było. Była gra polityczna obliczona na uzyskanie rozwiązań korzystnych dla opozycji, niestety - ze szkodą dla reformy.
- Ale doskonale pan wie, że owa gra oznaczała próbę rozmontowania reformy na poziomie szczegółowych rozwiązań.
- Reforma jest dobra również na poziomie szczegółowych rozwiązań, choć przyznam, że w niektórych wypadkach mogłoby być lepiej.
- A jednak koalicja, zwlekając do ostatniej chwili z uchwaleniem ustawy budżetowej, szykuje nowy oręż dla prezydenta.
- Nie ma tu mowy o "ostatniej chwili". Skorzystanie z konstytucyjnego prawa nie jest wynikiem zwłoki ze strony rządu. Wejście w życie reformy administracji publicznej, ubezpieczeń społecznych i służby zdrowia to okoliczności w sposób oczywisty wyjątkowe dla finansów państwa. Dopóki Sejm nie uchwali ustawy o finansach publicznych, nie przesądzi o sposobie finansowania samorządów czy służby zdrowia, dopóty nie można opracować budżetu państwa. Niepoważne jest domaganie się projektu budżetu na rok przyszły, zanim zapadną zasadnicze decyzje dotyczące podziału środków w nowym modelu funkcjonowania państwa.
- Innym orężem posługuje się opozycja parlamentarna, która zarzuca rządowi brak ustaleń dotyczących finansowania samorządów czy też przydzielenie do ich własnej dyspozycji tylko 5 proc. dochodów z podatków.
- Mamy tu znowu do czynienia z podsycaniem obaw społecznych kosztem reformy państwa. Parlament zdecydował - zresztą również głosami lewicy - aby budżet powiatów podzielony był wstępnie na działy, takie jak transport czy szkolnictwo, co przy przechodzeniu z systemu centralnego finansowania na samorządowy daje gwarancję zachowania ciągłości zobowiązań wobec społeczności lokalnej. Znaczna część budżetów samorządowych podzielona będzie na działy, ale wewnątrz tych działów samorządy będą podejmować autonomiczne i samodzielne decyzje. Nie umniejsza to w sposób istotny samorządności ani możliwości działania samorządu powiatowego, a decyzje samorządu dotyczą oczywiście całego budżetu, a nie pięciu procent. Fundusze dla samorządów powiatowych będą przy tym dużo wyższe niż przewidywaliśmy na wiosnę. Szacowaliśmy, że przeznaczy się na to 9-10 mld zł, teraz wiadomo, że będzie to ok. 14 mld zł. Po roku funkcjonowania nowego systemu rząd przedłoży propozycję nowelizacji ustawy zwiększającej dochody własne samorządów kosztem subwencji i dotacji.
- Z powodu wewnętrznych sporów, widocznych choćby przy tworzeniu nowej ustawy podatkowej, koalicja doprowadza do wzrostu społecznych obaw przed skutkami reform.
- Nie możemy w ogóle uniknąć prowadzenia publicznej debaty, która jest głównym tworzywem demokracji. Taki jest obyczaj we wszystkich ugrupowaniach, które wywodzą się z "Solidarności", że pewne sprawy przedstawia się uczciwie i szczerze. Jestem przekonany, że na dłuższą metę tylko takie postępowanie ma sens, gdyż społeczeństwo coraz bardziej dojrzewa, ma coraz większy dostęp do informacji. Natomiast powinniśmy zabiegać o to, aby sposób podawania tych informacji nie narażał nas na oskarżenia, iż zajmujemy się tylko wewnętrznymi sporami. Pod tym względem pozostaje wiele do zrobienia i nie mam żadnych wątpliwości, że sposób zgłoszenia zmian podatkowych był jednym z najgorszych, jakie były możliwe. Obawiam się, że niektóre z pożytecznych pomysłów mogących uzdrowić publiczne finanse zostały w dużym stopniu "spalone" przez sposób ich prezentacji.
- Stwierdził pan kiedyś, że za najpiękniejszy okres w naszej historii uważa dzieje Sejmu Czteroletniego, kiedy to nasi przodkowie wykazali się wielką wyobraźnią, "wyprzedzili swój czas". Czy nie obawia się pan, że nie starczy nam dziś tak wielkiej wyobraźni?
- Jesteśmy obecnie w lepszej sytuacji niż Polacy przed kilkuset laty, gdyż nie znajdujemy się w obliczu groźby likwidacji państwa przez obce mocarstwa. Jeżeli nam się nie uda, to tym razem nie będzie na kogo zrzucić winy za niepowodzenia. Reformy przeprowadzane przez ugrupowania wywodzące się z "Solidarności" są dobrą, pozytywną odpowiedzią na to pytanie. Tylko od nas samych zależy, czy skorzystamy z wielkiej szansy, jaką obecnie mamy.

Więcej możesz przeczytać w 41/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.