Dzień bez samochodu

Dzień bez samochodu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wybudowaliśmy metropolie, wcisnęliśmy do nich mnóstwo biur, ludzi i samochodów , a teraz nie wiemy, co z tym wszystkim począć, okazuje się bowiem, że robi się brudno i głośno
Francuskie Ministerstwo Środowiska przeprowadziło 22 września operację pod nazwą "W mieście bez mojego samochodu?". Ten znak zapytania jest bardzo ważny, bo ministerstwu chodziło o to, by mieszkańcy miast zaczęli wyrabiać w sobie odruch zadawania pytania, czy samochód jest im na pewno zawsze potrzebny. Chciało także wymusić na nich poszukiwanie rozwiązań alternatywnych i uzmysłowić im, że one naprawdę istnieją. Zatem w prawie czterdziestu miastach po prostu zabroniono ruchu samochodowego w niektórych rejonach śródmiejskich przez cały dzień, licząc na to, że mechanizmy adaptacyjne wytworzą się same. Istotnie, możliwości adaptacji człowieka do nawet najbardziej niesprzyjających warunków są bardzo duże. Na przykład w Korei Północnej daje się ludziom bardzo mało jedzenia, a oni zawsze jednak znajdą jeszcze parę korzonków, by uzupełnić menu oferowane przez państwo.
Wielu mieszczuchów wsiadło zatem na rowery, przywdziało łyżworolki albo podreptało z rezygnacją do metra bądź autobusu. A wyspecjalizowane instytucje wysłały na zagrodzone ulice - co? - oczywiście samochody ze sprzętem do pomiaru skażenia powietrza i poziomu hałasu. Proszę sobie wyobrazić, że okazało się, iż kiedy nie jeżdżą auta, to powietrze na ulicy jest czystsze i jest tam ciszej. Podano także inne dane. W Paryżu nastąpił dwudziestoprocentowy spadek ruchu samochodowego, za to w stolicy Francji wypożyczono o 75 proc. więcej rowerów niż w inne dni. Na ulicy Rivoli koło Luwru doliczono się 650 rowerów na godzinę. Równocześnie - i była to prawdziwa niespodzianka - o 38 proc. wzrosła szybkość pojazdów, które jeździły tego dnia w rejonach "dozwolonych", bo na ulicach zrobiło się luźniej. Jak wspomnieliśmy, 20 proc. codziennych kierowców zostawiło samochody w garażach - najpewniej obawiając się właśnie korków z powodu zamknięcia niektórych dzielnic.
Wybudowaliśmy wielkie metropolie, wcisnęliśmy do nich mnóstwo biur, mieszkań, ludzi i samochodów - i teraz nie bardzo wiemy, co z tym wszystkim począć, bo okazuje się, że robi się brudno i głośno. A jednak wymuszanie rezygnacji z samochodu byłoby w obecnych warunkach absurdem. Mimo korków, ciągle pozwala on często przemieścić się z miejsca na miejsce szybciej niż transport zbiorowy. A przede wszystkim zapewnia trudną do skompensowania innymi środkami autonomię i elastyczność poruszania się po mieście. Truizmem jest stwierdzenie, że możliwości stwarzane przez samochód stanowią postęp, nie ma więc co się na ten pojazd obrażać. Dopóki miejskie infrastruktury nie będą w stanie naprawdę go zastąpić lepszymi rozwiązaniami, dopóty trzeba pracować raczej nad jego udoskonaleniem i zmniejszeniem jego szkodliwości dla płuc i uszu niż nad jego wyganianiem.
Opinia publiczna daleka jest jeszcze od wszechstronnego przemyślenia stanowiska w tej sprawie, o czym najlepiej świadczą wyniki sondaży i specjalistycznych badań. Z sondażami nierzadko bywa tak, że każdy może z nich wyczytać dokładnie to, co mu się podoba, ale w tym wypadku ta swoboda szczególnie rzuca się w oczy. Z ankiety instytutu IFOP wynika, że 85 proc. mieszkańców miast objętych operacją z 22 września poparło ją, a jeszcze więcej - 87 proc. - życzy sobie, by ją powtórzyć. To pierwsza trochę dziwna sprawa: płynie stąd wniosek, że co najmniej 2 proc. niezadowolonych z operacji respondentów pragnie jej powtórzenia. No, powiedzmy, że odpowiada to odsetkowi masochistów w społeczeństwie. Ale sprawa staje się jeszcze dziwniejsza, kiedy zapoznajemy się z wynikami szczegółowych i długookresowych badań przeprowadzonych przez INSEE, francuski odpowiednik GUS. Dowiadujemy się z nich, że w odczuciu 80 proc. Francuzów problem zanieczyszczenia powietrza ich nie dotyczy. W Paryżu - mieście wyposażonym w gęstą sieć transportu zbiorowego - prawie 60 proc. ankietowanych twierdzi, że najszybciej przemieszcza się własnym samochodem. Co więcej, badania INSEE wskazują, że zaledwie 27 proc. Francuzów mogłoby naprawdę bez trudności obyć się w życiu codziennym bez auta. Dla 41 proc. jego używanie stanowi konieczność związaną z obowiązkami zawodowymi, trudnościami z samodzielnym poruszaniem się (dotyczy to zwłaszcza coraz liczniejszej grupy emerytów) lub koniecznością rozwożenia dzieci do szkół. Wygląda zatem na to, że zadowolenie z "dnia bez samochodu" okazane w sondażu IFOP wynika albo z wadliwego doboru próby, albo po prostu z dobrego nastroju wywołanego piękną pogodą sprzyjającą spacerom i jeździe na rowerze. Poza tym nie trudno być zadowolonym, kiedy takie doświadczenie trwa krótko i ma bardzo niewielki zakres.
Najgorsze, co mogłoby się przydarzyć tej pouczającej inicjatywie, to przekształcenie jej w podstawę prawdziwej ideologii wypychania samochodów z miast. W jednym z nich transport miejski ogłosił strajk w "dniu bez samochodu", a mimo to operacji nie odwołano, pozostawiając część mieszkańców zupełnie na lodzie. To jest właśnie sedno problemu. Jeśli ktoś chce wyrzucać samochody z miast - proszę bardzo, ale trzeba go zaraz dokładnie wypytać, co proponuje w zamian.

Autor jest dziennikarzem RFI w Paryżu
Więcej możesz przeczytać w 40/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.