Gorączka białych nocy

Gorączka białych nocy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mroźna Alaska jest największym, ale najrzadziej zaludnionym stanem USA. Ta trudno dostępna kraina jest chyba jedynym miejscem, gdzie wciąż spełnia się "amerykański sen" o otwartej dla wszystkich ziemi bez granic, o terytorium nieograniczonych możliwości.
To niegościnne miejsce jest najwcześniej zasiedlonym obszarem Ameryki Północnej. Około 40 tys. lat temu przez Cieśninę Beringa przedostali się z Azji praojcowie Eskimosów i Indian. Dopiero w 1741 r. pierwszy biały człowiek - holenderski podróżnik w służbie rosyjskiej Vitus Bering - postawił nogę na ziemi Alaski. Obserwował urwiska lodowców i podziwiał białą piramidę drugiego co do wysokości szczytu Ameryki Północnej - Saint Elias (5489 m n.p.m.). Ów Holender dał początek rosyjskiej inwazji na północny kraniec Ameryki, gdyż syberyjscy myśliwi i handlarze futer garnęli się tu masowo, zwabieni obfitością łatwych do zabicia, cennych zwierzaków. Do dziś żyją tu rody prawosławnych Amerykanów o rosyjskich nazwiskach.
W 1867 r. ówczesny sekretarz stanu USA William Seward przeforsował przyjęcie rosyjskiej propozycji sprzedaży Alaski. Pieniądze miały zasilić opustoszały skarb carski, tym bardziej że najlepsze stada futerkowych zwierząt i tak już wytępiono. Amerykanie nie byli zadowoleni z wydania 7,2 mln dolarów na bezużyteczną "lodówkę Sewarda", ale wkrótce w sąsiednim kanadyjskim Klondike wybuchła gorączka złota, a złote bryłki znaleziono także na Alasce. W 1912 r. ustanowiono Terytorium Alaska, a w 1959 r. przyjęto je jako 49 stan do USA.
Dostać się na Alaskę można w dwojaki sposób. Bramą do niej jest Van- couver w zachodniej Kanadzie, najpiękniejsze obok San Francisco miasto Ameryki Północnej. Można stąd popłynąć na północ przez długie przejście wśród wysp i fiordów zwane Inside Passage. Zachwyt, jaki budzi labirynt skalistych wysp i wysepek, może popsuć częsty tutaj deszcz, bo zachodnie wybrzeże Kanady należy do najwilgotniejszych miejsc na świecie. Wzdłuż wybrzeża ciągną się kolejne wyspy, miejsca dawnej kolonizacji Norwegów czy Rosjan. W małych wyspiarskich miasteczkach, jak Wrangell czy Petersburg, przyjęło się przyjaźnie pozdrawiać nieznajomych na ulicy. Sporo jest tu też Amerykanów o polskich nazwiskach; spośród nich najbardziej znany jest senator stanowy Frank Murkowski. W większości są to potomkowie emigrujących "za chlebem". Brodatemu traperowi, którego pradziadek podobno pochodził z Krakowa, musieliśmy tłumaczyć, kim jest Czarna Madonna z Częstochowy (miał po dziadkach jej wizerunek) i dlaczego nie jest ona Murzynką.
"Autostradą alaskańską" - pasemkiem lichego asfaltu biegnącym wśród górskich przełęczy - dostaniemy się z Vancouver aż do Dawson, mieściny położonej u zbiegu rzek Klondike i Jukon. To jeszcze Kanada, ale już serce Dalekiej Północy, mityczne Klondike, gdzie rodziły się i upadały fortuny szczęśliwych poszukiwaczy. Przez rozlany szeroko, lecz bystry Jukon przeprawiamy się malutkim promem. Jesteśmy zaledwie o 200 mil od kręgu polarnego. Dalej nie ma już asfaltu, a nasza "autostrada" ostrymi serpentynami wspina się na bezleśne stoki górskiego pasma. Za kolejnym grzbietem stoi drewniana budka graniczna - to znowu Alaska. Noc nie nadchodzi. Choć zegarek wskazuje północ, słońce wciąż wisi na niebie. Spać się nie chce, ale ołowiane zmęczenie opanowuje wszystkie członki, a żwir - niby ze starej kopalni złota - osiada pod powiekami. Stąd bierze się złość na wszystko i wszystkich: na paskudną drogę, wściekłe komary, bezleśne góry, współtowarzyszy podróży, na cały świat. Oto "syndrom białych nocy", jedno z największych zagrożeń czyhających na Dalekiej Północy. Stąd w Jukonie i na Alasce tyle aktów niespodziewanej agresji. "Przystanek Alaska" ze znanego serialu to sielska lipa. Prawdziwa Alaska jest piękna i odludna, lecz jednocześnie niebywale podstępna i groźna.
Zbliżamy się do Fairbanks, jedynego większego miasta pośrodku Alaski. Towarzyszą nam typowe na Dalekiej Północy rozlewiska rzeki Chena, tworzącej liczne odnogi wśród zwałów żwiru. Wśród klimatycznych skrajności (zimą temperatura spada do minus 500C, latem wzrasta do plus 30) czterdziestotysięczne miasto usiłuje za wszelką cenę być normalną Ameryką. Trochę mu się nawet udaje: ma skrzyżowania ze światłami, dzielnicę uniwersytecką, kilkunastopiętrowe budynki i domki na przedmieściach. Ale przed zimą miasto nieuchronnie się wyludnia, ludzie zwijają interesy, zamykają domy i uciekają na Florydę. Zaraz za miastem asfalt się urywa, nikną też ostatnie karłowate drzewa, pojawia się bezbrzeżna tundra. Choć jest to jedyna droga do roponośnych złóż nad Oceanem Lodowatym, nie można jej wyasfaltować, bo jedziemy po wiecznej zmarzlinie. Tylko latem wierzchnia warstwa gruntu rozmarza i zamienia się w grząskie bagnisko.
Na południe od Fairbanks powraca asfalt, już blisko do Parku Narodowego Denali, a w nim do najwyższej góry Ameryki Północnej - McKinley (6194 m n.p.m.). Wyrastając z niezbyt wyniosłego płaskowyżu, góra ta tworzy najogromniejsze na świecie ściany. Zmienna, kapryśna pogoda alaskańska jest jednak najtrudniejszą zaporą dla wspinaczy. Denali to w istocie jedno wielkie zoo na wolności - stada łosi i reniferów, dzikie owce, polarne lisy i czarne niedźwiadki. Ale wszyscy z gotowymi do "strzału" kamerami czekają na grubego zwierza: to oczywiście król Kanady i Alaski - szary niedźwiedź grizzly (po polsku: brodaty).
Wkrótce droga znowu zagłębia się w gęsty, ciemny bór. Przed nami 230-tysięczne Anchorage, największe miasto stanu określane jako "skrzyżowanie świata" ze względu na międzynarodowe lotnisko położone w podobnych odległościach do Moskwy, Tokio i Nowego Jorku; tutaj krzyżują się drogi wielkich odrzutowców. Za rozległym fiordem, nad którym górują stożki czynnych wulkanów, znów rozpościera się Pacyfik.

Więcej możesz przeczytać w 41/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.